O budowaniu życia kulturalno-społecznego Polonii wiktoriańskiej – rozmowa z Ks. Wiesławem Słowikiem SJ OAM

Z cyklu Wasze historie przedstawiamy wywiad z ks. Wiesławem Słowikiem SJ OAM, koordynatorem polskiego duszpasterstwa w Wiktorii, pomysłodawcą i organizatorem wielu inicjatyw kulturalnych i społecznych, społecznikiem zaangażowanym w pomoc ludziom oraz pielęgnowanie polskiej kultury w Australii.

Justyna Tarnowska [J.T.]: Chociaż nasza rozmowa będzie dotyczyła głównie historii Księdza pobytu w Australii, chciałabym, aby czytelnicy dowiedzieli się po krótce o Księdza drodze do kapłaństwa i do działalności misyjnej.

Ks. Wiesław Słowik [Ks. Wiesław]: Urodziłem się w Starej Wsi na Podkarpaciu. Niedaleko mojego domu był Nowicjat Towarzystwa Jezusowego, do którego wstąpiłem jako niespełna 15-letni chłopak, bo miałem bardzo silne przekonanie, że aby być szczęśliwym w życiu, muszę wstąpić do tego zakonu i to jak najszybciej. Po dwóch latach nowicjatu, czyli czasu próby dla kandydata i przyglądania się przyszłemu życiu zakonnemu, złożyłem śluby zakonne. Z racji na to, że do zakonu wstąpiłem po 1. klasie gimnazjum, każdy kolejny rok, a potem maturę, musiałem zdawać eksternistycznie w Rzeszowie. W 1964 r. rozpocząłem studia filozoficzne w Krakowie. Po kilku tygodniach przerwano mi je powołaniem do wojska na 2-letnią zasadniczą służbę w formacji saperów. Znalazłem się wówczas w grupie 23 jezuickich seminarzystów i około dwustu adeptów innych seminariów w całej Polsce. Tą akcją, łamiącą podpisane umowy pomiędzy Państwem a Kościołem, próbowano złamać prymasa Wyszyńskiego i kardynała Wojtyłę.

W formacji saperów (1965)
Jezuiccy klerycy w wojsku – 8 saperów i 2 marynarzy (1966)

Po wojsku ukończyłem studia filozoficzne w Krakowie i w 1969 roku rozpocząłem studia teologiczne w Warszawie. Po pierwszym roku teologii przyleciałem do Australii.

„Nie mówcie nikomu, że macie maturę” – Przeczytaj wywiad z ks. Wiesławem Słowikiem w serwisie DEON.PL – kliknij TUTAJ

J.T.: Do Australii przyjechał Ksiądz, jeszcze jako kleryk, w 1970 r. Zdobycie paszportu w tamtych czasach nie było łatwym zadaniem. W Księdza przypadku było to kilka lat czekania.

Ks. Wiesław: Po powrocie z wojska, podczas otwarcia roku akademickiego usłyszałem w exposé nowego przełożonego południowej prowincji jezuitów, że chciałby pozytywnie odpowiedzieć na kilkuletnie prośby o pomoc płynące od starzejących się jezuitów w Zambii, Japonii, Ameryce i Australii. Gdy po kilku miesiącach okazało się, że do pomocy schorowanemu w Australii pionierowi, Ojcu Janusowi, nie było chętnych, zgłosiłem swoją gotowość, a potem dowiedziałem się, że zgłosił ją także kolega z tego samego roku, ks. Leonard Kiesch SJ.

Rzeczywiście, czekając 4 lata na paszporty zdążyliśmy ukończyć studia filozoficzne, zaliczyliśmy specjalny kurs organizowany przez instytucje państwowe dla ubiegających się o wyjazd z kraju, bezskutecznie próbowaliśmy się uczyć języka angielskiego i w końcu rozpoczęliśmy studia teologiczne w Warszawie. Szukaliśmy też dostępnych informacji o Australii i czekającej nas tam pracy, ale kontakt z Ojcem Janusem skutecznie blokowała nam cenzura. Ponieważ nasze i jego listy ginęły na poczcie, trzeba było w końcu szukać możliwości kontaktu poprzez Rzym.

Po kilku latach zapewnień i oczekiwań, gdy promesa australijskiej wizy już po raz kolejny traciła ważność, udaliśmy się z ks. Leonardem do Ministerstwa Spraw Wewnętrznych z pytaniem, czy kiedykolwiek otrzymamy paszporty. Przesłuchiwano nas oddzielnie próbując wysądować, jak bardzo zależy nam na wyjeździe. Mieliśmy już dość czekania i zapewnień, że władza ludowa jest zainteresowana wspieraniem Polonii, poprosiliśmy więc o formalne odmówienie nam paszportów. W ciągu dwóch tygodni otrzymaliśmy je.

J.T.: Jakie były początki Księdza pobytu na australijskiej ziemi?

Ks. Wiesław: Do Australii przylecieliśmy w październiku 1970 r. Był to dla mnie zupełnie obcy świat. Daleko od ojczyzny, bez znajomości języka i w zupełnie odmiennych warunkach klimatycznych poczułem się jak dziecko zagubione we mgle. Zamieszkaliśmy wśród Australijczyków, w Jezuickim Kolegium Teologicznym w Parkville. Niemal następnego dnia zapisano nas na kurs angielskiego. Mieliśmy przed sobą 4 miesiące intensywnej nauki języka, w którym zamierzaliśmy od nowego roku akademickiego kontynuować i ukończyć studia teologiczne.

Dwa dni po przyjeździe trafiliśmy na polską mszę św. w kościele św. Ignacego w Richmond, oprawianą od 20 lat przez Ojca Józef Janusa. Nazwaliśmy go „tatą”. Był dla nas mentorem i przewodnikiem, a otworzone przez niego Centrum Polskiego Duszpasterstwa w Richmond stało się naszym drugim domem. Trzy lata później, podczas Międzynarodowego Kongresu Eucharystycznego 25 lutego 1973 roku w kościele św. Ignacego w Richmond przyjęliśmy święcenia kapłańskie z rąk kardynała Karola Wojtyły. Uczestniczyło w tej uroczystości mnóstwo rodaków. Nie wszyscy zmieścili się w tym ogromnym kościele, a niektórzy do dziś wspominają to wielkie dla nich wydarzenie. Dla nich i na ich oczach otrzymywaliśmy kapłaństwo.

Święcenia kapłańskie ks. Wiesława (25.02.1973)
Święcenia kapłańskie ks. Wiesława (25.02.1973)
Święcenia kapłańskie (25.02.1973)

Pod koniec 1973 ukończyłem studia teologiczne na Uniwersytecie Melbourne, a rok później odbyłem w Stanach Zjednoczonych 9-cio miesięczną probację. Zakończyłem nią moją jezuicką formację i byłem gotowy do służby.

J.T.: Rok 1973 był szczególnie ważny dla wiktoriańskiej Polonii, gdyż została poświęcona polska świątynia w Essendon.

Ks. Wiesław: Tak, Polskie Sanktuarium Maryjne w Essendon, wzniesione sercami Polaków, konsekrował w sobotę, 24 lutego 1973 roku, na dzień przed naszymi święceniami, metropolita krakowski, kardynał Karol Wojtyła. Kamień węgielny został poświęcony w 1968 roku przez opiekuna światowej Polonii, biskupa Władysława Rubina. Był to wielki dzień dla polskiego Melbourne. Mieliśmy nareszcie swoją świątynię, poświęconą Matce Bożej Częstochowskiej, w której mogliśmy się czuć jak „u siebie”.

J.T.: Jak wyglądały pierwsze lata Księdza posługi w Melbourne?

Ks. Wiesław: Zaraz po święceniach powierzono mi opiekę duszpasterską nad Polakami w południowo-wschodnich dzielnicach Melbourne, gdzie całkiem prężnie działał już Kościół Adwentystów Dnia Siódmego. Moim zadaniem miała być troska o polskich katolików. Po odwiedzeniu wielu rodzin, za zgodą władz kościelnych otworzyłem nowy Ośrodek Polskiego Duszpasterstwa przy parafii Najświętszego Serca Pana Jezusa w Oakleigh. Komitet Kościelny, Koło Pań, Grupa Młodzieżowa, lektorzy, ministranci i w niedługiej przyszłości także Polska Szkoła „Czwartkowa” (nie sobotnia) stały się mocnym wsparciem polskiego duszpasterstwa w południowo-wschodnich dzielnicach. Oprócz sprawowania mszy świętej, sakramentów i drogich polskiemu sercu nabożeństw organizowałem także spotkania nad Biblią, które cieszyły się dużym zainteresowaniem. A Koło Pań i Grupa Młodzieżowa zasłynęły z niezwykle popularnych zabaw i towarzyskich spotkań.

Zabawa organizowana przez Klub Polskiej Młodzieży przy parafi Serca Bożego w Oakleigh

J.T.: Od 1982 r. opiekował się Ksiądz ośrodkiem w Essendon, potem przez 13 lat ośrodkiem w Richmond. Od 12 lat ponownie opiekuje się Ksiądz Sanktuarium Maryjnym w Essendon.

Ks. Wiesław: Już od przeszło 70 lat polscy jezuici zajmują się duszpasterstwem Polaków w Wiktorii. Pierwszy stały ośrodek polskiego duszpasterstwa w Melbourne powstał przy jezuickiej parafii św. Ignacego w Richmond dzięki staraniom Ojca Stanisława Skudrzyka i długoletniej posługi Ojca Józefa Janusa. Potem powstawały następne: St. Albans, Yarraville, North Sunshine, Ardeer i Dandenong, w których posługiwali: ks. Józef Krasocki, O. Marcin Chrostowski OP i księża Werbiści: Maciej, Gamański i Laban. W latach 70-tych ubiegłego wieku w oparciu o Richmond powstało na terenie melbourneńskiej metropolii Polskie Sanktuarium Maryjne w Essendon oraz nowy ośrodek w Oakleigh. Ojciec Skudrzyk pracował w Melbourne tylko kilka lat. Ojciec Janus zmarł po 30 latach polonijnej posługi w 1980 roku. Ojciec Leonard Kiesch po 10 latach opuścił Australię. W 1975 roku dołączył do nas Ojciec Zygmunt Nowicki; przez kilka lat wspierał nas zambijski misjonarz, Ojciec Augustyn Smyda; od 1984 przez 8 lat pracował z nami Ojciec Zbigniew Górecki; w 1987 przybył do Melbourne Ojciec Eugeniusz Ożóg i służył nam aż do śmierci w 2008 roku. Od 1996 roku służy rodakom w Melbourne Ojciec Ludwik Ryba, od 2011 Ojciec Tadeusz Rostworowski, a dwa lata temu dołączył do nas Ojciec Mariusz Han. Stanowimy wspólnotę zakonną polskich jezuitów i wzajemnie się wspieramy w trosce o powierzonych nam ludzi. Po kilkunastu latach w Oakleigh przejąłem odpowiedzialność za Sanktuarium Maryjne w Essendon. Przekazałem ją po 10 latach Ojcu Ożogowi i objąłem po Ojcu Góreckim ośrodek w Richmond. Po śmierci Ojca Ożoga wróciłem do Essendon.

Niedzielna msza św. w Kościele św. Ignacego w Richmond

Przez niespełna 50 lat posługi duszpasterskiej w Melbourne ochrzciłem kilka tysięcy polskich dzieci, błogosławiłem setki małżeństw, towarzyszyłem wielu rodzinom podczas pogrzebów bliskich im osób, przygotowywałem co roku dzieci do Pierwszej Komunii Świętej i młodzież do sakramentu bierzmowania, spędziłem wiele godzin swego życia w konfesjonale i poznałem dziesiątki szpitali i domów opieki, odwiedzając w nich i przygotowując wielu chorych do przejścia z tego świata.

Polskie Sanktuarium Maryjne – prezentacja dzieci przygotowujących się do I Komunii św. (2018)

J.T.: Posługiwał Ksiądz również w znacznie oddalonych, północno-wschodnich częściach Wiktorii.

Ks. Wiesław: Intrygowały mnie bardzo losy Polaków na antypodach. Wiele się od nich uczyłem. Słyszałem już w pierwszych latach mojego pobytu w Melbourne, że w odległych miastach północno-wschodniej Wiktorii mieszkają rodacy, którzy po opuszczeniu przejściowych hosteli w Bonegilii czy Benalli osiedlili się w pobliżu. Ciągnęło mnie do nich, bo miałem świadomość, że nie mają polskiego duszpasterza. Po powrocie z Ameryki, w 1975 roku udałem się do Bendigo na spotkanie z biskupem Stewartem i za jego pozwoleniem ruszyłem w podróż od miasta do miasta szukając w nich polskich rodzin, a potem otworzyłem nowy ośrodek polskiego duszpasterstwa w Benalli.

Pod kościełem św. Józefa w Benalli (1978)
Pod kościołem św. Józefa w Benalli

W każdą pierwszą niedzielę miesiąca w gościnnym kościele pw. Świętego Józefa gromadzili się na polskiej mszy świętej rodacy z Benalli, Shepperton, Seymour, Wangaratty, Moyhu, Euroa i okolicznych farm, a potem celebrowaliśmy naszą polskość w parafialnej sali.

Benalla – spotkanie w parafialnej sali po polskiej mszy świętej

Kilka lat później odwiedzili nas Polacy z Albury i Wadongi prosząc o przybycie także do nich. Ponad 20 lat raz w miesiącu odprawiałem polską mszę świętą o godzinie 12.00 w Benalli i o 18.00 w North Albury. Po mszy świętej mieliśmy zawsze towarzyskie spotkania w przykościelnych salach, obchodziliśmy narodowe święta, wyświetlaliśmy polskie filmy i podejmowaliśmy gości z Melbourne. Były to niewielkie polskie wspólnoty, ale zawsze z wielką radością i wdzięcznością podejmujące polskiego duszpasterza.

Pod koniec lat 70-tych założyliśmy Związek Polaków Północno-Wschodniej Wiktorii z oficjalnym sztandarem i siedzibą w Benalli. Jednoczył on wszystkie okoliczne miasta i od samego początku przynależał do Federacji Polskich Organizacji w Wiktorii.

Zebranie Związku Polaków Północno-Wschodniej Wiktorii (Benalla)

Z kolei w Albury-Wodonga już w latach 60-tych Polacy mieli swoją oddzielną organizację należącą do Związku Polaków w NPW. Ta skromna polska organizacja w Albury-Wadonga w latach 80-tych sponsorowała ponad 30 polskich rodzin czekających w Niemczech i Austrii na emigrację do Australii. Większość tych rodzin po kilku latach osiedliła się w Sydney, Melbourne i Perth.

Zebranie Stowarzyszenia Polaków w Albury-Wodonga

Pod koniec ubiegłego wieku życie tych odległych polskich wspólnot powoli zaczęło zamierać. W 2000 roku duszpasterską opiekę nad nimi przejął Ojciec Ludwik Ryba i troszczył się o nie przez blisko 10 następnych lat.

J.T.: W filmie dokumentalnym z serii „Notacje” powiedział Ksiądz, że w latach 70-tych Polonia była bardzo dobrze oceniania przez Australijczyków. Polacy cenieni byli za pracowitość, zaradność, ambicję. W jaki sposób w tamtych czasach Polonia angażowała się w rozwój ośrodków społecznych, kulturalnych i religijnych?

Ks. Wiesław: Emigracja powojenna była niezwykle zorganizowana. Wzrastali przecież w okresie międzywojnia, kiedy to Polska była jedną wielką organizacją. Niemal w każdej miejscowości w każdej parafii były koła gospodyń, orkiestry, amatorskie teatry, zespoły taneczne, chóry, różne bractwa i organizacje kościelne, Sodalicja Mariańska, Akcja Katolicka, Ochotnicze Straże Pożarne, harcerstwo, kluby sportowe, organizacje młodzieżowe. To dzięki tak szerokiemu zaangażowaniu międzywojennego pokolenia i ich wspaniałym umiejętnościom organizacyjnym można było stworzyć w czasie wojny na okupowanych terenach Rzeczpospolitej dobrze funkcjonujące państwo podziemne! W nowej socjalistycznej rzeczywistości narzuconej Polsce przez Sowiecką Rosję niszczono wszelkie formy niezależnych organizacji. Delegalizowano je bardzo skutecznie zabijając w narodzie zdolności i tradycje samoorganizacji.

Ale powojenne pokolenie Polaków przybywając do Australii nie zapomniało swojej aktywności prospołecznej. Już w przejściowych hostelach polscy emigranci zakładali organizacje, szkoły, zespoły, harcerstwo i różnego rodzaju samopomoc, a potem wyrastały jak grzyby po deszczu organizacje kombatanckie i terenowe, Koła Polek, kluby sportowe, drużyny harcerskie, szkoły sobotnie, zespoły taneczne, a przy ośrodkach duszpasterskich Sodalicja Mariańska, Bractwa, Komitety Kościelne, Koła Żywego Różańca. Wznoszono Domy Polskie, myślano o znajdujących się w kryzysie polskich dzieciach sprowadzając do opieki nad nimi ofiarne siostry zakonne. To właśnie od tego powojennego pokolenia uczyłem się na czym polega demokracja, ile radości i satysfakcji może dać człowiekowi ofiarna praca społeczna i czym jest prawdziwy patriotyzm. Byłem pod wrażeniem ich ofiarności, bezinteresowności, ale także miłości do Ojczyzny, z której musieli uciekać lub do której nie mogli po wojnie powrócić. To pokolenie ciągle żyło ideą Niepodległości Polski.

Obejrzyj odcinek „Notacji” z ks. Wiesławem Słowikiem – kliknij TUTAJ

J.T.: Emigracja powojenna była „zakotwiczona” w kościele. Pielęgnowała uczucia patriotyczne. A co było ważne dla emigracji „solidarnościowej”?

Ks. Wiesław: Myślę, że patriotyzm i wiara były ważne również i dla nich. W latach 80. często odwiedzałem hostele: Enterprise w Springvale, Midway w Maribyrnong i Eastbrigde w Nunawading, w których mieszkali Polacy po przyjeździe do Melbourne. Starałem się im pomóc w zaklimatyzowaniu się w nowej rzeczywistości. Założyłem Klub Początkującego Emigranta w Midway pomagając mu w wydawaniu na powielaczu własnego biuletynu. Wraz z kilkoma przyjaciółmi wydaliśmy kilkudziesięciostronicowy Informator dla początkujących polskich emigrantów z podstawowymi poradami, adresami i numerami telefonów. Organizowałem w „Midway” spotkania ze specjalistami (np. prawnikiem, dentystą, lekarzem, reprezentantami partii politycznych itd.). Organizowałem transport do kościoła w Essendon i Oakleigh. Myślę, że te działania pomagały ludziom poczuć się pewniej na australijskiej ziemi i mieć świadomość, że nie są sami, że mogą liczyć na wsparcie polskiej społeczności. Dla obydwu pokoleń proces integracji nie był łatwy. Używaliśmy tych samych słów, ale kryły się w nich zupełnie inne doświadczenia, pojęcia, treści i oczekiwania. Nie brakowało też uprzedzeń, a antypolonijna propaganda uprawiana w Polsce Ludowej ośmieszająca Światową Polonię i Rząd Londyński zakorzeniła się w wielu młodych umysłach i sercach, i często dawała o sobie znać.

J.T.: Polska emigracja do Australii zaczęła się już w XIX wieku, chociaż największe fale emigracyjne przypadają na czasy powojenne i solidarnościowe. Co dali Australii Polacy?

Ks. Wiesław: Polacy oprócz pracowitości i zaangażowania w sprawy nie tylko polskie, ale także australijskie, przyczynili się do zbudowania dobrej opinii o naszym narodzie pośród społeczności australijskiej. Uczestniczyli w wielu kluczowych projektach budowy nowożytnej Australii. Stając się lojalnymi obywatelami tego kraju dzięki swojej bogatej kulturze i przywiązaniu do unikalnych tradycji pozostali sobą ubogacając wielokulturową społeczność piątego kontynentu. 

Swoją kulturą i duchowością Polacy wzbogacili także Australijski Kościół. Obecnie blisko stu polskich księży pracuje na australijskich parafiach. W wielu lokalnych parafiach można dziś spotkać bardzo zaangażowanych i zasłużonych dla lokalnego Kościoła rodaków. W niektórych australijskich kościołach pojawia się tu i ówdzie zwyczaj święcenia pokarmów w Wielką Sobotę albo dzielenie się opłatkiem w po „rodzinnych pasterkach”.

J.T.: Jest Ksiądz nie tylko społecznikiem, ale też osobą łączącą ludzi, Polaków różnych pokoleń.

Ks. Wiesław: Zawsze starałem się być pomostem tak pomiędzy obydwoma pokoleniami Polaków, jak i pomiędzy Polakami a Australijczykami. Wspomnę w tym miejscu jedną z Listopadowych Akademii, organizowanych w Essendon w rocznicę odzyskania przez Polskę niepodległości. W połowie lat 80. zaprosiłem do udziału w świętowaniu naszej polskości w Melbourne trzy różne pokolenia: powojenne, postsolidarnościowe i urodzone na emigracji. Były więc dwa chóry prezentujące dwa odmienne repertuary patriotycznych pieśni. Były recytacje utworów patriotycznych i muzycznych w wykonaniu trzech różnych pokoleń. Tego dnia trzech przedstawiciele trzech różnych polskich pokoleń w Melbourne odpowiadało publicznie na pytanie: „co dla ciebie znaczy być Polakiem w Australii?” Krzysztof Łańcucki (ówczesny Prezes Federacji Polskich Organizacji w Wiktorii) odpowiedział szczerze na to pytanie z perspektywy młodocianego Sybiraka i emigranta lat powojennych. Dr Włodzimierz Wnuk zupełnie inaczej widział swoją polskość w Australii obserwując ją z perspektywy emigracji posolidarnościowej. A Andrzej Nowicki (którego mama urodziła się w Anglii, ojciec w Kanadzie, a on w Nowej Zelandii) biegłą polszczyzną wyznawał swoją polskość z perspektywy trzeciego pokolenia, nie mającego żadnych kompleksów. Każda z tych odpowiedzi była zupełnie inna, bo opierała się na innych doświadczeniach, przeżyciach i oczekiwaniach. Były to bardzo krytyczne i szczere wypowiedzi, dające nam wszystkim wiele do myślenia i otwierające nam oczy na zasadnicze różnice pokoleniowe, które musimy zaakceptować i mimo tych różnic trzeba nam się szanować.

J.T.: Ze swojego doświadczenia jako społecznika i duszpasterza proszę powiedzieć jaki rodzaj współpracy w środowisku etnicznym jest według Księdza najbardziej skuteczny.

Ks. Wiesław: Niewątpliwie, niewiele da się zrobić w pojedynkę. Wszyscy potrzebujemy wzajemnego zrozumienia, akceptacji i współpracy. Duszpasterstwo bez współpracy z organizacjami społecznymi nie byłoby tak skuteczne. Z kolei polonijne organizacje społeczne mogą działać i być prawdziwie skuteczne dzięki wsparciu duszpasterskich ośrodków, gromadzących regularnie co tydzień największą ilość rodaków. Tylko obopólna współpraca może przynieść owoce i przyczynić się do zachowania i rozwoju naszej społeczności.

Niezmiernie też ważną rzeczą w naszym polonijnym życiu jest współpraca i otwartość na środowiska australijskie i wieloetniczne. Nie możemy się separować. Nie możemy też ignorować realiów i struktur kościelnych i państwowych w kraju osiedlenia. Trzeba nam je poznawać i z nimi współpracować na różnych polach.   

J.T.: Od początku jest Ksiądz związany z wiktoriańską Polonią. Praca z młodzieżą, z harcerzami, z Klubami Seniora – jakie inicjatywy były najbliższe Księdza sercu?

Ks. Wiesław: Kocham ludzi. Pojawiające się społeczne potrzeby budziły moją inicjatywę. Jeszcze jako student założyłem grupę młodych, nazwaną „IMPORTAMI”. Do tej nieformalnej grupy należało kilkadziesiąt młodych osób, które różnymi drogami przyjechały do Australii i trudno im było się znaleźć w rodzinach, które ich zaprosiły, albo wybierając emigracyjny los i udając się w nieznane po wylądowaniu na piątym kontynencie poczuli się wykorzenieni i zagubieni. Dla wszystkich kolejnych fal polskich emigrantów w początkach emigracyjnego życia kościół był jedyną znaną im rzeczywistością. W kościele i w bliskiej sercu liturgii mogli poczuć jakąś formę swojej przynależności. Przy kościele także można było poznać tak samo myślących ludzi i nawiązać bardzo potrzebne relacje. Spotykając przy kościele św. Ignacego w Richmond kolejne osoby, szukające bratniej duszy, poznawałem ich z sobą, zapraszałem do domu i zachęcałem do wspólnych działań. Już wcześniej zdążyłem poznać i zaprzyjaźnić się z kilkoma fajnymi młodymi ludźmi urodzonymi w Melbourne i mówiącymi po polsku. Oni to byli nieocenioną bazą informacji o realiach australijskiego życia i mieli swoje samochody. Wyjeżdżaliśmy więc wspólnie pod namioty, organizowaliśmy pikniki, wycieczki, wyjścia do kina i nieformalne spotkania. Grupa ta istniała kilka dobrych lat i pomogła młodym ludziom zaaklimatyzować się na australijskiej ziemi. Gdy jej nieformalni członkowie przestawali się pojawiać na naszych spotkaniach, byłem o nich spokojny, stawali już na własnych nogach.

W Polsce, przed wyjazdem do Australii, zainteresowałem się Sacrosongiem – festiwalem polskiej piosenki o tematyce religijnej. Podczas kolejnego z nich, odbywającego się w 1970 roku we Wrocławiu wraz z Moniką Lubańską (siostrą piłkarza, Włodzimierza Lubańskiego) zdobyliśmy nagrodę publiczności. Pierwszy SACROSONG w Melbourne organizowałem z grupą młodzieży i gronem ofiarnych muzyków już w 1973 roku. Festiwal przetrwał 10 kolejnych lat. Dzięki temu popularnemu wówczas Festiwalowi pojawiły się nowe talenty wokalne pośród dzieci i młodzieży, uaktywniło się wielu ludzi, zarówno dorosłych, jak i młodzieży i bardzo wzbogacił się repertuar pieśni śpiewanych podczas polskich mszy św. w Melbourne.  Gościliśmy także z „sacrosongowym” koncertem w Sydney, Adelaide i Hobart oraz braliśmy udział w pierwszym PolArt-cie w Sydney.

Katedra – otwarcie POL-ART 2004 w Sydney

Niedługo po moim przyjeździe do Australii zaangażowałem się w działalność harcerską. Przeszedłem przez wszystkie stopnie aż do harcmistrza i zostałem instruktorem i kapelanem ZHP w Australii, najpierw hufca „Podhale”, a potem całego Okręgu. Harcerstwo to wspaniała organizacja o ponad stuletniej historii. Jest niezwykłą, bogatą w tradycje i osiągniecia, jedną wielką rodziną. Ognisko harcerskie w Australii czasami przygasa, ale nigdy nie zgaśnie. W harcerskich zlotach czy obozach brało niegdyś udział po kilkaset harcerek i harcerzy. Dziś widzimy ich mniej, ale nie mniej ideowych, gotowych do służby Bogu, Ojczyźnie i bliźnim.

Harcerski Zlot Wędrowniczy na Fraser Island

J.T.: Jest Ksiądz pomysłodawcą i współautorem wielu inicjatyw społecznych, kulturalnych i religijnych. Towarzystwo Polskiej Kultury w Wiktorii, Festiwal Polski na Federation Square czy też Bankiet z okazji 3 Maja to tylko niektóre z nich. Skąd czerpał Ksiądz inspiracje?

Ks. Wiesław: Pomysły na działania pojawiały się wraz z uświadamianiem sobie różnych potrzeb naszej społeczności. Wszystkie moje inicjatywy łączył jeden cel: pragnąłem jednoczyć różne pokolenia we wspólnej trosce o podtrzymanie i promocję polskiego dziedzictwa i naszej pięknej polskiej historii w Australii.

Przez wiele lat organizowałem obozy ministranckie. Byłem współzałożycielem Grupy Młodzieżowej w Oakleigh i Klubu ISKRA w Essendon. Inspirowałem powstanie kilku różnych organizacji społecznych i przykościelnych. Inicjowałem modlitewne spotkania kółek różańcowych. Te ostatnie, niezwykle ciepłe spotkania, odbywają się dwa razy w roku już od 25 lat. W poniedziałek po Zielonych Świątkach, naprzemiennie w kolejnym polskim ośrodku duszpasterskim w Melbourne, zbierają się rodacy ze swymi duszpasterzami na wspólnej modlitwie i wystawnym obiedzie, a 7 października, w uroczystość Matki Bożej Różańcowej, w takiej samej formie spotykamy się w Essendon.

Z ministrantami na Mt. Buller
Ministrancki Obóz w Crosley

Towarzystwo Polskiej Kultury w Wiktorii powstało w 1995 roku jako odpowiedź na pytanie: „Czym można dzisiaj zastąpić niepodległościowy etos australijskiej Polonii”? W zdecydowanej większości znaleźliśmy się w Australii na skutek zniewolenia naszej ojczyzny i długoletnia walka o jej wyzwolenie i suwerenność jednoczyła polonijne społeczności w różnych częściach świata. Dla wielu z nas powrót nad Wisłę stał się już niemożliwy. To, co nas nadal łączyło i wyróżniało, to nasza kultura i obyczaj. Spodziewaliśmy się pomocy z Polski w staraniach o ich utrzymanie. W tym celu zakładaliśmy w Melbourne Towarzystwo Polskiej Kultury. Na pierwsze założycielskie spotkanie zaprosiłem przedstawicieli wszystkich Domów Polskich w Wiktorii oraz kilka znaczących ośrodków i osób, parających się od lat promocją polskiej kultury. Założyliśmy tego dnia nową organizację ze swoim statutem, strukturą i kontem bankowym. Niedługo potem uzyskaliśmy prawo sponsorowania artystów z Polski na zasadzie wymiany kulturalnej. Oferując im zakwaterowanie w domach prywatnych i organizację skoordynowanych koncertów i spotkań w Domach Polskich otworzyliśmy się na możliwość współpracy kulturalnej z Polską poprzez polskie placówki dyplomatyczne w Australii. Jednocześnie postanowiliśmy promować i wspierać naszych lokalnych artystów i dać szansę pojawiającym się nowym talentom. Gdy okazało się jednak, że na pomoc Polskiego Konsulatu nie możemy za bardzo liczyć, stanęliśmy na własnych nogach.

Towarzystwo Polskiej Kultury w Wiktorii (2017)

Niezwykle bogatą jest lista osiągnięć tego Towarzystwa, które nawiązało ścisłą współpracę z innymi stanami. Podejmowaliśmy wiele ciekawych zespołów głównie z Polski, ale także z Litwy i Białousi organizując im koncerty w całej Australii.

Bardzo popularnymi koncertami o nazwie „Polskie Kwiaty” wypromowaliśmy wielu muzyków i wokalistów, organizowaliśmy wiele projekcji filmowych w Stanowym Kinie, urządzaliśmy wystawy plastyczne młodym malarzom, zapraszaliśmy do Melbourne polskie grupy teatralne z innych stanów. To tylko niektóre z ważniejszych dokonań Towarzystwa Polskiej Kultury, które nie zamknęło jeszcze swojej działalności, chociaż znacznie osłabło na skutek internetowych dzisiaj możliwości i topniejącego zainteresowania naszymi ofertami.  

J.T.: A jakie były okoliczności zainicjowania Bankietu z okazji 3. Maja?

Ks. Wiesław: Oficjalne informatory o różnych grupach etnicznych w Australii podają, że narodowym świętem Polaków jest rocznica uchwalenia Konstytucji 3 Maja. Każdego roku obchodzimy to święto w naszych polskich wspólnotach, ale nadszedł czas, aby wyjść z tym świętem na „szersze wody”. Miałem też świadomość, że dla wielu przedstawicieli drugiego i trzeciego polonijnego pokolenia w Wiktorii nasze trzeciomajowe akademie niewiele znaczą.

Akademia 3-Majowa w Essendon
Akademia 3-Majowa w Essendon

Zbyt wielkim wydarzeniem było w Europie uchwalenie tej pierwszej demokratycznej Konstytucji, aby jej nie docenić w bardziej okazałej formie, przemawiającej do młodych profesjonalistów polskiego pochodzenia. Wydawało mi się, że popularna w Australii forma okazałego bankietu, organizowanego co roku w dniu 3 maja w jakimś prestiżowym lokalu i z udziałem znaczących osobistości może zainteresować drugie, profesjonalne pokolenie polonijne i dać mu szansę celebrowania narodowego święta w bardziej popularnej i przyszłościowej formie. Pierwszy tego rodzaju 3-Majowy Bankiet odbył się w 2003 roku w hotelu „Hilton”. Gościom honorowym i mówcą był Gubernator Wiktorii Sir James Gobbo. Potem był hotel „Sheratton”, następnie przez wiele lat „Windsor” najbardziej atrakcyjny hotel w Melbourne, a w ostatnich kilku latach jest to „Arts Centre”. Co roku zapraszaliśmy kolejne interesujące osobistości. Byli wśród nich między innymi: federalny minister Kevin Andrews, przewodniczący Sądu Najwyższego, Murray Gleeson, późniejszy PM, Tony Abbot, znana w Australii, w Polsce i w Rzymie profesor Tracey Rowland, sławny pianista Roger Woodward, australijski ambasador w Polsce, Jonathan Thwaites, sławny historyk Norman Davis, zaproszony z Anglii, były wicepremier i ambasador Australii w Watykanie, Tim Fisher, były szef australijskiego wywiadu, brygadier Gary Hogan.

Te oficjalne Bankiety, mające na celu szeroką promocję pierwszej w Europie Konstytucji i budzenie narodowej świadomości w kolejnych polonijnych pokoleniach mają zawsze bardzo oficjalną oprawę i cieszą się popularnością. Towarzyszy im krótki recital lub program artystyczny, patronat polskiej ambasady lub konsulatu oraz obecność lokalnych polityków i różnych dystyngowanych gości. Organizacyjnym sercem tych Bankietów od początku była i nadal jest Teresa Kamińska, mająca długoletnie doświadczenie w szkoleniu członków Stowarzyszenia Australijskich Biznesmenów. Pomaga jej kilkuosobowy zespół wolontariuszy przy wsparciu Federacji Polskich Organizacji w Wiktorii.

J.T.: Idea Festiwalu Polskiego na Federation Square zrodziła się po sukcesie „Polskiego Dnia”, który odbył się w 2004 r. w Muzeum Emigracji. Czy jako założyciele Festiwalu spodziewaliście się aż tak dużej popularności tego wydarzenia?

Ks. Wiesław: Gdy w 2004 roku wraz z panią Joanną Merwart podejmowaliśmy się w imieniu Prezydium Federacji Polskich Organizacji w Wiktorii odpowiedzieć na zaproszenie Muzeum Emigracyjnego w Melbourne i zorganizować w nim „Dzień Polskiej Kultury”, nie mieliśmy wątpliwości, że wiktoriańska Polonia zechce się godnie zaprezentować. Przygotowania trwały kilka miesięcy i zakończyły się rekordową frekwencją i niebywałym sukcesem. W tej jednodniowej prezentacji polskiej kultury, obyczaju i sztuki wzięło udział wiele organizacji, zespołów i wolontariuszy. Prezentowaliśmy na dwóch estradach chóry, wokalistów, muzyków i zespoły taneczne. Wyświetlaliśmy polskie filmy. Panie pokazywały tajniki polskiej kuchni i zastawiały świąteczne stoły. Hufce harcerskie w humorystyczny sposób prezentowały różne polskie obyczaje. Można było też obejrzeć atrakcyjne wystawy i polskie publikacje. Nie zabrakło rękodzielnictwa i informacji o naszych organizacjach i o polskiej opiece społecznej, ale dość szybko zabrakło jedzenia i picia na lokalnych stoiskach gastronomicznych. Szkoda, że nie zgodzono się na naszą polską gastronomię. Dyrekcja Muzeum była pod ogromnym wrażeniem nie tylko różnorodnych atrakcji, ale przede wszystkim tłumnej obecności.

Sukces tego wydarzenia skłonił nas do wyjścia na szersze wody i zorganizowania Polskiego Festiwalu na Federation Square. Na czele kilkuosobowego Komitetu Organizacyjnego, złożonego głównie z członków drugiego pokolenia, stanął niezwykle utalentowany lider, Janek Szuba. Już pierwszy Polski Festiwal, jaki miał miejsce 20 listopada 2005 roku przerósł nasze najśmielsze oczekiwania. Z roku na rok się rozrastał. Rosły też oczekiwania, a wraz z nimi koszty organizacyjne. Zmieniali się członkowie i prezesi Komitetu Organizacyjnego, rozrastały się festiwalowe oferty i stoiska, a na festiwalowych estradach pojawiali się coraz to nowi artyści i zespoły folklorystyczne reprezentujące inne stany i grupy etniczne.

Polski Festiwal na Federation Square
Polski Festiwal na Federation Square

Polski Festiwal na Federation Square stał się największym etnicznym festiwalem w Wiktorii i jedną z najbardziej popularnych imprez w Melbourne oraz prawdziwą dumą wiktoriańskiej Polonii. Jednoczy on wszystkie pokolenia oraz różne przekonania i przynależności. Tego dnia czujemy się jedną wielką rodziną, dzielącą się swoim dorobkiem, kulturą, uśmiechem i życzliwością z przechodniami, turystami i mieszkańcami naszej Metropolii. Kilka lat temu rekordowa frekwencja przekroczyła 70 tysięcy uczestników, a w ostatnich kilku latach plasuje się w granicach 50 tysięcy.

Obejrzyj film „Polacy w Wiktorii” (reż. Ks. Wiesław Słowik SJ OAM, muz. Cezary Skubiszewski) – kliknij TUTAJ

J.T.: Czym dla Księdza jest patriotyzm? Dlaczego warto pielęgnować uczucia patriotyczne?

Ks. Wiesław: Przypomina mi się, być może mało znacząca historia, która jednak pozostawiła we mnie trwały ślad. Niedługo po przyjeździe do Australii słuchałem na falach ABC audycji radiowej, której gościem był inżynier Eugeniusz Hardy, ówczesny Prezes Rady Naczelnej Polskich Organizacji w Australii. Osoba prowadząca zadała mu pytanie: „Dlaczego u ciebie ciągle ta Polska?”. Pytanie, na pozór prowokacyjne, miało swe uzasadnienie, bo wcześniej pan Hardy mówił o swoich zawodowych sukcesach, o żonie Australijce i dzieciach, wychowujących się w australijskich realiach. W odpowiedzi na pytanie o znany i eksponowany stosunek pana Hardego do Polski usłyszeliśmy: „Czy można zapomnieć o swojej matce? Polska dla mnie jest matką. Ona dała mi życie, przynależność i poczucie godności. Jak ja mogę zapomnieć o mojej matce!” Ta szczera odpowiedź prezesa Rady Naczelnej zrobiła na mnie wrażenie, bo był to mój pierwszy rok w Australii. Ciągle jeszcze szukałem swojego w niej miejsca. Tęskniłem za Polską, brak mi było bliskości rodziny, przyjaciół, polskiej kultury, języka i obyczaju. Mieszkając na co dzień pośród australijskich współbraci zakonnych nie bez trudności i wysiłku wrastałem w nową, obcą mi rzeczywistość.

Według mnie prawdziwy patriotyzm rodzi się w oddaleniu od Ojczyzny, w codziennej konfrontacji z innymi narodami i kulturami. Taka konfrontacja zmusza nas do głębszego poznania i akceptacji swojej własnej odrębności, do bliższego poznania i oceny swojej własnej historii, obyczaju i kultury i do ich pokochania. Dopiero wówczas, gdy człowiek w pełni pozna samego siebie i zaakceptuje tak swoje wartości jak i swe słabości, dopiero gdy odkryje piękno i wartość tego wszystkiego, w czym się wychował, może w pełni docenić innych, inne kultury i narodowości i przestaje się porównywać, poniżać lub wynosić wobec innych stając się wolnym pośród wolnych. Patriotyzm nie zna kompleksów i nie ma nic z szowinizmu, nosi głowę wysoko, ale nikogo nie poniża i nikim nie gardzi. Takiego właśnie patriotyzmu, pełnego dumy z bycia sobą i głębokiego przekonania, że to co polskie jest też dobre i wartościowe, uczyłem się w Melbourne w żywym kontakcie z powojenną Polonią, która mimo tragicznych wojennych losów pozostała bardzo patriotyczną.

JAN PAWEŁ II

J.T.: Kardynała Karola Wojtyłę poznał Ksiądz już w latach 70-tych. Metropolita Krakowski nie tylko wyświęcił Księdza na kapłana, ale także zajmował szczególne miejsce w Księdza życiu.

Ks. Wiesław: Pod koniec lat 60-tych miałem z nim kontakt w Krakowie w jezuickim ośrodku duszpasterstwa akademickiego. Kardynał Wojtyła bardzo chętnie odwiedzał studenckie ośrodki. Zaprosiliśmy go do Melbourne w 1973 roku, aby nam poświęcił Polskie Sanktuarium Maryjne w Essendon i podczas Międzynarodowego Kongresu Eucharystycznego udzielił święceń kapłańskich ks. Kieschowi i mnie. Przyjazd rodziców na nasze święcenia był niemożliwy, dlatego dwa miesiące przed przylotem Kardynała do Melbourne mój tata spotkał się z nim w Krakowie i poprosił o zabranie dla mnie listu i pamiątkowego albumu zdjęć z ponownej koronacji obrazu Matki Bożej Miłosierdzia, znajdującego się w mojej rodzinnej parafii. Ten oryginalny, zabytkowy, słynący łaskami obraz został spalony w 1966 roku w ramach UB-ckiej akcji głoszącej: „tysiąc spalonych kościołów na tysiąclecie polskiego chrześcijaństwa”. Odtworzoną wierną kopię tego słynącego cudami obrazu w 1972 roku koronował ponownie Prymas Stefan Wyszyński. Moi rodzice wiedzieli, że ucieszą mnie zdjęcia z tego wydarzenia. Kilka dni później, w ostatnim dniu 1972 roku mój tato zmarł na atak serca.

Na terenie Domu Dziecka w Essendon (26.02.1973)

Po przylocie do Melbourne w lutym 1973 roku Kardynał Wojtyła zamieszkał w naszym domu, bo był to Kongres ubogich i dla kardynałów nie przewidziano hoteli. W dniu naszych święceń, przed wyjściem do kościoła, Kardynał ogarnął mnie swoim ramieniem i powiedział: „Wiem, jak się dzisiaj czujesz. Ja też straciłem ojca tuż przed święceniami. Jeśli nie masz nic przeciw temu, zastąpię ci twojego ojca”. Bardzo mnie wzruszył tymi słowami. Ilekroć potem znalazłem się w Rzymie z kolejnymi pielgrzymkami czy też samotnie, zawsze znalazła się jakaś możliwość krótkiego spotkania ze Świętym Janem Pawłem II.

Po raz pierwszy było to podczas pielgrzymki, którą zorganizowałem w 1983 roku do Ziemi Świętej, Rzymu i Lourdes. Dzięki pomocy ks. Stanisława Dziwisza wszyscy zostaliśmy przyjęci na prywatnej audiencji w papieskiej bibliotece. Święty Jan Paweł II wspominał wówczas swój pobyt w Melbourne, pytał o śp. Ojca Janusa i o Polskie Sanktuarium Maryjne w Essendon, a żegnając się z nami powiedział pielgrzymom: „Szanujcie go, to ja go wam wyświęciłem”. Zaskoczyła nas jego szczegółowa i bardzo życzliwa pamięć swego pobytu w Melbourne w 1973 r.

Pierwsza pielgrzymka i pierwsze spotkanie z JPII (1983)

J.T.: Podczas 32. podróży apostolskiej Jan Paweł II odwiedził Australię. Czy Polonia wiktoriańska miała możliwość spotkać się z Papieżem?

Ks. Wiesław: Oczywiście. Już przy wstępnych planach podróży apostolskiej po kontynencie australijskim Jan Paweł II prosił o spotkanie z Polonią i sam wyznaczył miejsce tego spotkania. To on wybrał na nie Melbourne.

J.T.: Jak wyglądały przygotowania do tego spotkania?

Ks. Wiesław: W początkach lutego 1986 roku udałem się do Rzymu, aby z pierwszej ręki dowiedzieć się, czego Ojciec Święty spodziewa się od australijskiej Polonii, jak wyglądały spotkania z Polakami w USA, Kanadzie i Anglii, czego powinniśmy unikać i co sprawi mu przyjemność. Szukałem też w Rzymie i w Krakowie piosenek, utworów i wierszy, jakie moglibyśmy użyć w duchowym przygotowaniu na spotkanie z papieżem.

Spotkanie z papieżem Janem Pawłem II w Rzymie (początek lutego 1986)

Po powrocie z tej krótkiej podróży razem z Prezesem Federacji Polskich Organizacji w Wiktorii, panem Piotrem Koziełłem, zaprosiliśmy do Essendon przedstawicieli wszystkich organizacji polonijnych w Wiktorii na specjalne ogólne zebranie, podczas którego przedyskutowaliśmy sugestie programowe naszego społecznego przygotowania oraz roboczy program pobytu Ojca świętego w całej Australii. Tego też dnia powołaliśmy do istnienia zręby Komitetu Organizacyjnego. Kilka tygodni później podczas rekolekcji kapłańskich w Sydney i po spotkaniu z przedstawicielami Prezydium Rady Naczelnej Polonii Australijskiej powołany też został do istnienia ogólno-australijski Komitet Koordynacyjny, na którego czele stanął Rektor Polskiej Misji Katolickiej w Australii, ks. Stanisław Wrona SCH oraz prezes Rady Naczelnej, pan Krzysztof Łańcucki.

Główny ciężar szczegółowego przygotowania tego ważnego dla nas wszystkich spotkania łącznie z bezpieczeństwem, kosztami, wynajęciem stadionu, promocją, ścisłą współpracą z policją i z wiktoriańskim i australijskim komitetem spadł na Wiktoriański Komitet Organizacyjny. Z czasem w kilku odrębnych sekcjach pracowało ofiarnie ponad stu ochotników. Udało nam się też zjednoczyć prawie wszystkie polonijne organizacje w Wiktorii w akcję zbierania funduszy potrzebnych do pokrycia spodziewanych kosztów. Organizowane były zatem różne imprezy, w tym m.in. okazały koncert „List do papieża”, wystawiony w największej sali koncertowej (Dallas Brooks Hall) z udziałem całej plejady polskich artystów, chórów i zespołów. Sprzedaż kaset z nagraniami tego koncertu zasiliła znacznie konto komitetu. Wysłaliśmy jedną kasetę Ojcu Świętemu jako nasz wspólny list donoszący mu o naszym niecierpliwym oczekiwaniu.

Koncert „List do papieża” w Dallas Brooks Hall (1986)

Organizacje społeczne, kombatanckie i młodzieżowe organizowanymi przez siebie imprezami znacząco wspierały stan kasy sekcji finansowej, odnotowującej w Tygodniku Polskim każdą inicjatywę i każdą wpłaconą daninę. Nawet dzieci ze szkół polskich sobotnich organizowały „dyskoteki” i przynosili niewielkie, ale cenne sumy. Tym sposobem pokryliśmy wspólnie wszelkie koszty związane z wynajęciem i oświetleniem stadionu, drukiem okazałych programów, wydatkami biurowymi, reklamą, pocztą itp. Zostało nam jeszcze kilkanaście tysięcy dolarów, które przekazaliśmy Ojcu Świętemu na cele charytatywne. Było to coś niezwykłego, bo zazwyczaj Polonie w innych krajach po spotkaniach z Ojcem świętym pozostawały z długami.  

J.T.: Czy były jakieś szczególne inicjatywy towarzyszące duchowemu przygotowaniu się do spotkania z papieżem?

Ks. Wiesław: Aby ożywić polskie rodziny w Australii i pomóc im w przygotowaniu się do pielgrzymki, wymyśliłem akcję pisania przez dzieci listów do papieża. Akcja cieszyła się tak dużym zainteresowaniem, że po jakimś czasie nadeszła prośba z Watykanu o zaprzestanie tej akcji, bo nie będą mogli na te listy odpowiadać. Nie usłuchaliśmy, bo wiedzieliśmy, że Ojcu Świętemu spodobał się ten pomysł. Ale urząd watykański przestał dzieciom odpisywać. W Tygodniku Polskim publikowaliśmy co ciekawsze listy dziecięce, bo ich kopie wysyłane były do odpowiedniej komisji naszego komitetu, trudniącej się tą akcją, a autorów trzech najciekawszych listów, wyłonionych drogą konkursu, czekał honor wręczenia kwiatów papieżowi.

Oprócz specjalnej mszy świętej w katedrze św. Patryka oraz różnych nabożeństw i mszy świętych odprawianych w intencji Ojca świętego i jego pielgrzymki do Australii pomyśleliśmy także o sprowadzeniu na antypody dwojga krakowskich przyjaciół Jana Pawła II. Aktorka i pedagog Wyższej Szkoły Teatralnej w Krakowie, pani Danuta Michałowska oraz poeta, publicysta i dziennikarz, pan Marek Skwarnicki odwiedzili wszystkie większe skupiska polonijne w Australii i w ciągu 6 tygodni przybliżyli nam duchowość i dokonania Jana Pawła II przygotowując nas na spotkanie z nim. Była to niezwykle owocna inicjatywa.

J.T.: Gdzie w Melbourne odbyło się spotkanie z papieżem?

Ks. Wiesław: Na spotkania z Janem Pawłem II wybraliśmy MCG, największy olimpijski stadion w Melbourne. Nie jego wielkość zdecydowała jednak o tym wyborze, ale jego centralne położenie, możliwość łatwego dojazdu, bezpieczeństwo oraz świadomość, że dzień wcześniej na tym samym stadionie spotkają się z papieżem różne inne wyznania chrześcijańskie i religie. Istniała możliwość wzajemnej pomocy w odpowiednim przygotowaniu tego ogromnego stadionu. A co najważniejsze, MCG dysponowało wówczas ogromnym ekranem i możliwością obejrzenia na nim przez przybywających z całej Australii rodaków centralnej mszy świętej, odprawianej dla Wiktorii przez Ojca Świętego na hipodromie.

28 listopada 1986 roku w spotkaniu ze Świętym Janem Pawłem II, jakie miało miejsce o godzinie 8.00 wieczorem, wzięło udział ponad 40 tysięcy Polaków mieszkających w całej Australii. Przybyli na nie ze wszystkich stanów i większych miast powoli wypełniając stadionowe sektory. Czekając na spotkanie z papieżem można było uczestniczyć w wielogodzinnym koncercie, wystawionym przez liczne zespoły i grupy, chóry i solistów przybyłych z całej Australii. Można też było dzięki ekranowi uczestniczyć w kilkuset tysięcznym spotkaniu ogólnym na hipodromie, a potem uczestniczyć w niezwykle okazałej polowej mszy świętej, której w koncelebrze kilkudziesięciu polskich księży przewodniczył opiekun emigracji, ks. Biskup Szczepan Wesoły. Był to niezwykły, „po brzegi wypełniony” polski dzień w Australii.

Obejrzyj film ze spotkania Polonii australijskiej z Papieżem w Melbourne – kliknij TUTAJ

J.T.: Zorganizowanie tak wielkiego przedsięwzięcia było dużym wysiłkiem dla całego komitetu organizacyjnego i dla Księdza jako głównego organizatora.

Ks. Wiesław: Tak, był to ogromny wysiłek, ale przyniósł nam wielką satysfakcję, ożywił naszą społeczną działalność i zjednoczył w jedną polską rodzinę, dumną ze swego wielkiego rodaka.

Następnego dnia Ojciec Święty odlatywał do Darwin. Za przyzwoleniem policji kilkanaście osób z naszego Komitetu Organizacyjnego zebrało się pod katedrą, aby pożegnać Jana Pawła II. Dałem wcześniej znać ks. Dziwiszowi, że będziemy pod katedrą. Wyszedł na zewnątrz i zaprosił panią Michałowską i pana Skwarnickiego na krótkie spotkanie z dostojnym gościem. Papież ucieszył się ich widokiem i, jak nam potem relacjonowali, papież powiedział: „tylko Australijczycy mogli coś takiego wymyślić”.

Doczekaliśmy się w końcu jego wyjścia z katedralnej plebanii i próbowaliśmy go pożegnać gromkim „dziękujemy”. Nagle, ku konsternacji policji i ochroniarzy, Papież skręcił do nas, uścisnął w pośpiechu wyciągnięte do niego dłonie i przygarniając mnie powiedział „dziękuję, trzymajcie się”. 

Po spotkaniu z Polakami w ramionach JPII (29.11.1986)

OBRAZ MATKI BOŻEJ CZĘSTOCHOWSKIEJ

J.T.: 12 września odbędzie się w Polsce beatyfikacja Sługi Bożego, księdza Kardynała Stefana Wyszyńskiego. Prymas Tysiąclecia podarował Polonii australijskiej dwa obrazy Matki Bożej Częstochowskiej. Proszę opowiedzieć o tych obrazach.

Ks. Wiesław: W przygotowania do obchodów millenium chrztu Polski włączyła się Polonia rozsiana po całym świecie. Różne społeczności polonijne otrzymywały ikonę Matki Bożej Częstochowskiej. Taki też obraz otrzymała Polonia australijska. Obraz ten został poświęcony w Rzymie przez papieża Jana XXIII. Z Rzymu na kontynent australijski trafił 25 października 1962 roku i od Perth, gdzie rezydował Rektor Polskiej Misji Katolickiej w Australii i NZ, ks. prałat Witold Dzięcioł, rozpoczął swoją wędrówkę po polskich ośrodkach w całej Australii i Nowej Zelandii. Przez 4 kolejne lata przygotowując się wraz z Ojczyzną do obchodów Millenium Chrztu Polski modlili się przy nim Polacy we wszystkich ośrodkach. Modliły się także przed nim harcerskie hufce koczujące na millenijnym zlocie w Picton, niedaleko Sydney.

Rozpoczęła się także wówczas akcja budowy Sanktuarium Matki Bożej Częstochowskiej w Marayong, mającego być wotum wdzięczności australijskiej Polonii za tysiąc lat polskiego chrześcijaństwa. Na czele Komitetu Budowy stanął ksiądz Alfons Baranowski SCH i Siostry Nazaretanki, sprawujące w Sydney opiekę nad polskimi dziećmi. W zbiórce pieniędzy na budowę tej pięknej świątyni wzięli udział Polacy z całej Australii. Poświecono ją uroczyście na zakończenie millenijnych obchodów w grudniu 1966 roku.

Sanktuarium Matki Bożej Częstochowskiej w Marayong (NSW)

Drugi obraz Matki Bożej Częstochowskiej, ofiarowany Polakom w Australii przez kardynała Stefana Wyszyńskiego, Prymasa Tysiąclecia, znajduje się w Polskim Sanktuarium Maryjnym w Essendon. Ten obraz został pobłogosławiony przez papieża Pawła VI w 1971 roku w Rzymie w obecności kardynała Wojtyły, a przywiózł go do Melbourne ks. prałat Lucjan Jaroszka. Oficjalne przywitanie tej ikony odbyło się w katedrze św. Patryka 3 maja 1971 roku w obecności arcybiskupa Melbourne.

Ikona Matki Bożej Częstochowskiej w Sanktuarium Maryjnym w Essendon

Rok wcześniej, z inicjatywy Ojca Józefa Janusa SJ i za zgodą polskich Sióstr Zmartwychwstanek, troszczących się od 1952 roku o polskie dzieci w Melbourne, powstał Komitet Budowy Polskiego Sanktuarium Maryjnego dla wiktoriańskiej Polonii w Essendon. Świątynia została konsekrowana w obecności tysięcy rodaków w sobotę, 24 lutego 1973 roku, przez Kardynała Karola Wojtyłę. Jest to jedyna świątynia w Australii  poświęcona przez przyszłego papieża Polaka.

Konsekracja Polskiego Sanktuarium Maryjnego w Esseendon (24.02.1973)

W 2007 r. przed Sanktuarium Maryjnym w Essendon stanął pomnik Papieża Jana Pawła II. Na cokole widnieją jego słowa, które skierował do nas podczas spotkania z australijską Polonią na MCG w 1986 roku: „Dbajcie o to, z czegoście wyrośli, w czym tkwią wasze korzenie i wasza tożsamość, a także o to, w co wrastacie i co, wraz z innymi tutaj tworzycie”.

J.T.: Dziękuję za rozmowę.

Ks. Wiesław: Dziękuję.

Ks. Wiesław Antoni Słowik SJ OAM – Koordynator polskiego duszpasterstwa w Wiktorii (od 1983). Rektor Polskiej Misji Katolickiej w Australii (w latach 2000-2018). Kapelan Okręgu ZHP w Australii (od 1974). Przedstawiciel duchowieństwa przy Prezydium Federacji Polskich Organizacji w Wiktorii (w latach 1986-2012) oraz w Prezydium Rady Naczelnej Polonii Australijskiej (w latach 1981-1991 i 2000-2018). Przedstawiciel kapelanów etnicznych w archidiecezji Melbourne (w latach 1999-2005). Rektor Polskiego Sanktuarium Maryjnego w Essendon (w latach 1982-1992 i od 2008). Przełożony zakonnej wspólnoty Polskich Księży Jezuitów w Richmond (w latach 1987-1994 i od 2008). Korespondent Radia Watykańskiego (w latach 1992-2007). Uczestnik Światowych Zjazdów Polonii i Polaków z Zagranicy (podczas 2 Zjazdu w 2001 r. oraz 5 Zjazdu w 2018 r.). Inicjator i organizator wielu koncertów i inicjatyw kulturalnych i społecznych. Założyciel organizacji i klubów polonijnych. Współautor publikacji „Polscy Jezuici w Australii”.

Laureat odznaczeń i nagród:
1985 – Złotego Krzyża Polonia Restituta z nadania Rządu RP w Londynie
2005 – Krzyża Kawalerskiego Orderu Zasługi RP
2006 Jubilee Medal of the First Companions
2008 – I nagrody w kategorii innych filmów i programów telewizyjnych w ramach Polonijnego Festiwalu Filmów i Multimediów za program/film „Polacy w Wiktorii”
2011 – Medalu Błogosławionego Ks. Jerzego Popiełuszki
2013Order of Australia Medal za wybitne osiągnięcia oraz całokształt działalności społecznej na rzecz społeczeństwa polskiego
2016 – Krzyża Oficerskiego Orderu Zasługi RP
2017 – Patentu Oficerskiego, stopień podporucznika
2019Medalu Jubileuszowego 100-lecia KUL (Odznaczenie zostało przyznane w imieniu całej społeczności akademickiej KUL i jest wyrazem serdecznego podziękowania za wieloletnią pomoc i życzliwość okazywaną Uniwersytetowi.)

Pragnę podziękować ks. Wiesławowi za pomoc przy redakcji tekstu. JT

Zdjęcia różnych autorów ze zbiorów ks. Słowika.