O pasji pieczenia i słodkich przysmakach – rozmowa z Magdą Grkow

Z cyklu Wasze historie przedstawiamy historię Magdy Grkow – pasjonatki wypieków, ambasadorki polskiego cukiernictwa w Australii, założycielki Polish Treats.

Magda Grkow

Justyna Tarnowska [J.T.]: Kiedy narodziła się w Twoim życiu pasja do pieczenia ciast?

Magda Grkow [M.G.]: Mówiąc szczerze to nie wiem, kiedy uświadomiłam sobie, że pieczenie to moja pasja. Pierwszy raz piekłam ciastka z bratem jak miałam 7 lat.  Od kiedy tylko pamiętam, miałam wokół siebie ludzi, którzy piekli i gotowali wspaniałe rzeczy. Dlatego zainteresowanie pieczeniem przyszło tak naturalnie. Po za tym, nie ukrywam, że uwielbiałam jeść. To także wpłynęło na moje zainteresowanie gotowaniem i pieczeniem.

J.T.: Jak myślisz, dlaczego polskie wypieki są tak wyjątkowe?

M.G.: Polskie ciasta są robione z małą ilością cukru. Dzięki temu mają subtelny smak.

J.T.: Jakie jest Twoje najmilsze wspomnienie związane z wypiekami?

M.G.: Od kiedy tylko pamiętam wielką przyjemność sprawiało mi przygotowywanie jedzenia dla rodzinki i przyjaciół. Mile wspominam przygotowywanie Wigilii dla całej rodziny w moim pierwszym mieszkaniu. A także wspólne pieczenie z przyjaciółmi. Kiedy mieszkałam w Nowej Zelandii prowadzilam kursy gotowania. Kontakt z ludźmi, wymiana pomysłów, możliwość inspirowania ich sprawiało mi mnóstwo frajdy. Teraz też jest fajnie. Zwłaszcza wtedy, kiedy słyszę miłe słowa od klientów kupujących ode mnie ciasta.

J.T.: Kim są osoby odwiedzające Twoje stoisko na marketach?

M.G.: Moi klienci to przede wszystkim osoby pochodzenia europejskiego, nie tylko Polacy, ale także Czesi, Niemcy, Austriacy i Węgrzy. Odwiedzają mnie również klienci pochodzenia azjatyckiego i Australijczycy, którzy bardzo lubią moje ciasta. Zauważyłam, że bardzo wielu klientom smakuje miodownik i pleśniak. Są też fani makowca, którzy regularnie kupują ten polski przysmak.

Zdj. Hamish Blair

J.T.: Kiedy przyjechałaś do Australii i jaki był powód, że wybrałaś właśnie ten kraj?

M.G.: W Australii jestem od 2010 roku. Wcześniej mieszkałam w Anglii. Tam też poznałam swojego męża, który jest z pochodzenia Nowozelandczykiem. Po 5-letnim pobycie w Anglii przenieśliśmy się do Nowej Zelandii.

Po 9 latach mieszkania w Nowej Zelandii postanowiłam wrócić do Polski. Jak wiadomo powroty nie są łatwe. Stąd też po roku zdecydowaliśmy się powrócić na południową półkulę, bo mój mąż Andrew dostał pracę w Melbourne.

J.T.: Z wykształcenia jesteś stomatologiem. Czy próbowałaś pracy w tym w zawodzie poza Polską?

M.G.: Odnośnie stomatologii to nigdy nie przepadałam za tą pracą. Wybór studiów był podyktowany raczej brakiem innej możliwości. Były to lata 80-te. Nigdy nie podjęłam pracy w tym zawodzie poza Polską. Myślałam o nostryfikacji dyplomu, ale wyszło inaczej. Nie żałuję, bo teraz robię to, co lubię najbardziej.

J.T.: Czy możesz opowiedzieć coś więcej o swojej firmie Polish Treats?

M.G.: Tak. Polish Treats powstało z potrzeby otworzenia … polskiej kawiarni. Na początku zaczęłam sprzedawać swoje produkty na lokalnych rynkach, bo chciałam sprawdzić czy jest w ogóle zainteresowanie na tego typu wypieki. Okazało się, że jest. I to całkiem spore. Od blisko 5 lat regularnie bywam na rynkach w różnych częściach Melbourne. Moje wypieki cieszą się zainteresowaniem, a ja tym, że mam coraz więcej klientów.

Pączki. Z profilu Polish Treats na FB.

J.T.: Powiedz, gdzie można Ciebie spotkać?

M.G.: Moje ciasta sprzedaję przede wszystkim na rynkach w okolicy, gdzie mieszkam. W pierwszą niedzielę miesiąca jestem w Lilydale, w drugą niedzielę – w Nunawanding, w trzecią sobotę – w Surrey Hills, a w trzecią niedzielę – w Emerald.

Prowadzę też fanpage na Facebook’u POLISH TREATS, gdzie można zobaczyć moje wypieki i złożyć zamówienie. W lipcu planuję uruchomić stronę internetową.

J.T.: Dziękuję za rozmowę i podzielenie się swoją historią.

M.G.: Dziękuję.

Rogaliki. Z profilu Polish Treats na FB.