O jubileuszu Polskiej Grupy Motocyklowej, „Polanie” i muzyce – rozmowa z Tomaszem Bartczakiem

W Z cyklu „Wasze historie” prezentujemy rozmowę z Tomaszem Bartczakiem – muzykiem, przedsiębiorcą i działaczem polonijnym Związku Polaków w Melbourne oraz Polskiej Grupy Motocyklowej, obchodzącej w tym roku jubileusz 20-lecia powstania.

Justyna Tarnowska [J.T.]: Polska Grupa Motocyklowa świętuje 20-lecie powstania. Jak powstała grupa?

Tomasz Bartczak [T.B.]: Polska Grupa Motocyklowa (eng. Polish Motorcycle Group Melbourne) powstała w 2003 roku z inicjatywy Marysi Moryto i Basi Gorzejewskiej. Początkowe założenie było takie – będziemy jeździć, a potem zobaczymy co będzie. Okazało się, że wiele entuzjastów-motocyklistów zdecydowało się dołączyć do grupy.

Marysia była prezeską klubu do 2015 roku, kiedy to zdecydowała się opuścić Australię i powrócić do rodzinnego Krakowa. Basia nadal aktywnie z nami działa i jest podporą grupy.

J.T.: A kiedy Ty dołączyć do organizacji?

T.B.: W 2007. Od 2015 roku jestem prezesem PGM.

J.T.: Ile członków liczy klub?

T.B.: Na liście mailingowej mamy około 40 osób, w tym zarówno aktywnych motocyklistów, byłych członków, jak i sympatyków naszej grupy, którzy towarzyszą nam podczas krótszych i dłuższych wypadów dojeżdząc samochodami. Aktywnymi motocyklistami jest 12-15 członków PGM.

Montsalvat lipiec 2022
Kinglake sierpień 2022

J.T.: Jak można i dlaczego warto dołączyć do PGM?

T.B.: Wystarczy mieć prawo jazdy na motor, własny lub pożyczony motor lub inną maszynę (np. sportowy motor czy skuter). W naszym gronie są ludzie w różnym wieku, chociaż dużo zgłasza się do nas ludzi młodych.

Nasza grupa regularnie, raz na miesiąc, organizuje wypady motocyklowe. Zazwyczaj w niedzielę rano spotykamy się w umówionym miejscu, naprzemiennie w zachodniej i wschodniej części Melbourne, aby potem wyruszyć na całodzienną przejażdżkę. W międzyczasie na trasie zatrzymujemy się na kawkę. Kończymy późnym obiadem w pubie.

Lunch w Marysville
Queenscliff styczeń 2021
Gerard – jeden z członków PGM

Oprócz krótkich wycieczek, nasi członkowie mogą liczyć także na dłuższe, kilkunastodniowe wyjazdy z noclegiem. W poprzednich latach dwa razy byliśmy na Tasmanii.  Przed pandemią koronawirusa planowaliśmy wyjazd do Nowej Zelandii. Teraz, gdy sytuacja epidemiologiczna została opanowana, powracamy do planowania tej ekspedycji. Mam nadzieję, że tym razem się uda.

Jeśli chcesz zostać członkiem Polskiej Grupy Motocyklowej, odwiedź stronę klubu www.pgm.org.au  i wypełnij formularz zgłoszeniowy. Aktualne informacje dostępne są także na fanpejdżu PGM na Facebooku – Polska Grupa Motocyklowa/Polish Motorcycle Group Melbourne.

J.T.: W jakich wydarzeniach bierzecie udział jako klub?

T.B.: Jak tylko możemy uczestniczymy w wydarzeniach polonijnych np. w Festiwalu Polskim na Federation Square, jarmarku Festynie Staropolskim w Domu Polskim „Syrena” w Rowville, czy też w spotkaniach dla rodzin organizowanych podczas rozgrywek w klubie piłkarskim.

Polska Grupa Motocyklowa podczas Polskiego Festiwalu na Federation Square 2019

Bierzemy też udział w ogólnoaustralijskich zjazdach motocyklistów np. na Philip Island, który odbywa się w październiku. Jest to ogromna impreza, na którą przyjeżdżają dziesiątki tysięcy fanów motoryzacji na dwóch kółkach.

J.T.: Dlaczego warto zwiedzać Australię na motorze?

T.B.: Australia daje możliwość korzystania z motoru przez cały rok i gwarantuje 12 miesięcy radości z poznawania i przemierzania pięknych tras.

J.T.: Jakie trasy polecasz w Wiktorii?

T.B.: Po wschodniej stronie Melbourne jest trochę więcej fajniejszych tras. Warto chociażby wybrać się w rejony Gippsland, Healesville, King Lakes, Marysville i Eildon. Na zachodzie – w okolice Geelong i na wspaniałą Great Ocean Road. Na południu Wiktorii – Mornington Peninsula, a na północy – nieco dłuższe trasy do Bright i Mount Hotham. W Wiktorii nie ma problemu, aby wybrać fajną trasę dostosowaną do zaawansowania i kondycji motocyklistów.

W Internecie można znaleźć wiele stron przedstawiających ciekawe trasy na przejażdżki motorowe. Polecam strony takie jak https://www.bestbikingroads.com/motorcycle-roads/australia/top-10-rides/victoria lub https://www.motowhere.com/rides/in/Victoria,Australia.

J.T.: Powróćmy do jubileuszu PGM. Jak będzie wyglądała lipcowa impreza?

T.B.: Mogę zapewnić, że będzie wesoło i smacznie. Na „Polanę” 1 i 2 lipca zapraszamy wszystkich, również osoby spoza klubu zainteresowane dołączeniem do PGM. Będzie ognisko z kiełbaskami i inne przysmaki. Koszt wyżywienia i noclegu nie powinien przekroczyć 80-100 dolarów.

J.T.: Kiedy narodziła się w Twoim życiu pasja do motocykli?

T.B.: W dzieciństwie. Jako młody chłopak jeździłem na mopedach, motorowerach typu komar i romet. Potem miałam enerdowską ETZ-kę. Pod koniec mojego pobytu w Polsce, zdobyłem BMW Saharę. Model szczególny, bo składał się z różnych produkcyjnie części. Miał oryginalny niemiecki silnik, ale wiele części pochodziło z radzieckich motocykli. Jak dobrze pamiętam to prądnica była chyba z wartburga.

Będąc już jakiś czas w Australii, powróciłem do pasji motocyklowej. W latach 2002–2010 zacząłem uczestniczyć w jazdach motorami po lasach. W 2007 roku, kiedy wreszcie wyrobiłem sobie australijskie prawo jazdy na motor i kupiłem pierwszą maszynę, dołączyłem do Polskiej Grupy Motocyklowej za namową jednego z moich serdecznych przyjaciół, który już jeździł w klubie. Od tamtej chwili jeżdżę regularnie.

J.T.: Wymarzony model motoru?

T.B.:  Myślę, że już na niego trafiłem. Triumph Rocket III to potężna maszyna o pojemności 2300 cm3. Wydaje mi się, że jest to obecnie największy motor produkowany w całości przez jednego producenta. Z tym motorem wzajemnie darzymy się miłością.

Mój motor – Triumph Rocket III

J.T.: Kiedy przyjechałeś do Australii i jakie były powody tego przyjazdu?

T.B.: Do Australii przyjechałem w 1996 roku, aby zaopiekować się chorą mamą. Mama przyleciała do Melbourne w 1986 roku z pierwszą oficjalną wycieczką organizowaną przez biuro podróży Orbis i zdecydowała się pozostać w Australii.

Byłem u mamy kilkukrotnie w odwiedzinach w 1990, 1991 i 1993 w podróży poślubnej z żoną. Chociaż mieliśmy dobrą opinię o Australii, nie chcieliśmy tutaj przyjeżdżać. W Polsce nie było nam źle. Jednakże, gdy mama zachorowała na raka, nie chciała wracać do Polski. Przylecieliśmy zatem z żoną do Australii, aby się nią zaopiekować. Pomimo w miarę dobrych rokowań, mama zmarła niespełna rok później.

J.T.: Zdecydowaliście się pozostać w Australii. Jakie były Wasze początki?

T.B.: Dość trudne, bo w chwili śmierci mamy zakończył się powód naszego pobytu na antypodach. Musieliśmy przejść długą drogę, aby zostać w Australii. Pobyt stały otrzymaliśmy w roku 2000.

W procesie wizowym pomógł mi mój wyuczony zawód – pianista jazzowy, bowiem na liście zawodów poszukiwanych znajdował się prywatny nauczyciel muzyki. Z racji na fakt, że muzycy nie są zbyt dobrze opłacani, musiałem znaleźć sobie inne zajęcie. Największym wyzwaniem było zatem wymyślenie, jak ma wyglądać nasza przyszłość w Australii. Co chcielibyśmy robić i jak żyć.

Jak wielu Polaków, zaczęliśmy od sprzątania. Z oszczędności przywiezionych z Polski kupiliśmy małą firmę sprzątającą. Na podstawowe rachunku wystarczało, jednak nie chcieliśmy pracować w ten sposób przez całe życie.

J.T.: Jaki był Wasz następny krok?

T.B.:  Po pewnym czasie, żona zdecydowała się podjąć studia z architektury krajobrazu. Nie miałem pojęcia o budowach, ale jakoś udało nam się założyć firmę architektoniczną projektującą ogrody. Dzięki szczęściu i kilku dobrym projektom udało nam się od razu wyjść na wyższy poziom. Po kilku latach zmieniliśmy profil działalności na budowę domów. Oboje z żoną mamy licencję buildera i obecnie żyjemy z budowy domów.

J.T: Wracając jeszcze do Waszych początków? Czy wyzwaniem był także język?

T.B.: Tak. Przyjeżdżając do Australii znałem dość dobrze niemiecki. Żona też trochę mówiła w tym języku. Po angielsku znałem jednak tylko kilka słów. Żona poszła na kurs językowy, ja zaś uczyłem się angielskiego w życiu i pracy, w polskim środowisku. Czytałem też książki po angielsku, których nie rozumiałem, ale których treść znałem.

Początkowo, gdy żona studiowała, szukałem pracy w polskim środowisku, tak aby się jakoś dogadać. Pracowałam m.in. jako złota rączka u polskich Żydów. Z czasem językowo było już coraz lepiej.

J.T.: Kiedy włączyłeś się w życie polonijne?

T.B.: Od początku związani byliśmy z polską społecznością. Przez lata zbudowaliśmy sobie duże grono znajomych z polskiej społeczności, z którymi lubimy się spotykać. Oczywiście nie stronimy od środowiska australijskiego. Po prostu preferujemy towarzystwo Polaków.

J.T.: Jak kultywowaliście w swojej rodzinie polskość?

T.B.: Przede wszystkim zawsze mówiliśmy w domu po polsku. W opiece nad córką pomagała teściowa, która przyjeżdżała do nas kilkukrotnie. Z racji na to, że Sammer nie chodziła do przedszkola, trochę obawialiśmy się, czy da sobie radę z nauką w innym języku. Jak czas pokazał, dała sobie świetnie radę w szkole. Dzisiaj, córka – już jako dorosła kobieta – jest nam wdzięczna za to, że nauczyliśmy ją języka polskiego i że może kontaktować się z babcią żyjącą w Polsce.

Ważny był także kontakt z polską społecznością i rówieśnikami mówiącymi po polsku. Gdy córka miała 5 lat zdecydowaliśmy się posłać ją na kolonie do Ośrodka „Polana”, bo słyszeliśmy od znajomych, że jest tam organizowany wypoczynek letni dla dzieci. Sammer była najmłodszą uczestniczką wyjazdu kolonijnego w historii „Polany”. Lata leciały, a córka nie wyobrażała sobie wakacji bez kolonii, a potem obozu na „Polanie”. W tym roku otrzymała specjalny dyplom za trzynasty udział w koloniach i obozach. W przyszłym roku pojedzie już w roli asystenta wychowawcy.

J.T.: Czyli na „Polanę” trafiliście przez kolonie dla dzieci.

T.B.: Tak. Przez lata związaliśmy się z tym miejscem i zaczęliśmy często tutaj bywać. Gdy dotarła do nas informacja, że na „Polanie” źle się dzieje i znajduje się w trudnej sytuacji finansowej, przekazywaliśmy na remonty ośrodka materiały, które pozostawały z realizowanych przez nas projektów budowlanych.

Widząc nasze zaangażowanie, Zosia Dublaszewska zaproponowała, abyśmy przystąpili do zarządu Związku Polaków w Melbourne. Na co przystaliśmy i co zachęciło nas do większego zaangażowania w sprawy ośrodka. Dzięki otrzymanym w ostatnim czasie dwóm grantom, udało się Związkowi zmodernizować ośrodek m.in. zainstalować oświetlenie, instalację elektryczną, klimatyzację i ogrzewanie, nowe piece kuchenne oraz wyremontować dachy i łazienki. Dalej pracujemy, aby się tutaj dobrze działo, bo „Polana” jest chyba ostatnim polskim ośrodkiem wakacyjnym w Australii.

Od kilku lat „Polana” przyciąga coraz więcej entuazjastów pobytu na łonie natury. Dochód z wynajmu możemy przeznaczać na kolejne prace modernizacyjne, co nas niezmiernie cieszy.

J.T.: Ośrodek w Healesville organizuje także cykliczne imprezy.

T.B.: Tak. Do kalendarza imprez polonijnych wpisują się nie tylko kolonie dla dzieci i obóz dla młodzieży w styczniu, ale także Kabareton – realizowany przez Teatr Prób „Miniatura” w kwietniu, Christmas in July, andrzejki i zabawa sylwesterowa. Są to wydarzenia, z których dochód nie jest naszym celem. Najważniejsze jest to, aby było jak najwięcej Polaków i żeby wszyscy, jak najlepiej się bawili.

Podczas pieczenia prosiaka. Ośrodek „Polana” w Healesville (fot. Marek Ravski)

J.T.: Jako rodzina jesteście aktywni w życiu polonijnym. W jaki sposób łączycie pracę zawodową i naukę z działalnością polonijną?

T.B.: Mam elastyczny tryb pracy, przez co mogę godzić pracę zawodową z innymi zobowiązaniami artystycznymi i hobbystycznymi. Jeśli tylko mogę, włączam się nieodpłatnie do organizacji wydarzeń kulturalnych, koncertów (m.in. Polskie Kwiaty) i akademii rocznicowych (m.in. akademii poświęconych zwycięskiej bitwie pod Monte Cassino).

Z córką Sammer podczas koncertu „Polskie Kwiaty”. Polskie Sanktuarium Maryjne w Essendon, Melbourne 10 września 2022
Koncert „The Spirit of Poland Down Under”. Jubileusz 60-lecia Federacji Polskich Organizacji w Wiktorii. Alexander Theatre, Monash University w Clayton, Melbourne 17 czerwca 2022 (fot. Jacek Laskowski)

Razem z córką jesteśmy też członkami amatorskiego Teatru Prób „Miniatura”, który obecnie prowadzi Ela Romanowska. Nasza teatralna grupa składa się z grupy przyjaciół, świetnie bawiących się przygotowując i grając nowe sztuki. Raz do roku staramy się przygotowywać premierę nowego przedstawienia. Ostatnio wystąpiliśmy na Festiwalu Pol-Art w Sydney.

Aktorzy Teatru „Miniatura” w spektaklu „Wirus Korona nas nie pokonał” na Festiwalu PolArt Sydney 2022. The Tom Mann Theatre, Sydney 6 stycznia 2023
Z córką podczas spektaklu „Wirus Korona nas nie pokonał” w Klubie Polskim w Bankstown, Sydney 7 stycznia 2023 (fot. Marek Ravski)

Żona też aktywnie włącza się w przedsięwzięcia artystyczne. Pomaga poza sceną podczas występów „Miniatury”. Raz nawet, w zastępstwie Joli Supel, wystąpiła na scenie. W ciągu dwóch dni nauczyła się dość długiej roli, a po występie w Tom Mann Theatre dostała spore brawa.

J.T: Czy możesz opowiedzieć o zbliżającym się koncercie „Nasze Polskie Kwiaty?

T.B.: Gdy rok temu dowiedziałem się, że Towarzystwo Kultury Polskiej w Wiktorii kończy organizację „Polskich Kwiatów” uznałem, że trochę szkoda byłoby zaprzestać organizacji koncetów promujących polskie talenty, które cieszyły się zresztą dużą popularnością przez całe 20 lat swojego istnienia. Po konsultacji z Towarzystwem i porozumieniu się, co do nazwy nowego wydarzenia, Związek Polaków w Melbourne zdecydował się zorganizować koncert o podobnej formule, ale w nowej, rozbudowanej formie.

Podczas „Naszych Polskich Kwiatów” chcemy dać uczestnikom – polskim dzieciom, młodzieży, osobom dorosłym – szansę zaprezentowania talentów nie tylko wokalnych i muzycznych, ale także tanecznych i recytatorskich. Cieszy mnie fakt, że mamy prawie komplet zgłoszeń. Więc jest już ostatnia chwila, aby zgłosić swój udział w wydarzeniu.

W tym miejscu zapraszam wszystkich czytelników Portalu Polonii w Wiktorii na koncerty „Nasze Polskie Kwiaty”, które odbędą się 26 sierpnia w Domu Polskim „Syrena” w Rowville i 27 sierpnia w Klubie Polskim w Albion.

Strona koncertu „Nasze Polskie Kwiaty” – odwiedź TUTAJ.

J.T.: Na koniec ostatnie pytanie: co dała Tobie Australia?

T.B.: Trudno jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Wydaje mi się jednak, że Australia dała mi szeroko pojętą wolność. W życiu, w pracy, w realizacji marzeń. Z Polską zawsze będę związany, bo to jest moje miejsce pochodzenia. I zawsze golonka będzie dla mnie lepsza niż pie.

W Australii dobrze i fajnie się żyje. To kraj ludzi wolnych, bez uprzedzeń, niczego nie wytykających. Z perspektywy czasu, oboje z żoną uważamy, że przeniesienie się do Australii było najlepszą decyzją w naszym życiu. W Australii zakotwiczyliśmy się i poznaliśmy grono wspaniałych przyjaciół, z którymi lubimy spędzać czas, czy to stacjonarnie, czy też na wyjazdach.

J.T.: Dziękuję za rozmowę.

Tomasz Bartczak – przedsiębiorca, muzyk, artysta i działacz polonijny melbourneńskiej Polonii. Absolwent Akademii Muzycznej w Katowicach (1991). W Australii od 1996 roku. Działacz organizacji polonijnych: Polskiej Grupy Motocyklowej (członek 2007–2015, prezes od 2015), Związku Polaków w Melbourne (wiceprezes od 2021). Prezes i dyrektor muzyczny Teatru Prób „Miniatura” im. Jerzego Szaniawskiego (od 2016). Artysta scen polonijnych w Melbourne – uczestnik m.in. koncertów „Polskie Kwiaty”, akademii rocznicowych i koncertów organizowanych przez Klub Seniora w Rowville, koncertu jubileuszowego „The Spirit of Poland Down Under” zorganizowanego na 60-lecie Federacji Polskich Organizacji w Wiktorii. Koordynator muzyczny melbourneńskich Finałów Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy (od 2018).

Zdjęcia zamieszczone w wywiadzie zostały udostępnione dzięki uprzejmości Tomasza Bartczaka.