O podtrzymywaniu polskości i pracy na rzecz Polonii wiktoriańskiej – rozmowa z Marianem Pawlikiem OAM

Z cyklu Wasze historie przedstawiamy wywiad z Marianem Pawlikiem OAM – prezesem Federacji Polskich Organizacji w Wiktorii, działaczem społecznym wiktoriańskiej Polonii, laureatem wielu nagród za działalność społeczną.

Justyna Tarnowska [J.T.]: Od 20 lat jest Pan związany z Federacją Polskich Organizacji w Wiktorii. Co skłoniło Pana do zaangażowania się w pracę na rzecz Polonii w Wiktorii?

Marian Pawlik [M.P.]: Kiedy to Federacja wiktoriańska przeżywała swój wewnętrzny kryzys, zadzwoniła do mnie śp. Pani Janina Czech z zapytaniem czy nie chciałbym kandydować do Prezydium Federacji. Po namyśle odpowiedziałem, że mogę spróbować. Zresztą trudno by było odmówić Pani Janinie i na walnym zebraniu zostałem wybrany na stanowisko zastępcy prezesa. Prezesem został wtedy p. Andrzej Goździcki. Federacja jak już wspomniałem przeżywała kryzys, wyszły na jaw próby zawłaszczenia finansów federacyjnych oraz innych Organizacji wchodzących w skład Federacji i trzeba było zacząć odbudowywać na nowo dobry wizerunek naczelnej parasolowej Organizacji w Wiktorii. Myślę, że to był jeden z wielu bodźców, który skłonił mnie do pracy społecznej na szerszą skalę, na rzecz Polonii w Wiktorii. Choć muszę tu dodać, że już wcześniej udzielałem się jako trener drużyny juniorów Southmoor Polonia, oraz chciałem założyć organizację na wzór Koła Przyjaciół Harcerstwa.  Zaproponowałem p. Janinie Czech, aby zawiązać Koło Przyjaciół Poloneza, które udało mi się założyć wspólnie z nieżyjącym już śp. Szymonem Meysztowiczem, p. Elą Dziedzic i ks. Wiesławem Słowikiem. Przez wiele lat byłem też prezesem KPP. Koło to do dzisiaj świetnie prosperuje pod czujnym okiem obecnego prezesa Koła p. Eli Dziedzic i niesie pomoc naszemu wspaniałemu Zespołowi Pieśni i Tańca „Polonez”. Już tak na marginesie, jak wcześniej wspomniałem ks. Słowika, to czasami w żartach, kiedy rozmawiam z ks. Wiesławem, on grozi mi palcem i mówi, że jak trenowałem juniorów to chciałem mu „wykraść” wszystkich ministrantów i wciągnąć ich do drużyny piłkarskiej. Może ks. Wiesław ma tutaj trochę racji, tylko że ja nie chciałem ich „wykraść”, ale po prostu zasilić drużynę i aby dzieciaki działały na dwóch frontach, w kościele i w klubie, oczywiście za zgodą rodziców.  

J.T.: Czym jest dla Pana współpraca z Polakami i działanie na rzecz Polonii?

M.P.: Muszę powiedzieć otwarcie, że praca społeczna na rzecz Polonii daje mi dużo satysfakcji i przyjemności. Nie jest to praca łatwa i wdzięczna, czasami kosztuje wiele wysiłku i nerwów. Często trzeba odmówić sobie wyjścia ze znajomymi na kolację, czy z żoną na spacer, bo akurat wypadają zebrania, spotkania czy jakieś inne społeczne sprawy. Kto podejmuje się wykonywania takiej pracy musi być przygotowany także na krytykę i pomówienia. Krytykę często zupełnie niesłuszną i jakże niesprawiedliwą. Kilka ładnych lat temu w rozmowie z jedną prominentną osobą w Melbourne usłyszałem „Zostałeś wybrany na prezesa Federacji to teraz musisz się pogodzić z tym, że będziesz atakowany z prawa i lewa…” Przekonałem się, że to była prawda, ale tak naprawdę to tych personalnych ataków nie było aż tak wiele i muszę obiektywnie przyznać, że w czasie moich kadencji jako prezes FPOwW (Federacji Polskich Organizacji w Wiktorii – przyp. red) więcej było pozytywnych uwag pod moim adresem i całego Prezydium Federacji niż tej krytyki. Myślę, że świadczy to o tym, że nasze polonijne społeczeństwo potrafi dostrzec i obiektywnie ocenić pracę i wysiłek, jaki jest wkładany przez wszystkie osoby działające społecznie w naszych organizacjach polonijnych. Ponadto praca społeczna bardzo wiąże i muszę powiedzieć, że dzięki niej zawiązały się przyjaźnie pomiędzy mną a wieloma działaczami i działaczkami społecznymi, nie tylko w Melbourne, ale i w Australii i poza jej granicami.


Z The Hon. Nick Wakeling MP i Janem Basterem IPN podczas wystawy poświęconej
Rtm. Witoldowi Pileckiemu.

J.T.: Z jakich swoich działań jest Pan najbardziej dumny i dlaczego? Jakie są Pana – jako działacza społecznego – marzenia na kolejne lata?

M.P.: Jestem przekonany, że każdy kto wykonuje pracę społeczną robi to z serca dla całej społeczności. I jeżeli ta praca jest widoczna i przynosi efekty to można mieć powód do zadowolenia i być dumnym, że coś udało się osiągnąć. Najważniejsze dla mnie jest to, że to nie ja powinienem być zadowolony ze swojej pracy, ale nasza polonijna diaspora z pracy jaką ja wykonuję dla niej. Dopiero wtedy, kiedy inni są zadowoleni z tego co ja robię, to i ja jestem zadowolony i mam poczucie wykonania dobrej roboty. Tutaj muszę koniecznie dodać, że bez zgranego zespołu ludzi, którzy ze mną współpracują ja sam, na pewno nie osiągnąłbym tego, co już zostało osiągnięte. Muszę przyznać, co często podkreślam, że w tej chwili mamy wspaniały i zgrany zespół w Prezydium FPOwW. Osobiście dumny jestem z tego, że mogę pracować z tak odpowiedzialnymi i oddanymi sprawie ludźmi. Wiem, że na cały zespół Prezydium, mogę zawsze liczyć i mam do nich pełne zaufanie, że nigdy by nie zawiedli mnie i naszego polonijnego społeczeństwa w potrzebie. Dumny jestem z tego, że udało mi się wprowadzić pewną „odwilż” w dostrzeganiu i wyróżnianiu naszych działaczy polonijnych, bo w tym kierunku nic wcześniej nie było robione. Tylko bardzo nieliczne jednostki były wyróżniane odznaczeniami polskimi, że nie wspomnę już o wyróżnieniach australijskich. Wprowadziłem też, chyba jako pierwszy w Australii wyróżnienie dla osób, które przeżyły z sobą w związku małżeńskim 50 lat – Medal za długoletnie pożycie małżeńskie. Medal ten jest przyznawany przez Prezydenta RP. Bardzo zadowolony jestem z pracy jaką włożyłem w przygotowanie oficjalnej wizyty prezydenta RP Andrzeja Dudy w Australii. Miło było, po pewnym czasie usłyszeć, od osób z Kancelarii Prezydenta odpowiedzialnych za przygotowanie tej wizyty, że Melbourne wypadło najlepiej pod względem przygotowania i przyjęcia Prezydenta (od strony spotkań z Polonią). Mamy obecnie bardzo dobre kontakty z przedstawicielami parlamentu stanowego i federalnego. To właśnie kilku z nich na wniosek FPOwW zostało odznaczonych wysokimi odznaczeniami państwowymi przez Pana Prezydenta.

Z Parą Prezydencką RP na V Światowym Zjeździe Polonii i Polaków z Zagranicy (wrzesień 2018).
Podczas uroczystej chwili wręczenia Krzyża Komandorskiego Orderu Odrodzenia Polski przez Prezydenta RP (2018).

Od wielu lat mamy też bardzo dobre stosunki z naszymi placówkami dyplomatycznymi. No i oczywiście z posłami obu Izb Sejmu i Senatu w Polsce, Wspólnotą Polską oraz IPN-em. Myślę, że udało nam się pokazać Polonię wiktoriańską szerszej rzeszy w Australii i Polsce z bardzo dobrej strony. Cieszy mnie bardzo dobra współpraca z Organizacjami członkowskimi Federacji i Organizacjami żydowskimi z ASPJ (Australian Society of Polish Jews – przyp. red) na czele. Organizacja ta w zeszłym roku wyróżniła mnie i Federację Polskich Organizacji w Wiktorii zaszczytnym wyróżnieniem Henryk Sławik Award, „za ważny i niezmienny wkład w zacieśnianiu relacji między Żydami i Polakami zarówno w Australii, jak i w Polsce”.  Chciałbym, aby ten trend zapoczątkowany przez obecne Prezydium utrzymywał się przez następne lata. Aby więcej młodzieży włączało się w życie polonijne i wstępowało w szeregi naszych organizacji członkowskich.

Podczas spotkania w Senacie RP (czerwiec 2019). Od lewej poseł Zbigniew Grylas, Marszałek Senatu Stanisław Karczewski, Barbara Pawlik, posłanka Elżbieta Stępień (przewodnicząca Polsko-Australijskiej Grupy Parlamentarnej), Marian Pawlik.

J.T.: Jak Pan myśli, jakie są mocne i słabe strony działania w społeczności etnicznej? Jakie wartości może przekazać Australii polska społeczność?

M.P.: Uważam, że nikt nie powinien się wstydzić swojej przynależności do danej grupy etnicznej. To, że jesteśmy tak daleko od naszej Ojczyzny, tym bardziej powinno nas to łączyć i jednoczyć. Wielokulturowość w Australii jest czasami postrzegana przez Australijczyków jako zło konieczne. Dzięki Bogu, jest to tylko niewielki margines. Jako etniczna grupa, musimy ciągle dbać o to, abyśmy byli widoczni, abyśmy mogli pokazywać się społeczeństwu australijskiemu z jak najlepszej strony, jak najczęściej i z dumą oznajmiać im, że jesteśmy Polakami. Dlatego też Festiwale na Federation Square, POL-ART, Festiwale Filmów Polskich są wspaniałym pokazem naszej kultury, tradycji i obyczajów. Koncerty zespołów polonijnych „POLONEZ” i „ŁOWICZ” dają możliwość zapoznania się z naszym folklorem i regionami Polski. Myślę, że australijska społeczność może nauczyć się od nas miłości do Ojczyzny, utrzymania tradycji narodowych i języka oraz tolerancji dla innych grup etnicznych. Proszę tylko spojrzeć na juniorów Polonii w Albion, w niektórych drużynach przeważa liczba graczy innych narodowość, a mimo to czują się tam dobrze i grają dla polskiej drużyny.    

Z wizytą w IPN (wrzesień 2018). Od lewej siedzą Z-ca prezesa IPN dr. Mateusz Szpytma, Marian Pawlik, Barbara Pawlik, prezes IPN dr. Jarosław Szarek, dr. Rafał Leśkiewicz.
Wizyta na “Łączce” z zastępcą prezesa IPN prof. Krzysztofem Szwagrzykiem (wrzesień 2018).

J.T.: Kiedy przyjechał Pan do Australii? Jakie było życie polskiego imigranta w tamtych czasach? Jak zmieniło się życie w Australii przez ten czas? Jak zmieniła się Polonia przez te lata?

M.P.: Na Antypody przybyłem we wrześniu 1979, a więc niedługo będę obchodził 40 lat pobytu w Australii. Przybyłem do Melbourne i już po 3 dniach postanowiłem, że nie będę powracał do kraju. Po prostu pokochałem to miasto. Patrząc wstecz, na pewno da się zauważyć różnicę pomiędzy tamtymi latami i dniem dzisiejszym. Uważam, że start w tamtych czasach, mam na myśli lata 70/80 był dużo łatwiejszy w porównaniu do dziś. Łatwiej było o pracę, ceny były dużo niższe a i nasze polonijne środowisko bardzo opiekowało się nowymi emigrantami. W tym czasie emigracja z Polski była znikoma. Ja miałem szczęście, że mogłem poznać i współpracować z tak wspaniałymi polskimi działaczami jak śp. Zdzisław Drzymulski, Zygfryd Piotr Koziełł, Józef Kuszell, Adaś Gruszka, Janina Czech, Szymon Meysztowicz, Stefan Czauderna i wieloma, wieloma innymi, nie żyjącymi już działaczami. Nie mogę tu także pominąć żyjących działaczy w osobach p. Zbigniewa Lemana i Krzysztofa Łańcuckiego. Od nich wszystkich, mogę powiedzieć, uczyłem się polonijnej pracy społecznej. Obserwowałem ich działania i wyciągałem wnioski. Była to przecież ta podstawowa polska emigracja. Emigracja powojenna z bagażem okrutnych przeżyć. Oni to budowali nasze Polskie Domy, otwierali szkoły sobotnie, budowali struktury polonijnych organizacji. Muszę przyznać, że ich wszystkich cechowała ogromna dyscyplina osobista (większość z nich wywodziła się z II Korpusu Polskiego, Armii Krajowej czy innych Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie) i ogromna miłość do Ojczyzny. Ojczyzny, którą utracili. To samo można powiedzieć o zesłańcach na Sybir, którzy nie mogli i nie chcieli powracać do kraju rządzącego przez komunistów. Wybrali emigrację i tu włączyli się w budowanie tego małego skwerku Polski, jakim były dla nich nasze Domy Polskie. Z biegiem czasu to wszystko zaczęło się zacierać. Nowa emigracja nie chciała zbytnio włączać się w sprawy polonijne. Ten trend pozostaje do dzisiaj. Proszę tylko spojrzeć na nasze Domy Polskie. Gdyby nie udostępnianie domów dla innych narodowości to te domy zaczęłyby podupadać, gdyż brak jest poparcia naszego polskiego społeczeństwa. Polskie zespoły taneczne, też się borykają z brakiem nowych kandydatów na tancerzy. Pamiętam XXV Święto Sportowe, kiedy to w komitecie organizacyjnym było ok. 100 osób, dzisiaj trudno jest znaleźć 10 osób, które by chciały poprowadzić, tą zapisaną już na stałe w kalendarzyku polonijnym imprezę. Spójrzmy na nazwiska, to są ci sami ludzie. Kiedy mówimy o zmianach jakie następują, przypomina mi się „Census 2011”. Do czasu tego cenzusu mieliśmy w Radiu SBS 7 polskich audycji. Codziennie po godzinie. Niestety, to zostało obcięte do 4 audycji, ponieważ Polacy nie zaznaczali w wypisywanych formach, że w domu używają języka polskiego. Czyżby się wstydzili… nie wiem, ale wiem, że bardzo zaszkodzili tym wszystkim, którzy słuchali i słuchają tych audycji, a są nimi w większości nasi Seniorzy.

Często, zadawane jest mi pytanie… „jak widzę przyszłość polskiej zorganizowanej Polonii?” Moja odpowiedź jest zawsze taka sama. Przyszłość naszej Polonii widzę w pozytywnych wymiarach, tak długo, jak długo w naszych sercach będzie tliła się iskierka naszej dumy narodowej, przynależności do polskiego społeczeństwa, zachowania naszego pięknego języka i tradycji oraz o ile uda nam się wychować nowe pokolenia w tym samym duchu. Jestem przekonany, że polski język na pewno nie zaginie tu na Antypodach. A my sami, powoli, ale progresywnie, będziemy przekazywali naszą pałeczkę młodszemu pokoleniu, wspierając ich w dalszym działaniu.

J.T.: Dziękuję za rozmowę.     

M.P.: Dziękuję.  

Marian Pawlik – działacz społeczny polskich organizacji w Wiktorii. Prezes Federacji Polskich Organizacji w Wiktorii w latach 2002-2004 i obecnie od roku 2014. Wiceprezes Federacji w latach 2004-2014 i 1999-2000. Przewodniczący Polskiego Festiwalu Sportowego w latach 2011-2014. Przewodniczący Komisji orzekającej do spraw wspólnotowych w latach 2004-2006. Przewodniczący Komitetu Arbitrażowego w Polish Community Council of Australia od roku 2001-2015. Członek Zarządu Australian Polish Benevolent Association w latach 1997-2004. Prezes i współzałożyciel „Friends of Polonez” w latach 1997-2003.

Laureat nagród i wyróżnień:
– Medal of the Order of Australia (OAM) przyznawany przez Governor-General of Australia (wyróżnienie przyznane w 2016 za pracę społeczną na rzecz polskiej społeczności w Wiktorii),
– Victoria’s Multicultural Award for Excellence przyznawanej przez Victorian Multicultural Commission (wyróżnienie przyznane w 2013 r. za wybitne dobrowolny wkład w polską społeczność Wiktorii),
– Krzyża Kawalerskiego Orderu Odrodzenia Polski (wyróżnienie przyznane przez Prezydenta RP w 2012),
– Krzyża Komandorskiego Orderu Odrodzenia Polski (wyróżnienie przyznane przez Prezydenta RP w 2018),
– Medal Pro Patria (wyróżnienie przyznane przez Szefa Urzędu do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych w 2016),
– Medal of Merit (wyróżnienie przyznane przez Radę Naczelną Polonii Australijskiej w 2009).