O misyjności pracy tłumacza i budowaniu dialogu międzykulturowego – rozmowa z Evą Hussain

Z cyklu Wasze historie przedstawiamy wywiad z Evą Hussain, tłumaczem, społecznikiem i entuzjastką budowania dialogu międzykulturowego.

Justyna Tarnowska [J.T.]: Do Australii przyjechałaś w połowie lat 80. Jakie były okoliczności tego przyjazdu?

Eva Hussain [E.H.]: Odpowiedź na to pytanie zacznę od wyjaśnienia skąd w ogóle pojawił się w moim życiu pomysł na wyjazd do Australii. A więc…mój dziadek był zafascynowany Pacyfikiem i Oceanią. Jako dziecko czytałam książki, które nam pozostawił. Również we mnie narodziła się wtedy ciekawość do tego dalekiego kraju. Poza tym, część mojej rodziny wyjechała do Australii po wojnie. Zawsze chcieliśmy do nich tutaj przyjechać.

Pierwotnie mieliśmy wyjechać w 1981 roku. Rodzice sprzedali mieszkanie i kupili bilety na 15 grudnia 1981 roku. Dwa dni przed naszym wylotem wprowadzono stan wojenny i nasze plany wyjazdu z dnia na dzień stały się nierealne. Dopiero w 1985 roku udało nam się wyjechać, chociaż i tak nie całą rodziną.

J.T.: Jak wyglądał proces emigracji w tamtych latach?

E.H.: Czasy i życie w Polsce były ciężkie. Ludzie lecieli do zachodniego świata jak ćmy do światła. Pragnęli, aby żyło im się lepiej. Dla wielu z nich życie w Polsce niestety nie miało perspektyw.

Sam proces wyjazdu z kraju był bardzo skomplikowany. Żeby wyjechać trzeba było zdobyć paszport, a nie było to takie łatwe. Poza tym, nie można było tak po prostu wyjechać, dlatego wielu ludzi szukało małopodejrzanych powodów do wyjazdu, np. wycieczki. I tak było w moim przypadku. Pewnego dnia zobaczyłam ogłoszenie wycieczki do Francji. Z racji tego, że w szkole uczyłam się języka francukiego (i uważałam, że całkiem dobrze znam ten język) pomyślałam sobie, że to dobry pomysł pojechać do Francji, ale krajem docelowym zawsze była Australia. Na wycieczkę pojechałam razem z tatą. Spośród 40 uczestników wycieczki prawie wszyscy zostali we Francji i tam starali się o azyl, o który było już wtedy trudno.

J.T.: Czym zajmowałaś się po przyjeździe do Australii? Czy łatwo było znaleźć pracę?

E.H.: To właśnie we Francji, gdzie mieszkałam prawie rok, poznałam swojego pierwszego męża. Po przyjeździe do Australii zamieszkaliśmy niedaleko mojej rodziny, która nie do końca zadowolona była z moich wyborów życiowych. Miałam 18 lat i byłam w 7. miesiącu ciąży, więc teraz zupełnie się im nie dziwię, ale mimo wszystko na samym początku bardzo mi pomogli. Gdy urodził się mój syn, swoją uwagę musiałam poświęcić dziecku.

Mogę powiedzieć, że pierwsze lata były pod górkę. Gdy syn miał 2 latka posłałam go do żłobka, by móc pójść do szkoły. W ciągu sześciu miesięcy udało mi się całkiem dobrze ogarnąć język angielski, co pozwoliło mi podjąć pracę w Myerze, co wtedy było sporym osiągnieciem zawodowym. Po około półtora roku zdecydowałam się jednak wrócić do szkoły i podjąć naukę w college’u. Rzuciłam pracę, znalazłszy w lokalnej gazecie ogłoszenie kursu programowania z obietnicą przyuczenia do zawodu (tzw. Skill Share), która wydawało mi się życiową szansą. Na rozmowie kwalifikacyjnej okazało się, że rzeczywistość była nieco inna, bo na swoją szansę trzeba było poczekać w długiej kolejce. Zupełnie nie rozumiałam, dlaczego kurs był przez wiele tygodni ogłaszany, a nie było miejsc. Los chciał, że udało mi się przekonać osobę prowadzącą ze mną rozmowę, że znajduję się w trudnej sytuacji i koniecznie muszę iść na ten kurs właśnie teraz. Do college’u chodziłam 3 lata i pracowałam w tym zawodzie potem kilka lat. Praca programistki (m.in. w języku C+ i Pascal) była ciekawym etapem w moim życiu i nauczyła mnie analitycznego myślenia.

J.T.: Co skłoniło Ciebie do zostania tłumaczem? Czy uważasz siebie za osobę uzdolnioną językowo?

E.H.: W 1993 roku zdałam egzamin na tłumacza pisemnego angielsko-polskiego, co pozwoliło mi rozpocząć pracę w tym obszarze. W następnych latach podchodziłam do kolejnych egzaminów. W 2000 roku pomyślnie zdałam egzamin na tłumacza ustnego. Dla niewtajemniczonych zdradzę, że egzamin na tłumacza ustnego jest bardziej wymagający niż na tłumacza pisemnego, bowiem oprócz znajomości samego języka trzeba wykazać się szerokorozumianymi umiejętnościami komunikacyjnymi i interpersonalnymi. W tym samym roku założyłam firmę Polaron.

Na Kongresie 60 Milionów w Rzeszowie

J.T.: Polaron stał się nowym rozdziałem w Twoim życiu. Czy łatwo było podjąć decyzję o założeniu własnego biznesu?

E.H.: Po szkole pracowałam w kilku korporacjach, a potem w Radzie Walki z Rakiem i Radzie Miejskiej Port Philip. Tak jak nigdy nie doświadczyłam dyskryminacji w Australii, nagle w Radzie Miejskiej zaczęło się coś psuć w moich relacjach z szefostwem i powiedziano mi, że nie pasuję do zespołu ze względu na swoje pochodzenie. Był to dla mnie prawdziwy cios, gdyż wiele lat pracowałam nad zintegrowaniem się. Zdecydowałam się odejść.

Nie planowałam założenia swojego biznesu. Po prostu tak wyszło. Nie do końca rozumiałam jeszcze, czym jest zmysł przedsiębiorcy, ale stworzenie własnego, niezależnego od innych miejsca na ziemi stało się moim celem.

Na początku dostarczaliśmy jedynie tłumaczenia angielsko-polskie. Potem zaczęliśmy świadczyć usługi tłumaczeniowe również dla innych języków.

J.T.: Czym dla Ciebie jest praca tłumacza?

E.H.: Bardzo lubię tę pracę. Praca tłumacza ustnego jest bardziej „mobilna”, bo pracuje się często na mieście. Praca tłumacza pisemnego jest bardziej stateczna, bo pracuje się przy komputerze. Tłumaczenia pisemne są też bardziej kreatywne. Tłumaczenia ustne i pisemne charakteryzują się różnymi zadaniami, ale w jakiś sposób łączą się.

Według mnie praca tłumacza ustnego jest niedoceniana w Australii. Według statystyk ponad 70% tłumaczy ustnych to kobiety, w tym większość to kobiety-emigrantki. Pomimo tego, że praca tłumacza ustnego jest bardzo wymagająca i niezmiernie ważna, nie otrzymuje się za nią zbyt wysokiego wynagrodzenia.

W swojej pracy traktuję innych z szacunkiem. Nigdy nie wiem, z kim dane mi będzie pracować, ani jak trudne sprawy będę musiała tłumaczyć. Staram się też nie angażować emocjonalnie. Nie mam także prawa nikogo oceniać. Mój profesjonalizm zobowiązuje mnie do rzetelnego wykonywania swojej pracy, najlepiej jak to potrafię.

J.T.: W rozmowie z Oscarem Trimboli porównałaś pracę tłumacza ustnego do pracy aktora, który odgrywa słowa innych ludzi. Bardzo podoba mi się to porównanie. Jak myślisz, czy w międzykulturowym kraju (takim jak np. Australia) bycie tłumaczem może nieść ze sobą jakieś dodatkowe zadanie np. niwelowanie barier komunikacyjnych i kulturowych?

E.H.: Tłumacze ułatwiają komunikację między ludźmi i to jest główny cel ich pracy. Bardzo często zdarza się, że ludzie nawet wykształceni przez brak znajomości języka są w jakiś sposób ograniczeni (wydają się mniej elokwentni) i nie mogą załatwić ważnych dla nich spraw.

Tłumacz ustny stara się nie tylko przetłumaczyć wypowiedzi rozmówców, ale także rozpoznać i przedstawić kontekst sytuacji. Często sprawy, w których uczestniczymy, nie są łatwe i potrafią ciągnąć się miesiącami, latami. Prawda jest taka, że gdyby nie było problemów w komunikacji, to nikt nie potrzebowałby tłumaczy. Pomagamy rozwiązać problemy komunikacyjne, ale sami postajemy w tle.

Ważne jest też zrozumienie, że tłumacz jest dla lekarza/sędziego, bo to oni nie znają naszego języka, a ich praca przecież polega na zapewnieniu każdemu obywatelowi Australii takiego samego dostępu do usług, informacji i pomocy.


Odcinek podcastu „Deep Listening”, w którym Oscar Trimbol rozmawia z Evą Hussain

J.T.: Czy była jakaś sytuacja, która (negatywnie lub pozytywnie) zaskoczyła Ciebie jako tłumacza ustnego?

E.H.: Przez te ponad 20 lat były sytuacje, kiedy czułam pewnego typu niedosyt po zakończeniu tłumaczenia. Czułam, że może ktoś został poszkodowany lub źle oceniony.

Były też sytuacje, kiedy czułam, że pomogłam komuś wyjaśnić jakąś skomplikowaną sytuację, która ciągnęła się przez lata. Dzięki mojej pracy ktoś odzyskał poczucie godności. Takie sytuacje są niezwykle budujące.

J.T.: Z jakich współpracy (tłumaczeniowych) jesteś najbardziej dumna?

E.H.: Najbardziej jestem dumna z tłumaczenia dla Prezydenta Polski Andrzeja Dudy podczas jego wizyty w Australii w sierpniu 2018 roku. Czułam wielki prestiż i podekscytowanie z możliwości bycia tłumaczem ważnej dla Polaków osoby. To była pierwsza wizyta polskiej głowy państwa w Australii, więc był to prawdziwy zaszczyt.

Tłumaczenie dla pary prezydenckiej podczas spotkania z Gubernator stanu Wiktoria Lindą Dessau (sierpień 2018)

J.T.: Polaron Language Services, firma której jesteś Dyrektorką, oprócz swojej działalności translatorskiej, prowadzi również działania na rzecz promowania wartości kulturowych i znajdowania wspólnych kanałów komunikacji między społecznościami etnicznymi. Czy idea wielokulturowości zawsze była Tobie bliska?

E.H.: Wartość wielokulturowości doceniam zarówno osobiście, jak i profesjonalnie. W mojej rodzinie i środowisku pracy są ludzie z różnych kultur. Moim zdaniem wielokulturowość trudno jest wprowadzić w życie ze wszystkimi jej aspektami. Tolerancja, akceptacja – łatwo się o nich mówi, ale trudniej jest wdrożyć je w formie konkretnych działań.

Jako osoba pragmatyczna w swoich działaniach skupiam się na budowaniu mostów. Jeśli widzę przestrzeń do działania, to angażuję się w to zadanie z całą swoją energią. W swojej pracy pomagam ludziom w procesie komunikacji, co jest ważnym elementem budowania wzajemnego zrozumienia. Mam poczucie, że dzięki swojej pracy daję coś innym – mam wkład w to, że lepiej nam się mieszka i żyje.

J.T.: Polaron organizuje przedsięwzięcia, które przybliżają ludziom wielokulturowść i wartość komunikacji. Od ponad roku organizujecie tematyczne webinaria. A pod koniec marca zorganizowaliście kolejny VICFORUM. Jakie owoce przynoszą takie inicjatywy?

E.H.: VICFORUM organizujemy od 2016 roku. Tegoroczne forum odbyło się pod tytułem „Unmasking the pandemic. CALD, COVID & Communication”. Debatowaliśmy m.in. o tym: czy pandemia jest dobra dla społeczeństwa, jak ważna jest potrzeba edukowania społeczeństwa oraz prawo każdego mieszkańca Australii do otrzymywania informacji w języku dla niego zrozumiałym. W rozmowach z naszymi gośćmi staraliśmy się skupić przede wszystkim na tym, co jest dobre. Cieszymy się, że nasze zaproszenie do debaty przyjęli reprezentanci różnych środowisk, a także instytucji rządowych. Naszym gościem był m.in. prof. Brett Sutton – Chief Health Officer w rządzie wiktoriańskim.

Diversity Forum 2021 z Brettem Suttonem

Więcej o VICFORUM 2021 przeczytasz TUTAJ

Więcej o forach organizowanych przez Polaron przeczytasz TUTAJ

J.T.: Co według Ciebie „dają” Australii społeczności etniczne?

E.H.: Społeczności etniczne dają Australii „australijskość”. Australia jest dobrym, dostatnim i bezpiecznym krajem. Nie ma tutaj zbyt wielu konfliktów. W Australii można żyć ciekawie czerpiąc całymi garściami z bogactwa kulturowego różnych społeczności, często egzotycznych.

J.T.: Jesteś zaangażowana w wiele inicjatyw m.in.: Australasian Association of Language Companies, Australian Society of Polish Jews. Byłaś też członkiem Prezydium Polish Community Council of Victoria. Czy trudno jest pogodzić życie zawodowe/prywatne z pracą społeczną?

E.H.: Istnieje różnica między postrzeganiem pracy społecznej w Australii i w Polsce. W Australi pracę wolontaryjną szanuje się i podkreśla jej znaczenie (np. w CV). W Polsce powoli się to zmienia, ale kiedyś praca społeczna była przymusowa – przez co nielubiana. Wielu z nas pamięta akcje społecznego sprzątania osiedla, czy też przymusowe chodzenie na pochody pierwszomajowe. Przyjeżdżając do Australii musiałam się na nowo nauczyć pracy społecznej i jej wartości dla rozwoju osobistego.

Praca społeczna jest trudna, bywa męcząca. Jednakże zawsze ciągnęło mnie do takiej pracy. Nie wiem czy to była potrzeba osobista, czy raczej chęć pomocy innym. Jako społecznik starałam się i staram szukać tego co łączy, a nie dzieli. Często pracuję „za kulisami”, ale małymi krokami buduję i zmieniam, dokładam swoją cegiełkę do wspólnego dzieła.

W komitecie PCCV (Albion 2018)

W Federacji Polskich Organizacji w Wiktorii byłam członkiem Prezydium przed cztery lata. Odeszłam, bo chciałam dać szansę innym, aby dołączyli i sprawdzili się. W Australijskim Stowarzyszeniu Żydów Polskich pracuję już szósty rok.

Uważam, że ludzie pracując społecznie uczą się m.in. cierpliwości i kontaktów międzyludzkich. Przez swoją pracę dają innym obraz siebie. Niewątpliwe sama pasja nie wystarczy. Trzeba jeszcze nie bać się krytyki.

J.T.: W Australii mieszkasz już ponad 30 lat. Jak według Ciebie przez ten czas zmieniła się Polonia?

E.H.: Polska społeczność zmniejsza się. Kiedyś język polski był w dziesiątce języków najczęściej używanych w Australii. Teraz może mieścimy się w pierwszej dwudziestce. Jest to spowodowane między innymi tym, że obecnie przyjeżdża do Australii tylko kilkaset Polaków rocznie. Kolejnym argumentem przemawiającym za tym jest to, że całe pokolenie powojennej emigracji już prawie wymarło. Pozostały dzieci i wnuki, które czasami nie identyfikują się już z polskim dziedzictwem. Jako Polonia wciąż jesteśmy widoczni, jednak mamy mniejszy głos.

Polskie fale emigracyjne przyczyniły się do wielu zmian kulturowych w Australii. Jako migranci staraliśmy się i staramy być dobrymi obywatelami oraz przylgnąć do australijskiej kultury. Podobnie do innych społeczności, jesteśmy oczywiście trochę podzieleni i spolaryzowani. Trudno nam do siebie dotrzeć. Nie pomaga w tym myślenie stereotypowe. Innych oceniamy może zbyt często i zbyt pochopnie. Często powielamy przeczytane w gazecie lub obejrzane w telewizji informacje. Podsycamy w sobie niezdrowe uprzedzenia. Jednak, gdy dojdzie do prawdziwej sytuacji komunikacyjnej to świetnie potrafimy się dogadać i zrozumieć potrzeby drugiej osoby.

Na Festiwalu Polskim w 2019 r. z Darkiem Buchowieckim (Radio SBS Polish)

J.T.: Z jakimi wyzwaniami według Ciebie mierzy się lub będzie musiała zmierzyć się Polonia australijska?

E.H.: Chciałabym, abyśmy jako Polonia zadali sobie kilka pytań. Kim jesteśmy? Co możemy zrobić by być bardziej tolerancyjni?

Polacy są jako naród pracowici, lubiani, szanowani. Moglibyśmy coś dać innym społecznościom mieszkajacym w Australii. Moglibyśmy również zaprosić do społeczności polonijnej trzecie i czwarte pokolenie Polaków żyjących tutaj, tak aby czuli, że to również ich społeczność.

J.T.: Evo, dziękuję za rozmowę i podzielenie się swoją historią.

E.H.: Dziękuję.

Eva Hussain JP* – Tłumacz. Dyrektorka firmy Polaron Language Services świadczącej usługi tłumaczeniowe oraz pośrednictwa w uzyskaniu polskiego obywatelstwa. Społeczniczka: członkini-założycielka Australasian Association of Language Companies; wiceprezeska Australian Society of Polish Jews; członkini Prezydium Community Council of Victoria w latach 2015-2018. Zaangażowana w projekt Kongres „60 milionów”.

Zdjęcie z miniatury: Eva Hussain.

*Justice of the Peace (sędzia pokoju)