O działalności antykomunistycznej i ośrodku „Polana” – rozmowa z Zofią Kwiatkowską-Dublaszewską

Z cyklu Wasze historie przedstawiamy wywiad z Zofią Kwiatkowską-Dublaszewską, prezeską Związku Polaków w Melbourne, prezeską ośrodka POLANA Camp, społeczniczką, opozycjonistką lat 80.

Justyna Tarnowska [J.T.]: Kiedy przyjechała Pani do Australii?

Zofia Kwiatkowska-Dublaszewska [Z.K.-D.]: Do Australii przyjechałam 6 czerwca 1987 roku. Koleżanka namówiła mnie, abym towarzyszyła jej podczas wizyty w Ambasadzie Australii. Planowała złożyć wniosek wizowy dla siebie i córki. Ostatecznie obie złożyłyśmy wnioski. Jakie było moje zaskoczenie, jak mi przyznano wizę, a jej nie. Będąc już w Australii starałam się jej pomóc, aby mogła tutaj wyemigrować.

J.T.: Jakie były okoliczności tego przyjazdu?

Z.K.-D.: Jako działaczka NSZZ „Solidarność” i „Solidarności Walczącej”  byłam cały czas obserwowana przez Urząd Bezpieczeństwa. Dwa razy mnie aresztowano. Raz siedziałam w więzieniu po wyroku. Drugi raz – bez wyroku. Gdy w 1986 roku po amnestii wyszłam z więzienia już nikt nie chciał mnie przyjąć do pracy. Z Gdańska wróciłam do rodzinnego Krakowa. Udało mi się bowiem zamienić mieszkania. Sytuacja dalej komplikowała się, bo UB zaczęło interesować się moją rodziną, mamą i bratem. Wtedy straciłam nadzieję, że to wszystko (ta komuna) kiedyś się skończy. Jeszcze dwa miesiące przed wyjazdem do Australii zostałam wezwana na przesłuchanie.

Przeczytaj profil Zofii Kwiatkowskiej w Encyklopedii Solidarności.

J.T.: Czy od razu osiedliła się Pani w Wiktorii czy mieszkała Pani także w innych miejscach Australii?

Z.K.-D.: Na początku trafiłam do hostelu dla imigrantów – Maribyrnong Immigration Detention Centre, który mieścił się po zachodniej stronie Melbourne. Imigranci mogli mieszkać w takim hostelu przez 9 miesięcy. Oprócz zakwaterowania otrzymywali także niewielki zasiłek i możliwość nauki języka angielskiego. Tak wyszło, że w hostelu mieszkałam niecałe 3 miesiące, gdyż ze znajomymi zdecydowaliśmy się wynająć mieszkanie na St Kildzie. Po pewnym czasie każdy z nas usamodzielnił się.

W późniejszych latach mieszkałam w dzielnicy Northcote oraz w Gippsland – Yarragon, gdzie prowadziliśmy z mężem hobby farm.

Z mężem Wojciechem (Melbourne Cup 1989 r.)

J.T.: Czym zajmowała się Pani po przyjeździe do Australii? Czy łatwo było znaleźć pracę?

Z.K.-D.: W Australii nigdy nie pracowałam w swoim wyuczonym zawodzie ekonomisty. Przyjeżdżając tutaj miałam już trzydzieści kilka lat. Nie miałam wtedy czasu na rozpoczęcie kilkuletniej nauki – trzeba było zarabiać na chleb. Podobnie z nauką języka angielskiego. Na kurs, taki 6-miesięczny, poszłam dopiero 2-3 latach pobytu w Australii. Cieszę się, że zdecydowałam się na ten krok, bo pomogło mi to uporządkować wiedzę i zrozumieć jak działa ten język.

Niedługo po przyjeździe, jak już przeprowadziłam się bliżej centrum, całkiem szybko znalazłam pracę. Najpierw pracowałam w motelu na St Kildzie. Miałam superszefa, z pochodzenia Holendra, który wspierał mnie, podbudowywał psychicznie i dopingował do nauki języka. Pamiętam jak mi mówił: „Albo będziesz bogata, ale musisz iść do szkoły”. Po jakimś czasie założyłam swój własny biznes świadczący usługi sprzątające.

W tamtym czasach łatwiej było o pracę, bo był przemysł i dużo pracy w fabrykach. Aby zarobić, ludzie potrafili pracować na dwie zmiany. Młode mamy, jeśli chciały, też mogły wykonywać pewne prace i dorabiać do domowego budżetu.

Jedno z pierwszych zdjęć zrobionych po przyjeździe do Australii (1988 r.)

J.T.: Czy na jakimś etapie emigracji myślała Pani o powrocie do Polski?

Z.K.-D.: Tak, ten temat powracał kilkukrotnie w moim życiu. W połowie lat 90. mój mąż Wojciech miał dość trudny czas w swoim życiu. Po ponad 20 latach pracy w szpitalu (na Patologii) został zwolniony w wyniku sprzedaży szpitala i przeprowadzenia zbiorowych zwolnień. Niedługo potem zmarł mu ojciec. Mąż trochę podupadł psychicznie i jedynym ratunkiem dla niego był wyjazd do Polski. Wynajęliśmy więc nasze mieszkanie w Northcote i w 1996 roku pojechaliśmy do Polski na 11 miesięcy. Mieszkaliśmy u teściowej. Jak się z czasem okazało, wspólne mieszkanie nie było najlepszym rozwiązaniem. Zdecydowaliśmy się powrócić do Australii.

Potem także myśleliśmy o powrocie do Polski. Mówiliśmy sobie, że jak przejdziemy na emeryturę to wrócimy do ojczyzny. Gdy przyszedł już ten moment, rozmyśliliśmy się pomimo tego, że mieliśmy już nawet wystawiony dom na sprzedaż.

Teraz też jestem na etapie, że chcę wrócić do Polski i umrzeć na polskiej ziemi. Daję sobie dwa lata na podjęcie ostatecznej decyzji. Zobaczymy jak potoczy się pandemia i jakie restrykcje będą obowiązywać pasażerów samolotów. Jeśli nic nie wyjdzie z moich planów to widocznie tak miało być.

J.T.: Od kiedy jest Pani zangażowana w działalność na rzecz Związku Polaków w Melbourne i POLANY? Skąd pomysł na zaangażowanie się w pracę społeczną?

Z.K.-D.: W Związku Polaków w Melbourne działam od 2015 roku. Pełniłam w tej organizacji różne funkcje np. sekretarza (2016), wiceprezesa (2017), a obecnie pełnię funkcję prezesa Związku (od 2021). Od grudnia 2017 roku jestem prezesem POLANY, czyli majątku, który jest w posiadaniu Związku Polaków w Melbourne.

O jubileuszu 70-lecia Związku Polaków w Melbourne przeczytasz TUTAJ

A skąd pomysł na pracę społeczną? Zawsze lubiłam robić coś dla innych. Jako opozycjonistka działałam w obronie praw człowieka w Polsce. Pragnęłam by każdy Polak i każda Polka mieli swobodę wyrażania własnych poglądów.

Rozważałam kiedyś, że jak przejdę na emeryturę to zaangażuję się w wolontariat w szpitalu. Wyszło trochę inaczej, gdyż zaangażowałam się w polonijną działalność społeczną.

J.T.: Jest Pani również zaangażowana w działalność Polskiego Związku Więźniów Politycznych w Australii i Komitu Pamięci Rotmistrza Witolda Pileckiego w Melbourne. Jak wiele Polaków i Polek znalazło się w Australii w wyniku represji politycznych?

Z.K.-D.: Polski Związek Więźniów Politycznych w Australii został założony w 2007 roku. Na początku powstał pomysł odnalezienia na terenie Australii Polaków, którzy zdecydowali się na emigrację z powodu represji i szykan jakich doznali od władzy komunistycznej Polski. Na I Zjazd założycielski przyjechało 11-12 osób z Sydney, Melbourne i Perth. Zjazd odbył się na mojej farmie w Gippsland. Za cele obraliśmy sobie: trzymanie się razem i wspieranie w trudnych chwilach; prowadzenie działań propolitycznych i udzielanie poparcia dla Polski; a także zapraszanie gości z Polski (odwiedzili nas Andrzej i Joanna Gwiazdowie, Anna Kołakowska, Tadeusz Płużański, Andrzej Rozpłochowski), którzy pomogli nam pielęgnować wiedzę o tamtych czasach i przekazywać ją młodszym pokoleniom. Obecnie Polski Związek Więźniów Politycznych w Australii liczy 30 osób.

W pierwszym roku pełniłam funkcję skarbnika Polskiego Związku Więźniów Politycznych w Australii. W następnym latach byłam prezesem na Wiktorię, a teraz jestem Członkiem Związku. Wiktoriański oddział Związku organizuje szereg przedsięwzięć, których wspólnym celem jest szerzenie prawdy o historii Polski. Organizowaliśmy cykliczne pokazy filmów o historii Polski. Od 2010 roku współorganizujemy Bieg Wilczym Tropem, którego celem jest upamiętnienie Żołnierzy Niezłomnych oraz Rajd Katyński, który upamiętnia ofiary zbrodni stalinowskich.

Władysław Stasiak wręcza Zofii Dublaszewskiej Krzyż Komandorski Orderu Odrodzenia Polski nadany przez Prezydenta Lecha Kaczyńskiego (Belweder 7 kwiecień 2010 r.)

J.T.: W 2008 roku Piotr Zarębski wyreżyserował film dokumentalny pt. „Więźniarki. Dziewczyny z jednej celi”, w którym wzięła Pani udział. Proszę opowiedzieć o tym projekcie.

Z.K.-D.: Film opowiada historię siedmiu przyjaciółek, opozycjonistek zaangażowanych w działalność „Solidarności”, które po tułaczce po różnych zakładach karnych zostały wreszcie umieszczone w jednej celi w Zakładzie Karnym Bydgoszcz-Fordon. W filmie opowiadamy m.in. o tym jak wyglądały aresztowania, jakie były więzienne warunki, co robiłyśmy podczas pobytu w więzieniu, a także o wspólnej walce o wolność i nadziei na lepszą przyszłość. Tak się złożyło, że większość z nas wybrała życie na emigracji.

Przyjęcie w parafii po uwolnieniu Andrzeja Gwiazdy. Od lewej Ojciec Edward Ryba CSsR z Kościoła Redemptorystów w Gdyni, Zofia Kwiatkowska, Andrzej Gwiazda

Jako ciekawostkę mogę powiedzieć, że przez wiele lat w domu Piotra Zarębskiego w Ciechocinku odbywał się zjazd bohaterek tego dokumentu. Mam nadzieję, że jak sytuacja epidemiologiczna zostanie opanowana, dane nam będzie spotkać się kolejny raz.

Drugą ciekawastką jest to, że film „Więźniarki. Dziewczyny z jednej celi” otrzymał Nagrodę Główną „Złoty Opornik” na Ogólnopolskim Festiwalu Filmowym „Niepokorni Niezłomni Wyklęci” w Ciechanowie w 2008 roku.

Obejrzyj film dokumentalny „Dziewczyny z jednej celi. Więźniarki” (reż. Piotr Zarębski) OPIS i FILM na platformie VOD TVP.

J.T.: POLANA została założona w celu promowania polskiej kutury i tradycji, w szczególności wśród dzieci i młodzieży. Proszę opowiedzieć o obozach i koloniach, które odbywają się na Polanie już od 60 lat.

Z.K.-D.: Polski Ośrodek Młodzieżowy „POLANA” w Healesville, bo taka jest jego pełna nazwa, powstał 61 lat temu i faktycznie jego głównym celem było zapewnienie dzieciom i młodzieży możliwości wypoczynku, pielęgnowania polskich tradycji i polskiej kultury oraz integrowania się w środowisku polonijnym.

Ośrodek POLANA organizuje dwa typy wypoczynku: obóz dla młodzieży w wieku 12-17 lat, który odbywa się w pierwszym tygodniu stycznia oraz kolonie dla dzieci w wieku 7-12 lat, które odbywają się w drugim tygodniu stycznia. Na obóz i kolonie przyjeżdżają dzieci z całej Australii. Niektóre z dzieci czekają z niecierpliwością cały rok, aby móc spotkać się ze swoimi rówieśnikami na POLANIE.

Przeczytaj historię POLANY

J.T.: POLANA przez lata rozrastała się, dobudowywano lub modernizowano pomieszczenia. Jakie prace modernizacyjne są teraz najbardziej potrzebne?

Z.K.-D.: Niestety przez wiele lat nic dodatkowego nie działo się na POLANIE, stąd wielu ludzi myślało, że ośrodek w ogóle nie istnieje. Gdy zostałam prezesem POLANY, zaczęłam wdrażać zmiany w funkcjonowaniu ośrodka, tak aby wykorzystać jego potencjał i przyciągnąć więcej gości.

Jednym z główniejszych zadań była i wciąż jest modernizacja infrastruktury ośrodka. Zaczęliśmy starać się o środki finansowe na przeprowadzenie prac remontowych. W 2017 roku dostaliśmy grant, o który wnioskował jeszcze poprzedni Zarząd Związku Polaków w Melbourne. Dzięki tym funduszom zbudowaliśmy werandę i wymieniliśmy podłogę w świetlicy. Udało nam się również wyremontować kilka domków i zakupić barbeque.

W tym roku przyznano nam grant z Polski, dzięki któremu będziemy mogli wymienić oświetlenie w całym ośrodku (w tym zwiększyć moc światła), zrobić płot z jednej strony oraz wyremontować toalety, prysznice i łazienki w obozie chłopców. To duże i potrzebne inwestycje, dzięki którym ośrodek stanie się bardziej funkcjonalny.

W niedalekiej przyszłości musimy koniecznie zbudować zadaszenie nad werandą, które ochroniłoby ją przez deszczem. Koszt tej inwestycji to około 20 tys. dolarów. Chcemy też wydzielić aneks kuchenny w domku nr 7 oraz zrobić małą kuchnię i stołówkę w obozie chłopców.

Każde zarobione na wynajmie pieniądze (oczywiście po uregulowaniu bieżących rachunków) przeznaczamy na zakup potrzebnych rzeczy oraz niezbędne remonty.

Z Tomkiem Bartczakiem – wiceprezesem Związku Polaków w Melbourne

J.T.: Jak wygląda obecnie praca na POLANIE? Jak liczny jest zespół wolontariuszy?

Z.K.-D.: Od trzech lat prowadzimy na większą skalę wynajem domków. Odwiedzają nas nie tylko Polacy, ale także Australijczycy i społeczności etniczne. Pracy jest bardzo dużo, nie tylko przy obsłudze gości, ale także przy konserwacji i modernizacji obiektu.

Osobiście spędzam na POLANIE większość tygodnia. Z racji tego, że mieszkam w Yarragon, oddalonym od Healesville o jakieś 120 km, na POLANĘ przyjeżdżam już w piątek i jestem tutaj do poniedziałku. Muszę dopilnować rejestracji poszczególnych grup oraz poogarniać sprawy porządkowe i organizacyjne.

Cyklicznie organizujemy working bee, na które przyjeżdża od 10 do 15 osób. Z racji tego, że większość członków Zarządu oraz naszych przyjaciół wciąż pracuje zawodowo, weekendy są jedynym czasem, który mogą poświęcić na pracę społeczną. Nie zawsze dadzą radę przyjechać na POLANĘ, ale wiem, że jak tylko mogą są tutaj i pomagają. Cieszę się, że zebrała się całkiem spora grupa wolontariuszy szczerze oddanych pracy na POLANIE. Często jest tak, że rozumiemy się bez słów. Każdy odpowiedzialnie i z zaangażowaniem pracuje na rzecz naszego wspólnego polonijnego dobra.

Z Jackiem Osińskim, wieloletnim działaczem POLANY, podczas jego przyjęcia pożegnalnego (maj 2021 r.)

J.T.: Jakie imprezy okolicznościowe i cykliczne organizuje obecnie POLANA?

Z.K.-D.: Oprócz organizacji wypoczynku letniego dla dzieci i młodzieży w styczniu, w każdy trzeci tydzień lutego gościmy harcerzy z ZHP Podhale. To właśnie na POLANIE odbywa się Święto Myśli Braterskiej.

Od 2017 roku organizujemy Andrzejki, Boże Narodzenie (bezpłatną imprezę dla osób samotnych – wystarczy przygotować i przynieść jakąś potrawę), Sylwestra oraz Noc Kabaretową przy współpracy z Teatrem Prób Miniatura. W tym roku po raz kolejny zorganizujemy Christmas in July. Naszym gościom, oprócz rozrywki, oferujemy także wyżywienie i nocleg ze śniadaniem. Widzimy, że organizowane przez nas imprezy zdobywają popularność i swoich wiernych bywalców, a nawet wolontariuszy na working bee.

Udostępniamy także ośrodek na przyjęcia okolicznościowe takie jak śluby, imieniny, jubileusze.

J.T.: Kto i w jaki sposób może zaangażować się w działania POLANY?

Z.K.-D.: Do współpracy zapraszamy osoby, które chciałyby poświęcić swój wolny czas i pomóc przy pracach porządkowych i drobnych remontach na POLANIE (panowie-złote rączki są mile widziani).

Bardzo chętnie przyjmiemy też wszelkie darowizny, które będziemy mogli przeznaczyć na utrzymanie ośrodka i prace modernizacyjne (np. wspomnianą już budowę zadaszenia nad werandą).

Roczne koszty utrzymania ośrodka to 30 tys. dolarów. Z racji tego, że POLANA działa tylko kilka miesięcy w roku (oprócz miesięcy zimowych) przez ten czas ośrodek musi wypracować środki na pokrycie kosztów utrzymania i pozyskać pieniądze na prace modernizacyjne. Staramy się, ale nie zawsze jest to łatwe. Zeszły rok był dla nas szczególnie ciężki. Ten rok może będzie lepszy. Jak tylko znieśli restrykcje w Wiktorii zaczęliśmy przyjmować rezerwacje. Kwiecień mogę uznać za całkiem pomyślny miesiąc. Zobaczymy jak będzie dalej.

J.T.: Proszę powiedzieć, tak z własnego doświadczenia, czy trudno jest pogodzić życie zawodowe/prywatne z pracą społeczną?

Z.K.-D.: Kiedyś może było nieco łatwiej, aby zaangażować się w pracę społeczną. Oczywiście zależało to od sytuacji życiowej i zawodowej. Zawsze jednak trzeba było łączyć obowiązki domowe i inne dodatkowe w taki sposób, aby wszystko ze sobą grało i nie kolidowało.

Myślę, że obecnych czasach trudno jest połączyć pracę zawodową z pracą społeczną. Ludzie w wieku produkcyjnym pracują więcej, czasami również w weekendy. Mimo chęci nie zawsze mogą się w coś zaangażować, bo po prostu brakuje im czasu. Jeśli już przejdzie się na emerytutę to może ma się czas wolny, ale często zaczyna brakować sił. Zaś młodzi ludzie nie zawsze garną się do takiej formy pracy. Osobiście, od kiedy przeszłam na emeryturę (było to 6 lat temu) oddałam się tylko pracy społecznej.

J.T.: Co według Pani „dają” Australii społeczności etniczne?

Z.K.-D.: Moim zdaniem społeczności etniczne sprawiły, że Australia stała się różnorodna i ciekawa. Wspomnę jedynie dla przykładu o różnych wyjątkowych potrawach z kuchni regionalnych i międzynarodowych, które można próbować mieszkając tutaj.

Już na samych początkach mojego życia w Australii, gdy mieszkałam w hostelu w Maribyrnong, zetknęłam się z różnymi nacjami. Teraz mam możliwość poznawania różnych narodowości na POLANIE. Odwiedzają nas społeczności ze Sri Lanki, Chin, Węgier, a także społeczność muzułmańska. Dzięki takim spotkaniom można poznać kulturę i tradycje innych krajów. Jest to ciekawe jak narodowości mieszają się i wzajemnie czerpią od siebie. Bardzo cenię sobie rozmowy z naszymi gośćmi. Niektórzy z nich są bardziej otwarci i w ten sposób można dowiedzieć się wiele ciekawych informacji o ich kulturze i narodach.

J.T.: Dziękuję za rozmowę.

Zofia Kwiatkowska-Dublaszewska – prezeska Związku Polaków w Melbourne i POLANA Camp, współzałożycielka Polskiego Związku Więźniów Politycznych w Australii, członkini Zarządu Komitetu Pamięci Rotmistrza Witolda Pileckiego w Melbourne, opozycjonistka NSZZ „Solidarność” i „Solidarności Walczącej”, była więźniarka polityczna.

Laureatka odznaczeń:
7.04.2010Krzyż Komandorski Orderu Odrodzenia Polski od Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej
(Odznaczenie wręczone przez Władysława Stasiaka, Szefa Kancelarii Prezydenta Lecha Kaczyńskiego, na trzy dni przed tragiczną katastrofą pod Smoleńskiem, w której zginął wraz z 95 innymi osobami.)

2016Krzyż Wolności i Solidarności od prezesa Instytutu Pamięci Narodowej
(Odznaczenie to dostali opozycjoniści, którzy zostali poszkodowani przez władze komunistyczne. Osoby wyróżnione odznaczeniem były bardzo dokładnie sprawdzone przez IPN w celu udowodnienia ich nieposzlakowanego zaangażowania w działalność opozycyjną. Osoby wyróżnione odznaczeniem otrzymały nieobjęty podatkiem dodatek do emerytury w wysokości 400 zł.)

2019 Krzyż Solidarności Walczącej

2019Medal Stulecia Odzyskania Niepodległości od Premiera Mateusza Morawieckiego

Zdjęcie z miniatury: Zofia Dublaszewska podczas Jubileuszu 70-lecia Związku Polaków w Melboune.