O powołaniu, służbie ludziom i misji głoszenia Bożego Miłosierdzia – rozmowa z ks. dr. Tadeuszem Rostworowskim SJ

Z cyklu „Wasze historie” prezentujemy rozmowę z ks. dr. Tadeuszem Rostworowskim SJ – jezuitą, duszpasterzem Polonii melbourneńskiej, wieloletnim misjonarzem w Rumunii.

Justyna Tarnowska [J.T.]: W tym roku obchodzi Ksiądz jubileusz
40-lecia święceń kapłańskich. Jak wyglądała Księdza droga powołania?

Ks. Tadeusz Rostworowski [ks. Tadeusz]: Na moją decyzję miało wpływ kilka czynników. Pewne wydarzenia, które miały miejsce w moim życiu
i spotkani ludzie, którzy wpłynęli na mój rozwój duchowy. To wszystko zaowocowało, że w 1974 roku wstąpiłem do Towarzystwa Jezusowego.

Zaczynając jednak od początku. Po chrzcie górale z Poronina polecili mojej mamie położyć mnie na ołtarzu i ofiarować mnie Panu Bogu. Podobnie mama zrobiła z moim starszym o cztery lata bratem Jakubem. Obaj, jako młodzi mężczyźni, poczuliśmy powołanie do służby Bogu
i zostaliśmy kapłanami.

Pamiętam także obietnicę, jaką złożyłem Matce Bożej jako 12-letni chłopiec. Było to po tym, jak tata opowiadał mi i moim braciom o prześladowaniach katolików w czasach komunistycznych. Opowieści te wywołały u mnie niepokój. W przypływie emocji zbliżyłem się do wiszącego w pokoju obrazu Matki Bożej Częstochowskiej i ofiarowałem Jej siebie w zadość uczynieniu za dokonane na katolikach zbrodnie.

Duży wpływ wywarły także na mnie trzy osoby duchowne, które były w naszej rodzinie.

J.T.: Kim były te osoby?

Ks. Tadeusz: W mojej rodzinie było dwóch jezuitów i jeden kameduła. Ich postawa i działania bardzo mnie inspirowały. Pierwszą postacią był
o. Jan Rostworowski – jezuita, znany kaznodzieja z okresu dwudziestolecia międzywojennego, który zmarł w latach sześćdziesiątych XX wieku. Nie dane było mi go poznać, ale dużo o nim słyszałem.

Drugą postacią był stryj o. Tomasz Rostworowski – jezuita, kapelan sztabu głównego Armii Krajowej na Starówce. Gdy SS wchodziło na Stare Miasto, nie przeszedł do Śródmieścia, ale został z chorymi w kościele ojców dominikanów na ulicy Freta. Całą noc przygotowywał tych ludzi na rzeczy ostateczne, które miały się potem dokonać. Modlił się z nimi, spowiadał i rozdawał komunię. Przez jedną noc rozdał 400 komunikantów. Między innymi tę historię z Powstania Warszawskiego opisał w swojej w książce-wspomnieniach.

Po wojnie został duszpasterzem w Łodzi. Skazany przez komunistów na 12 lat więzienia, w zakładzie karnym komponował piosenki, które miały pocieszać więźniów. Był to człowiek całkowicie oddany ludziom. Pamiętam, jak przyjeżdżał do nas do domu, siadał na kanapie i śpiewał piosenki.

O. Tomasz był przez jakiś czas odpowiedzialnym za polską sekcję Radia Watykańskiego. W 1973 roku wrócił do Polski na obchody 50-lecia życia zakonnego. Był już wtedy bardzo chory – miał raka kręgosłupa. Będąc w tym okresie na nartach z kolegami i koleżankami z liceum, wielokrotnie odwiedzałam go w klasztorze jezuitów, gdzie przebywał na rekonwalescencji. Spędzałem u niego po kilka godzin dziennie. Pomimo odczuwanego bólu i dyskomfortu, na moją prośbę opowiadał mi m.in. o Powstaniu Warszawskim.

J.T.: W jaki sposób o. Tomasz pomógł Księdzu w rozpoznaniu drogi powołania?

Ks. Tadeusz: Wiedząc o moich poszukiwaniach drogi życiowej i zainteresowaniu życiem kapłańskim, dawał mi do czytania listy
o. Ignacego w opracowaniu o. Bednarza. Czytając te listy i rozmawiając z o. Tomaszem odnalazłem dwie ważne dla mnie rzeczy.

Po pierwsze, w listach odnalazłem znamienne zdanie: „Święty Ignacy chce mieć ludzi wielkiego ducha”. Po drugie, podczas naszych przechadzek po ogrodzie, o. Tomasz mówił, że jest zadowolony ze swojego życia. Mówił to z wielkim przekonaniem. Naprawdę czuł się spełniony życiowo.

J.T.: A kim był trzeci duchowny?

Ks. Tadeusz: Stryj o. Piotr Rostworowski był benedyktynem, który przeszedł do kamedułów. Jako benedyktyn przetłumaczył z języka hebrajskiego na polski „Pieśń nad pieśniami”.  Gdy jako nastolatek bardzo interesowałem się misjami to właśnie on zachęcał mnie do jeżdżenia do księży werbistów do Pieniężna. Dzięki niemu poznałem także Ruch Focolari, który dał mi m.in. możliwość poznania osób ze Środowiska kard. Karola Wojtyły.

J.T.: Kiedy przyszedł moment podjęcia ostatecznej decyzji?

Ks. Tadeusz: Gdy zbliżałem się do matury i tym samym wyboru przyszłej drogi życiowej, w 1973 roku pojechałem wraz z grupą ministrantów maturzystów i naszymi księżmi-opiekunami do seminarium. Podczas tego wyjazdu stworzono nam możliwość przyjrzenia się życiu seminarzystów.

Zaś w 1974 roku, będąc już w klasie maturalnej, wybrałem się na pielgrzymkę dla maturzystów do Częstochowy. Do Jasnogórskiej Pani jechałem z nadzieją, że podpowie mi jaką drogę powininem wybrać. Byłem zawiedziony, że nic tam nie usłyszałem. Gdy jednak wróciłem do Krakowa, wiedziałem już, że muszę wstąpić do jezuitów.

Z oczywistych powodów politycznych, musiałem zachować ostrożność. Interesowałem się sztuką, więc poprosiłem o przygotowanie i złożenie moich papierów na historię sztuki na Uniwersytet Jagielloński. Gdy już skończyła się matura poszedłem na uniwersytet, zabrałem stamtąd swoje papiery i złożyłem je do Towarzystwa Jezusowego. W przyszłym roku 2024 będę świętował 50-lecie życia zakonnego.

J.T.: Czy dom rodzinny również wywarł wpływ na wybór drogi życiowej?

Ks. Tadeusz: Oczywiście. Jestem wdzięczny Panu Bogu za swoich rodziców. Dane było mi wzrastać w religijnej rodzinie, głęboko pielęgnującej więzi rodzinne i uczucia patriotyczne. Ród Rostworowskich od lat regularnie organizuje zjazdy rodzinne i uczy młode pokolenie historii naszej rodziny.

Obejrzyj film „Patriotyzm. Czy to trudne?” ukazujący miłość do ojczyzny na przykładzie rodziny Rostworowskich.

Mój ojciec, Stefan, pochodził z polskiej arystokracji. W czasie drugiej wojny światowej jego rodzina straciła cały majątek w województwie lubelskim. Tata pamiętał hordy rosyjskich żołnierzy brutalnie niszczących to, co przez lata było drogocenne dla jego przodków. Niszczyli księgozbiory a dla zabawy strzelali do koni. Przez wiele lat po tych zdarzeniach prześladowały go te wspomnienia. W czasie wojny ojciec był pisarzem pułku. Cieszył się, że ładny charakter pisma pozwolił mu uniknąć walczenia na froncie.

Mama, Janina, pochodziła z Krakowa. Jej tata był pierwszym komisarzem wojsk polskich w Wilnie. Gdy zrezygnował z tego urzędu, pracował jako adwokat w Poznaniu. W tym okresie mama z babcią, bratem i siostrą przenieśli się do Krakowa. Mieszkali w ładnym mieszkaniu przy ulicy Barskiej w dzielnicy Dębniki, w którym my kilka lat później zamieszkaliśmy.

Po wojnie, rodzice studiowali w krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych. Jako młode małżeństwo zaczynali od zera. Początkowo wyjechali z Krakowa na Pomorze, aby po kilku latach wrócić na południe Polski i zamieszkać na Podhalu. Tutaj, w stolicy Tatr – Zakopanem, przyszedłem na świat.

Konferencja towarzysząca wystawie „Bogu i Ojczyźnie Rostworowscy”. Akademia Ignacjanum w Krakowie (2011)
Z przyjacielem Andrzejem Cehakiem na wystawie „Bogu i Ojczyźnie Rostworowscy”. Akademia Ignacjanum w Krakowie (2011)

J.T.: Jakie wartości przekazali Księdzu rodzice?

Ks. Tadeusz: Rodzice byli osobami głęboko wierzącymi. Starali się, abyśmy i my, jako ich synowie, byli także blisko Boga. Prowadzali nas do kościoła św. Stanisława Kostki, prowadzonego przez salezjanów. W tym kościele, który był także parafią Karola Wojtyły, byłem ministrantem od piątego roku życia. Tata dbał o to, abyśmy wspólnie odmawiali pacierz. Widziałem, jak modlił się za nas. Rodzice byli też wielkimi patriotami.

Gdy nasza rodzina powróciła do Krakowa, zamieszkaliśmy w mieszkaniu rodzinnym mamy na Dębnikach. Z racji na to, że było to duże trzypokojowe mieszkanie, władza komunistyczna dokwaterowała nam na dwóch pokojach trzy panie i zmusiła nas do zamieszkania w siódemkę w jednym pokoju. Z tymi lokatorkami dzieliliśmy kuchnię i łazienkę. Pomimo trudnych warunków lokalowych, rodzice dbali o nasz rozwój intelektualny i duchowy. Mama poświęciła się opiece nad nami, a tata starał się utrzymać naszą rodzinę ze sprzedaży swojej sztuki – obrazów.

Rodzice dali nam świadectwo miłości do Boga i do siebie nawzajem.

J.T.: Rodzice dali Wam wiarę, ale też nauczyli miłości.

Ks. Tadeusz: Powiem więcej – dali świadectwo miłości do Boga i do siebie nawzajem. W 1999 roku rodzice przygotowywali się do jubileuszu 50-lecia małżeństwa, który mieli obchodzić w czerwcu. Długo chorowali, ale na święto Ofiarowania Pańskiego, 2 lutego, poszli już wspólnie do kościoła. Przed mszą świętą odmówili różaniec. W drodze powrotnej do domu mama niosła gromnicę, dbając o to, aby ogień nie zgasł. Tuż przed wejściem do domu rodzice upadli. Tata wstał, a mama niestety już nie. Zmarła prawdopodobnie na zawał.

Po śmierci mojej mamy tata przesłał malować, a przecież była to pasja jego życia. Trzeba było go zmuszać, aby coś namalował. Usilnie prosiłem go o namalowane mojego portretu. Odszedł od nas 28 stycznia 2000 roku. Pochowaliśmy go w pierwszą rocznicę śmierci mamy.

Wraz z braćmi odebraliśmy to jako znak. Podczas mszy pogrzebowej Taty bardzo głęboko zrozumiałem słowa, które sobór watykański napisał o małżeństwie, że ma się ono stać dla małżonków drugą świętością.

Z braćmi na wystawie obrazów naszych Rodziców. Od lewej: Andrzej, o. Jakub SJ, Józef, ja i Paweł (Kraków 2006)
Z bratem Pawłem w Medjugorie (2019)

J.T.: Jaki cel postawił sobie Ksiądz na początku swojej drogi zakonnej, a potem kapłańskiej?

Ks. Tadeusz: Pamiętam, że podczas mszy sprawowanej przez opiekuna ministrantów, podczas mojego wyjazdu do nowicjatu, powiedział on takie zdanie: „Radosnego dawcę miłuje Bóg”. Te słowa są we mnie cały czas.

W swoim życiu zakonnym odkryłem także kult Bożego Miłosierdzia i pragnienie mówienia o nim ludziom. Nie przestaję tego robić, bo wiem jak bardzo jest ono potrzebne światu.

J.T.: Kardynała Karola Wojtyłę poznał Ksiądz w latach 70-tych. Jakie miejsce w Księdza życiu zajmował Jan Paweł II i słowo, które głosił?

Ks. Tadeusz: Jako młody chłopak wielokrotnie widziałem księdza kardynała Wojtyłę odprawiającego msze święte w naszym parafialnym kościele oraz podczas procesji Bożego Ciała.

W 1973 roku, przez stryja kamedułę poznałem Ruch Focolari, w którym poznałem dwie panie ze Środowiska kard. Wojtyły. Było to środowisko stworzone przez ks. Karola Wojtyłę i ówczesnego studenta Jerzego Ciesielskiego. Organizowali oni m.in. spływy kajakowe. Oczywiście wszystko odbywało się w ścisłej tajemnicy, a miejsca pobytu podczas wypraw były często zmieniane w obawie przed UB.

W 1974 roku zostałem zaproszony przez jedną z tych Pań na kajaki. W drodze go Rajgrodu dowiedziałem się, że będzie z nami kard. Wojtyła. Trwający dwa tygodnie spływ podzielony był na dwie części. W pierwszym tygodniu pływaliśmy po różnych jeziorach, co noc stacjonując w innym miejscu. Zaś w drugim tygodniu, już stacjonarnie, pływaliśmy po jeziorze Rajgrodzkim. Wtedy właśnie dołączył do nas kard. Wojtyła.

Wspomnienia ks. Tadeusza o kard. Wojtyle w Mediatece Centrum Myśli Jana Pawła II – obejrzyj TUTAJ.

J.T.: Jakim towarzyszem wyprawy był kard. Wojtyła?

Ks. Tadeusz: Pierwszego dnia po przyjeździe wyprawił dla nas kolację z prowiantu przygotowanego przez siostry zakonne. Podczas posiłku otwarcie odpowiadał na nasze pytania. Wspomniał także o tym, że niedługo po zakończeniu Soboru Watykańskiego Drugiego wielu teologów mówiło już o potrzebie zwołania kolejnego soboru.

W pierwszych dniach swojego pobytu kard. Wojtyła chodził po lesie i pisał relację na synod biskupów. Zaś w kolejnych dniach pływał z nami na kajakach. Pamiętam wieczorne śpiewy i rozmowy prowadzone przy ognisku. My siedzieliśmy na drewnianych belkach, a kard. Wojtyła na krzesełku turystycznym z uwagi na swoje dolegliwości z korzonkami. Podczas rozmów w naszej dwudziestoosobowej grupie, składającej się głównie z jego studentów, był bardzo otwarty.

Pamiętam także taką sytuację, gdy raz pomogłem mu zanieść krzesełko do namiotu. Jego namiot znajdował się na końcu obozowiska. Szliśmy w ciszy. Gdy byliśmy już na miejscu, kardynał serdecznie uściskał mnie i powiedział: „niech cię Bóg pobłogosławi”. Wiedział już wtedy, że wstąpiłem do jezuitów.


Przypomniała mi się wtedy scena z ewangelii, gdy Chrystus rozmawiał z młodzieńcem i słowa ewangelisty Marka: „Wtedy Jezus, spojrzawszy na niego, umiłował go” (Mk, 10, 17-22). To uczucie dogłębnie mnie poruszyło.

J.T.: Czy studiując w Rzymie miał Ksiądz możliwość spotykać Jana Pawła II?

Ks. Tadeusz: Owszem. Przekonałem się także o tym, że mnie zapamiętał. Gdy w 1981 roku studiowałem teologię w rzymskim Collegio Internazionale del Gesù, uczęszczałem do znajdującego się nieopodal kościoła Il Gesù. Zgodnie z tradycją ustanowioną przez Papieża Jana XXIII, papież przyjeżdżał tam na zakończenie starego roku, aby wziąć udział w uroczystych nieszporach i spotkać się ze wspólnotą kolegium jezuickiego. Wśród osób zgromadzonych na uroczystościach, Jan Paweł II rozpoznał mnie, podszedł, uścisnął, a do stojącego obok Monsignor Juliana Petza powiedział: „Myśmy razem byli na kajakach”.

Miałem zaszczyt odprawiać msze święte razem z papieżem w jego kaplicy na Watykanie, a także trzy razy zaproszono mnie na śniadanie do papieskiej rezydencji. Na tych spotkaniach bardzo mi zależało, bo pisałem swoją pracę doktorską o głównym dziele filozoficznym kard. Wojtyły pt. Osoba i czyn. Podczas pierwszego śniadania, mogłem zadawać pytania. Ojciec Święty odpowiadał mi na nie jasno i otwarcie.

Dane było mi także doświadczyć czegoś wyjątkowego. Podczas tej rozmowy Ojciec Święty przenikliwie spojrzał na mnie, a ja w jego spojrzeniu poczułem wielką miłość i bliskość. Przypomniała mi się wtedy scena z ewangelii, gdy Chrystus rozmawiał z młodzieńcem i słowa ewangelisty Marka: „Wtedy Jezus, spojrzawszy na niego, umiłował go” (Mk, 10, 17-22). To uczucie dogłębnie mnie poruszyło.

J.T.: W 1983 roku z rąk Papieża Jana Pawła II przyjął Ksiądz święcenia kapłańskie.

Ks. Tadeusz: Tak. Święcenia przyjmowałem 12 czerwca 1983 roku razem z moim starszym bratem Jakubem, również jezuitą.

Z Papieżem Janem Pawłem II w dniu święceń kapłańskich. Rzym, 12 czerwca 1983

J.T.: Jakie wydarzenia ukształtowały Księdza i pozwoliły rozwinąć się duchowo?

Ks. Tadeusz: Na pewno mocnym przeżyciem duchowym był nowicjat,
a szczególnie wielkie 30-dniowe rekolekcje ignacjańskie. Po ich zakończeniu poczułem duchowe odnowienie, świeżość myśli, serca i ducha.

Nieustanną radość i siłę od zawsze dawało mi bycie z Chrystusem Panem na modlitwie, adoracja Najświętszego Sakramentu oraz karmienie się Słowem Bożym.

J.T.: Czy myślał Ksiądz kiedyś o tym, że będzie pracował w innych krajach?

Ks. Tadeusz: Tak. Będąc jeszcze w nowicjacie miałem przeczucie, że będę żył i pracował poza Polską.

J.T.: 40 lat posługi kapłańskiej na pewno obfitowało w wiele ważnych i przełomowych momentów.

Ks. Tadeusz: Wśród momentów przełomowych myślę, że mógłbym wskazać 1 marca 1992 roku – dzień, w którym dowiedziałem się od mojego krakowskiego prowincjała, ojca Mieczysława Kożucha SJ, że od sierpnia będę pracował w Rumunii. Na początku poczułem szok, bo nikt wcześniej nie rozmawiał ze mną na ten temat. Potem jednak przyszła refleksja, że muszę tam pojechać, bo na pewno mnie potrzebują.

Tekst ks. Tadeusza pt. „Posłuszeństwo”, który został opublikowany na portalu jezuici.pl – czytaj TUTAJ.

J.T.: Jak wyglądał dzień wyjazdu do Rumunii?

Ks. Tadeusz: Wyjeżdżałem 6 sierpnia 1992 roku. O drugiej w nocy na dworzec odprowadzili mnie moja Mama i jeden ze współbraci. Miałem ze sobą cały swój dobytek mieszczący się w dwóch walizkach. W pociągu „Karpaty” relacji Warszawa – Bukareszt jechałem w przedziale tylko z konduktorem, który wcale nie zachwalał Rumunii.

Chociaż z ciekawością patrzyłem na mijane stacje kolejowe, czułem wielką niepewność. Po rumuńsku znałem tylko jedno słowo. Gdy po około 24 godzinach podróży wysiadałem na mojej stacji docelowej – nie mając pewności, czy to na pewno dobra stacja – widziałem tylko ciemność. Wejście w ciemność, w nieznane było dla mnie nowym doświadczeniem. Dopiero po dłuższej chwili z ciemności wyłoniły się siwe włosy rumuńskiego prowincjała, o. Emila Puni, który czekał na mnie wraz z bratem zakonnym.

Zawiózł mnie do dwupokojowego mieszkania w bloku, gdzie mieszkał. Po włosku poprosił mnie o odprawienie mszy świętej po łacinie. Było to moje pierwsze zadanie na rumuńskiej ziemi.

J.T.: Na czym polegała Księdza posługa w Rumunii?

Ks. Tadeusz: W liście od księdza generała wskazane było, że moim głównym zadaniem będzie nauczanie filozofii w seminarium duchownym w Jassach – miejscowości leżącej na wschodzie kraju, przy granicy rumuńsko-mołdawskiej. Aby móc jednak wykładać i w ogóle porozumiewać się z ludźmi, musiałem w Klużu (rom. Cluj) nauczyć się języka rumuńskiego. Na naukę dostałem rok.

Wydawało mi się, że jak znam włoski to będzie mi łatwiej nauczyć się rumuńskiego, bo pochodzą one przecież z tej samej rodziny języków romańskich. Okazało się jednak, że początki były trudne, a w komunikacji zdarzały mi się pomyłki wywołujące śmiech na twarzach moich słuchaczy, studentów i wiernych.

J.T.: Jakie były początki w Jassach?

Ks. Tadeusz: Przez pierwsze trzy lata mieszkałem w kurii biskupiej w Jassach, gdzie panowały trudne warunki lokalowe. Zbliżała się jesień, robiło się coraz zimniej, a pokój, w którym mieszkałem nie był za bardzo ogrzewany. Ja zaś musiałem przygotowywać się do 10 godzin wykładów tygodniowo, nie tylko z historii filozofii, ale także z logiki, kosmologii i etyki. Pomimo wielu trudności i wyzwań językowych, starałem się sprostać wszelkim powierzonym zadaniom.

Odprawiałem niedzielne msze święte z kazaniami o godzinie 7 rano. Poprowadziłem też miesięczne rekolekcje dla sióstr. Dla osoby wciąż uczącej się lokalnego języka było to nie lada wyzwanie. Pamiętam, że jedna pani uczestnicząca we wspomnianych porannych mszach zapytała któregoś razu, kim jest ten ksiądz, co mówi zepsutym językiem rumuńskim.

J.T.: Czy oprócz wykładania w seminarium otrzymał Ksiądz jakieś inne zadania?

Ks. Tadeusz: Tak. Po trzech latach dostałem misję szukania domu, aby stworzyć w nim placówkę jezuicką. Nigdy wcześniej nie miałem do czynienia z koordynowaniem prac budowlanych, więc było to dla mnie zadanie pełne wyzwań na różnych polach.

Po pierwsze, obowiązujący wówczas w Rumunii system komunistyczny niszczył prawo własności. Jako jezuici kupiliśmy pewien teren, do którego – tuż przed rozpoczęciem budowy – nagle zaczął rościć sobie prawo własności lokalny uniwersytet, który był tylko dzierżawcą tej ziemi. Podali nas do sądu. Dzięki pomocy ludzi dobrej woli – którzy powiadomili nas, że w ogóle mamy jakąś sprawę w sądzie – po wielu latach batalii sądowej uniwersytet musiał uznać, że jest to jednak nasza ziemia.

J.T.: Wygrana w sądzie umożliwiła rozpoczęcie budowy?

Ks. Tadeusz: Tak, ale na innym terenie. O pomoc zwróciliśmy się do jednego z naszych ojców jezuitów, który był kapelanem w Unii Europejskiej. Przedstawił on sprawę ambasadorowi Rumunii przy UE i zapytał, jak to jest możliwe, że w Rumunii kupuje się ziemię, a później jest ona zabierana. Dzięki działaniom ambasadora, rząd rumuński dał nam w zamian teren przylegający do więzienia. Było to w pewnym sensie błogosławieństwo, bo byliśmy strzeżeni 24 godziny na dobę. Projekt budowy ośrodka zakładał wybudowanie 12-kondygnacyjnego budynku. Budowę utrudniała jednak specyficzna „kultura” pracy polegająca na kradzieży materiałów budowlanych. Osiwiałem od liczby zmartwień towarzyszących tej budowie.

J.T.: Kiedy ostatecznie zakończyła się budowa i jakim celom służył ośrodek?

Ks. Tadeusz: Powstałe w latach 1998–2000 Centrum Kultury i Duchowości „Residence Xaverianum” stało się prężnie działającym ośrodkiem kulturalno-duszpasterskim w Jassach. Ludzie potrzebowali takiego miejsca i chętnie przychodzili na organizowane przez nas wydarzenia, projekcje filmów i wykłady z udziałem intelektualistów. Dużo pracowaliśmy z młodzieżą, która wówczas bardzo garnęła się do Kościoła.

Po blisko trzech latach pracy w Xaverianum, a dwunastu spędzonych w Jassach, przyjechałem do Bukaresztu, gdzie spędziłem ostatnie trzy lata. Prowadziłem wykłady z antropologii i filozofii w instytucie katechetycznym – Katolickim Instytucie Św. Teresy – znajdującym się przy pałacu arcybiskupim oraz wykłady o nauce społecznej kościoła na Uniwersytecie Bukaresztańskim. Dostałem też za zadanie stworzenie kolejnego centrum kulturalnego.

J.T.: Czym z kolei zajmowało się to centrum?

Ks. Tadeusz: W ramach działalności centrum kilka publikacji zostało przetłumaczonych na język rumuński.

Dzienniczek s. Faustyny Kowalskiej, który był kluczową literaturą do poznawania kultu Bożego Miłosierdzia w założonej wówczas – i działającej zresztą do dzisiaj – grupie Faustinum.

Biografię Jana Pawła II Witness of Hope George’a Weigela przetłumaczył były premier Rumunii, Vasile Radu. Prezentacja książki odbyła się w ambasadzie RP w Bukareszcie. Wśród zaproszonych gości byli m.in. ambasadorowanie krajów muzułmańskich. Po tym wydarzeniu, znany rumuński intelektualista Horia Popovic zaprosił mnie na wywiad do telewizji.

W następnej kolejności udało nam się przetłumaczyć dzieło Ojca Spidika pt. Źródła światłości. Jeszcze w Jassach został przetłumaczony z włoskiego na rumuński mój doktorat pt. Zagadnienie poznania w dziele „Osoba i czyn” Karola Wojtyły.

J.T.: Jak dużo katolików żyje w Rumunii?

Ks. Tadeusz: Rumunia jako scalone państwo (z trzech księstw: węgierskiej Transylwanii, mołdawskich Jassów i Ziemi Rumuńskiej) powstała w 1918 roku. Katolicy w Rumunii stanowią jedynie 5% ludzi wierzących. Najliczniejszą wyznaniową grupą jest prawosławie (85%). Warto zaznaczyć, że poszczególne grupy wyznanione nie zawsze miały równe prawa w Rumunii. Grekokatolicy przez pięć dekad byli prześladowani, a ich biskupów więziono. Dopiero rok 1989 pozwolił im wyjść z ukrycia i na nowo rozpocząć działalność duszpasterską oraz kształcenie duchownych w seminariach.

J.T.: Czym różni się prawosławie od katolicyzmu?

Ks. Tadeusz: W prawosławiu ważna jest liturgia i prawie w ogóle nie jest prowadzana działalność katechetyczna. Dziecko otrzymując przy chrzcie sakrament komunii i bierzmowania, nie ma obowiązku uczestniczenia w żadnych katechezach. Obecnie niektórzy prawosławni księża próbują wprowadzać katechezę przed pierwszą spowiedzią.

Rumunia zapłaciła wysoką cenę za brak katechezy. Władza wmówiła ludziom, że są wolni i mogą robić, co chcą. Objawem tej wolności jest funkcjonujące prawo aborcyjne, które doprowadziło do tego, że w pewnym momencie na jedno urodzone dziecko przypadało siedem aborcji. Sytuacja demograficzna Rumunii była i jest dramatyczna.

Kościół rzymsko-katolicki ze swoją nauką i wartościami wprowadza nową jakość do ludzkiego życia i pozwala rozwijać się duchowo. Budzi ludzkie sumienia i wzywa do pracy nad sobą.

J.T.: Dlaczego wartości katolickie są potrzebne Rumunii?

Ks. Tadeusz: Kościół rzymsko-katolicki ze swoją nauką i wartościami wprowadza nową jakość do ludzkiego życia i pozwala rozwijać się duchowo. Budzi ludzkie sumienia i wzywa do pracy nad sobą. Rumuni szukają takiego odnowienia i takich wartości. Do bukaresztańskiej katolickiej katedry przychodzi wielu prawosławnych. Chodzą na msze święte, modlą się razem z katolikami, korzystają z sakramentów spowiedzi i komunii. Chcą być nawet pochowani w kościele katolickim, a nie w prawosławnej cerkwi.

Bardzo żywy jest też kult św. Antoniego. Prawosławni duchowni, aby odciągnąć ludzi od kultu katolickiego św. Antoniego z XIII w., pochodzącego z Lisbony a zmarłego w Padwie, patrona rzeczy znalezionych, kultywują postać św. Antoniego – opata, który rozpoczął życie duchowne w Egipcie z III wieku. Ten właśnie święty jest patronem jednej z parafii w Bukareszcie.

Ks. Tadeusz o historii Kościoła katolickiego w Rumunii – opracowanie czytaj TUTAJ.

J.T.: W Rumunii spędził Ksiądz 16 lat. Czym była dla Księdza praca wśród wielowyznaniowego społeczeństwa?

Ks. Tadeusz: Odkrywaniem prawosławia, grekokatolików i innych wyznań chrześcijańskich. Szczególnie ważnym czasem w ciągu roku był Tydzień Modlitw o Jedność Chrześcijan, kiedy to każdego dnia modliliśmy się w innej świątyni: katolickiej, prawosławnej, grekokatolickiej, protestanckiej, luterańskiej, kalwińskiej. W Jassach i Bukareszcie, początek i zakończenie Tygodnia Modlitw odbywały się naprzemienne w katedrze katolickiej i prawosławnej.

Dane było mi poznać różnice między wyznaniami, ale przede wszystkim wspaniałe świadectwa wiary wielu ludzi – zarówno duchownych, jak i ludzi prostych. Zachwyciłem się osobą Szteinhara, prawosławnego mnicha pochodzenia żydowskiego. Postacią grekokatolickiego kard. Juliu Hosu, który po 20 latach więzienia, umierał ze słowami: „wszystko Twoje Panie” i który drogę więzienia nazwał drogą ośmiu błogosławieństw. A także postacią biskupa grekokatolickiego Ioan Suciu, którego zamordowano w okrutny sposób. Pomimo uciemiężenia pozostał wierny Bogu. Podobnie, jak wielu innych biskupów, którzy nigdy się nie poddali i nie porzucili swojej wiary.

Dwa razy byłem na kolacji u patriarchy grekokatolickiego, jak był jeszcze metropolitą w Jassach, co pozwoliło mi zobaczyć, na czym polega bizantyjska kultura. Wiele czasu spędziłem przyglądając się życiu grekokatolików, gdyż nasz prowincjał, jeden z braci i kilku kleryków w naszej wspólnocie byli właśnie tego rytu. Smutne było jedynie to, że różnice w kalendarzach liturgicznych poszczególnych wyznań uniemożliwiały nam wspólnie przeżywanie świąt wielkanocnych.

J.T.: Czy miał Ksiądz kontakt z mieszkającymi w Rumunii Polakami?

Ks. Tadeusz: Owszem. Będąc w Rumunii szukałem kontaktów z Polakami. Gdy w Bukareszcie nie było polskiego księdza to wiele razy jeździłem blisko 400 km z Jassów do stolicy, aby odprawić mszę w języku polskim. Starałem się wspomagać mieszkającą tam małą grupę Polaków.

Byłem także zapraszany do polskich wspólnot znajdujących się w Bukowinie, w górskich miejscowościach Pleașa i Soloneţ. Na prośbę rumuńskiego księdza przyjeżdżałem tam, aby spowiadać naszych rodaków i wygłaszać homilię w języku ojczystym. Podczas rozmów z Polakami i spowiadania ich, wielokrotnie słyszałem, że ksiądz ten niszczy polskość, zabrania im śpiewania godzinek oraz odprawiania nabożeństwa Gorzkich Żali, twierdząc, że takich nabożeństw nie ma w tradycji rumuńskiej. Któregoś razu odważyłem się stanąć w obronie rodaków i powiedziałem po polsku w homilii, że kto niszczy język, niszczy też wiarę. Kapłan ten prawdopodobnie zrozumiał moje słowa, bo nie dał mi ani grosza za przyjazd.

J.T.: Jednym z owoców Księdza pracy w Rumunii było rozpowszechnienie kultu Bożego Miłosierdzia. Proszę opowiedzieć o prowadzonych inicjatywach.

Ks. Tadeusz: Gdy w 2004 roku prowadziłem w Jassach dni skupienia o Bożym Miłosierdziu, jedna z uczestniczek, przybyła z Bukaresztu, poprosiła o możliwość zorganizowania pielgrzymki do Polski. Pomysł ten spotkał się z dużym odzewem. Pielgrzymka do Łagiewnik odbyła się w roku 2005, a wśród uczestników był także prawosławny ksiądz. Po powrocie do Bukaresztu założyliśmy grupę Faustinum, aby móc kontynuować doświadczenia tej pielgrzymki. Spotykaliśmy się regularnie co tydzień.

W 2008 roku, po moim powrocie z rekolekcji w Chicago, odbyły się w katedrze św. Józefa w Bukareszcie misje Bożego Miłosierdzia. Na czas misji postawiano przy ołtarzu kopię obrazu Bożego Miłosierdzia. Po misjach powstała potrzeba sprowadzenia i powieszenia na stałe w świątyni obrazu Jezusa Miłosiernego.

J.T.: Jaki wizerunek Jezusa Miłosiernego został wybrany?

Ks. Tadeusz: Od początku myślałem sobie, że mógłby to być Jezus Miłosierny pędzla mojego Taty. Malowany przez Tatę przez 12 lat obraz Bożego Miłosierdzia różnił się w stylistyce od najbardziej znanego wizerunku Jezusa Miłosiernego autorstwa Adolfa Hyły. Przed swoją śmiercią tata przekazał obraz do swojej parafii w Krakowie. Proboszcz nie chciał jednak wywiesić tego obrazu w kościele i trzymał go na strychu. Twierdził, że ludzie przyzwyczajeni są do portretu Jezusa Miłosiernego Adolfa Hyły.

Przed swoim wyjazdem z Rumunii, zostałem zaproszony na obiad do abp. Ioana Robu, metropolity Bukaresztu. Pokazałem mu zdjęcie obrazu namalowanego przez mojego Tatę, przypominającego ikonę i przez to bardziej bliskiego sztuce prawosławia. Arcybiskup przyglądał się obrazowi przez cały czas trwania obiadu. Gdy skończyliśmy jeść poprosił, abym pokazał mu miejsce w katedrze św. Józefa, gdzie chciałbym powiesić obraz. Zarówno obraz, jak i miejsce zostały ostatecznie zaakceptowane.

Jezus Miłosierny (mal. Stefan Rostworowski)

Proboszcz parafii moich Rodziców w Krakowie zgodził się bez problemu oddać mi obraz, więc został on przywieziony do Bukaresztu w pierwszych dniach maja 2008 roku. Kierowca, który odwoził mnie furgonetką do Polski, zabrał go w drodze powrotnej do stolicy. Obraz, oprawiony w stylową ramę ufundowaną przez jednego z parafian, został poświęcony podczas spotkania kapelanów studentów. W uroczystościach oprócz abp. Robu, kapłanów z Włoch i Holandii brał udział również abp Marek Jędraszewski.

Rozmowa Małgorzaty Cichoń z „Niedzieli” z ks. Tadeuszem nt. potrzeby głoszenia Bożego Miłosierdzia wśród prawosławnych – rozmowę czytaj TUTAJ.

J.T.: Przyczynił się Ksiądz także do wydania rumuńskiego tłumaczenia Dzienniczka s. Faustyny Kowalskiej.

Ks. Tadeusz: Gdy w Bukareszcie powstało Faustinum, dążyliśmy do wydania Dzienniczka, na którym moglibyśmy pracować i z którego moglibyśmy uczyć się o Bożym Miłosierdziu. Z racji na fakt, że nie mieliśmy możliwości zaangażowania tłumacza polsko-rumuńskiego – a ja nie czułem się na siłach, aby samodzielnie podjąć się tego zadania – zdecydowaliśmy się na tłumaczenie grupowe. Chociaż jestem wskazany jako autor tłumaczenia to zdecydowanie była to kilkuetapowa praca grupowa.

J.T.: Jak Dzienniczek został przyjęty w Rumunii?

Ks. Tadeusz: Znakomicie. Dotychczas powstały dwa wydania Dzienniczka po rumuńsku, a ich nakłady zostały całkowicie wyczerpane. Może w niedalekiej przyszłości powstanie trzecie, poprawione wydanie, by móc karmić wielką duchowością Bożego Miłosierdzia jeszcze większą grupę ludzi.

O potędze Bożego Miłosierdzia – świadectwo ks. Tadeusza czytaj TUTAJ.

J.T.: Przenieśmy się teraz z Europy do Australii. Do Melbourne przyjechał ksiądz w 2011 roku. Jakie były okoliczności tego przyjazdu?

Ks. Tadeusz: Po przyjeździe z Rumunii powróciłem do Krakowa, gdzie wykładałem w Akademii Ignatianum i gdzie byłem kapelanem sióstr felicjanek na ulicy Kołłątaja. Około roku 2010 skontaktował się ze mną
ks. Wiesław Słowik – którego znałem od czasów nowicjatu – z wielką prośbą o przyjazd do Melbourne. Ks. Wiesław i ks. Ludwik Ryba potrzebowali wsparcia w posłudze dla Polonii melbourneńskiej. Przyjazd do Australii związany był oczywiście z nauką kolejnego języka, tym razem angielskiego i zdaniem egzaminu jezykowego IELTS, wymaganego w procesie wizowym.

Jubileusz 50-lecia święceń kapłańskich ks. Wiesława Słowika SJ OAM. Kościół św. Ignacego w Richmond, 26 lutego 2023

Po przyjeździe na antypody w 2011 roku dostałem kilka zadań, które dane jest mi realizować do dzisiaj. Posługę w kościele Najświętszego Serca Pana Jezusa w Oakleigh, założenie i prowadzenie grupy Faustinum przy Polskim Sanktuarium Maryjnym w Essendon oraz posługę w konfesjonale w kościele św. Ignacego w Richmond. W początkowym latach mojego pobytu pisałem także regularnie artykuły do „Tygodnika Polskiego”.

Z uczestnikami Pielgrzymki Miłosierdzia do Perth. Pierwsza z lewej Renata Suwara (2022)
Ze znajomymi w Sorento w Wiktorii (2020)

Od pięciu lat jestem także drugim duchownym w seminarium diecezji melbourneńsko-tasmańskiej. Spowiadam kleryków i zapewniam im kierownictwo duchowe.

J.T.: Jakie wyzwania niosła ze sobą pracą wśród melbourneńskiej Polonii? Czym różniło się to duszpasterstwo od tego w Rumunii?

Ks. Tadeusz: Moje początki w Australii były trudne, głównie dlatego że zmienił się charakter mojej posługi. Z pracy akademickiej i pisania artykułów musiałem przestawić się na pracę duszpasterską. Moim zadaniem stało się budowanie i pielęgnowanie kontaktów z ludźmi, opieka duchowa nad nimi, pomaganie im w przybliżaniu się ku Bogu.

Z Monsignor Benedictem Camillerim, kustoszem Sanktuarium Our Lady Ta’ Pinu Shrine w Bacchus Marsh, przed nowo odsłoniętym i poświęconym Pomniku Chrystusa Króla Wszechświata. Bacchus Marsh, 25 marca 2023
Ceremomia ślubu w kościele św. Ignacego w Richmond (2022)
Pobyt w Nowej Zelandii (2020)

Oprócz wspomnianej już grupy Faustinum, zostałem opiekunem duchowym grupy „Młodzi w Oakleigh”. Z inicjatywy członków tej grupy, w 2022 roku powstał pomysł spotkań online, podczas których mówiłem o sakramentach i o Piśmie Świętym. W najbliższej przyszłości chciałbym powrócić do tej formy katechezy.

Katechezy ks. Tadeusza na kanale YouTube – obejrzyj TUTAJ.

J.T.: Dane było Księdzu mieszkać i pracować wśród różnych etnicznie społeczności. Jakie wartości my Polacy możemy przekazywać innym, a jakich powinniśmy uczyć się od innych nacji?

Ks. Tadeusz: Polacy powinni być dumni ze swojego przywiązania i miłości do ojczyzny, a także otwartości na inne grupy narodowościowe.

Warto za to byłoby, abyśmy nauczyli się anglosaskiej kultury życia codziennego, zwłaszcza sposobu prowadzenia rozmów, porozumiewania się z każdym. Po zniszczeniu polskiej inteligencji w czasie wojny, zanikły dobre wzorce w prowadzeniu sztuki konwersacji. Warto, aby Polacy byli świadomi siły słów i akceptowanej kultury zachowań.

J.T.: Dziękuję za rozmowę.

Ks. dr Tadeusz Rostworowski SJ – jezuita, wykładowca, duszpasterz Polonii melbourneńskiej, misjonarz w Rumunii. Urodził się 13 marca 1955 roku w Zakopanem. Dzieciństwo spędził w Poroninie i Krakowie. Absolwent X Liceum Ogólnokształcącego im. Komisji Edukacji Narodowej w Krakowie. Do Towarzystwa Jezusowego wstąpił 14 sierpnia 1974 roku. Dwuletni nowicjat odbył w Starej Wsi. Po nowicjacie powrócił do Krakowa, gdzie ukończył czteroletnie studia filozoficzne. W 1980 wyjechał do Warszawy na studia teologiczne i po ukończeniu pierwszego roku teologii otrzymał zaproszenie do Rzymu, aby kontynuować studia z teologii na Papieskim Uniwersytecie Gregoriańskim. Tam też doktoryzował się w 1987 roku z filozofii rozprawą napisaną w języku włoskim pt. Zagadnienie poznania w dziele „Osoba i czyn” Karola Wojtyły. Święcenia kapłańskie przyjął z rąk Papieża Jana Pawła II w 1983 roku w Bazylice Św. Piotra w Rzymie. W latach 1989–1992 wykładał filozofię na wydziale filozoficznym Towarzystwa Jezusowego w Krakowie. W latach 1992–2008 przebywał na misjach w Rumunii, gdzie: wykładał w Wyższym Seminarium Duchownym w Jassach (1993-2005), kierował budową Centrum Kultury i Duchowości „Residence Xaverianum” w Jassach (1998–2000), tworzył i koordynował centrum kultury w Bukareszcie (2005–2008), wykładał antropologię i filozofię w Katolickim Instytucie Św. Teresy w Bukareszcie oraz naukę społeczną kościoła na Uniwersytecie Bukaresztańskim (2005–2008). Założyciel bukaresztańskiej grupy Faustinum. Inicjator i koordynator tłumaczenia na język rumuński Dzienniczka s. Fustyny Kowalskiej, wydanego w 2008 roku. Po powrocie do Polski, od 2008 kontynuował wykłady z filozofii na Wyższej Szkole Pedagogiczno-Filozoficznej „Ignatianum”. Kapelan sióstr Felicjanek. Od 2011 roku duszpasterz Polonii melbourneńskiej. Opiekun Polonii przy kościele Najświętszego Serca Pana Jezusa w Oakleigh. Założyciel i kordynator grupy Faustinum w Essendon. Spowiednik i kierownik duchowy w seminarium diecezji melbourneńsko-tasmańskiej. Autor wielu artykułów prasowych m.in. w „Niedzieli”, „Opoce”, „Miłujcie się” „Tygodniku Polskim”.

Zdjęcia dołączone do wywiadu pochodzą z archiwum ks. Tadeusza.