O książkce „Destination Australia” i działalności MAPA – rozmowa z Lucyną Artymiuk

Gościem kolejnego wywiadu z cyklu Wasze historie jest Lucyna Artymiuk – historyk Muzeum i Archiwum Polonii w Australii, działaczka społeczna, autorka książek o tematyce historycznej.

Justyna Tarnowska [J.T.] 17 sierpnia 2019 roku będzie miała premierę Twoja najnowsza książka Destination Australia – Polish Soldier Migrants 1947-48. Opowiedz proszę o czym jest ta książka.

Lucyna Artymiuk [L.A.]: Książka „Destination Australia – Polish Soldier Migrants 1947-48” opowiada o specjalnym programie migracyjnym, w ramach którego sprowadzono do Australii 1500 polskich żołnierzy. Czasy powojenne były niezwykle trudne dla polskich żołnierzy rozsianych po Europie. Komunistyczne nastroje w Polsce nie zachęcały do powrotu, a ludzi szukających domów było wielu. Wojskowi, którzy uciekli przez Rumunię i Węgry, i którzy potem formowali polskie siły zbrojne na Zachodzie. Sybiracy, którzy stworzyli II Korpus pod dowództwem Generała Andersa.  Więźniowie obozów. Weterani Powstania Warszawskiego. Polacy, którzy byli przymusowo werbowani do Wehrmachtu, a potem dezerterowali do oddziałów polskich.

Żołnierze polscy, którzy walczyli na różnych frontach. Po wojnie w Anglii przebywało 250 tys. Polaków, z czego tylko 6% wróciło do Polski. Część rodaków została w Anglii, inni zaś zdecydowali się na emigrację do innych krajów, głównie Stanów Zjednoczonych, Kanady (np. część żołnierzy 2. Korpusu we Włoszech została zrekrutowana i wyemigrowała do Kanady 11 listopada 1946 r.) i Australii.

Ogłoszenie „Australia zatrudni żołnierzy polskich” w londyńskiej gazecie „Dziennik Polski i Dziennik Żołnierza”(1947 r.).

Co ciekawe, australijski program migracyjny nie odbyłby się, gdy nie orędownictwo Stowarzyszenia Australijskich Szczurów Tobruku, czyli byłych żołnierzy walczących pod Tobrukiem, u boku których walczyli nasi żołnierze w 1941 r. Nawiązane przyjaźnie zaowocowały inicjatywą sprowadzenia polskich towarzyszy broni do Australii. Po intensywnej akcji lobbingowej udało się Stowarzyszeniu Australijskich Szczurów Tobruku przekonać australijski rząd do zorganizowania tego programu i zapewnieniu Polakom bezpiecznego miejsca do życia i pracy.

Między rokiem 1947 a 1948 przyjechało do Australii 5 transportów z polskimi żołnierzami i lotnikami, których rozmieszczono w różnych stanach i skierowano do różnych prac. Książka składa się z trzech części: pierwszej w której opisuję ogólny przebieg okres przed emigracją, drugiej poświęconej materiałom z wystawy, oraz trzeciej zawierającej listę 1,500 nazwisk osób, które przypłynęły do Australii.

Okładka książki Destination Australia – Polish Soldier Migrants 1947-48.

J.T.: Czy każdy zainteresowany Polak mógł przyjechał do Australii w ramach tego programu?

L.A.: Nie, nie każdy. Do programu kwalifikowali się tylko mężczyźni do 35 r.ż. Mieli być wolni (bez rodziny) i pracować w ramach rządowego programu przez 2 lata. Powszechnie wiadomo, że „polski” program nie był jedynym, bowiem w tamtych czasach Australia mocno stawiała na rozwój infrastrukturalny i potrzebała wielu rąk do pracy.

Zdjęcia polskich żołnierzy przybyłych do Australii w ramach programu migracyjnego w latach 1947-48.

J.T.: Wspomniałaś, że było 5 transportów z polskimi żołnieżami. Jak one wyglądy? Czym się różniły?

L.A.: Wszystkie polskie transporty były zorganizowane w Anglii i stamtąd też wyruszyły do Australii dwoma statkami: SS Asturias i RMS Strathnaver. Pierwszy transport liczył 280 osób i odbył się 22 września 1947 r. Cały transport pasażerów (wszyscy członkowie Brygady Karpackiej) trafił na Tasmanię. Drugi transport z 9 grudnia 1947 r. liczył 170  osób. W transporcie znajdowali się lotnicy i żołnierze wojsk lądowych, których zakwaterowano również na Tasmanii. I podobnie jak pasażerowie pierwszego transportu zostali skierowani do pracy dla Hydro Electric Commission. Trzeci transport był najliczniejszy. 900 lotników i żołnierzy innych jednostek przypłynęło początkowo na Tasmanię. 350 osób zostało na Tasmanii, a reszta przemieściła się do innych części kraju: Nowej Południowej Walii (do pracy przy budowie kolei i tamy Warragamba), Queensland (do pracy na plantacji trzciny cukrowej), Adelajdy (do pracy w fabryce stali i rozbiórki baz amerykańskich na wyspie Manus) i do Wiktorii (do pracy przy wycince lasów w Gippsland, w tartakach i cegielniach). W czwartym transporcie, który przypłynął do Sydney statkiem Asturias w sierpniu 1948 r., znajdowało się 51 osób, które skierowano do pracy w Glen Davis w kopalni gazu łupkowego. Ostatni transport (listopad 1948 r.) liczył 97 osób (głównie lotników) i przybył do Perth. Pasażerowie zostali skierowany do prac na roli oraz przy budowanie dróg i kolei.

Zdjęcie z lotniska w Launceston, TAS (1947).

J.T.: Można powiedzieć, że Polacy w znaczący sposób przyczynili się budowy infrastruktury w Australii.

L.A.: Tak, zdecydowanie. Pamiętajmy, że była to końcówka lat 40-tych. W Australii było jeszcze wiele miejsc dziewiczych, odizolowanych, niezelektryfikowanych. Zatem Australia szukała ludzi chętnych do podjęcia się wszelkich prac. Wiadomo także, że nie każdy kto przyjechał chciał się podjąć pracy w trudnych warunkach. Tak jak np. Brytyjczycy, którzy jak tylko zobaczyli warunki życia i pracy na Tasmanii, zrezygnowali i powrócili do kraju. Nasi rodacy (w 1949 r. stanowili 25% pracowników Hydro Electric Commission na Tasmanii) podjęli się prac zarówno na plantacji trzciny cukrowej, jak i przy budowie linii kolejowych i w kopalniach. Do dziś tasmańska Polonia jest bardzo poważana na Tasmanii, a drugie i trzecie pokolenie Polaków bierze aktywny udział w życiu społecznym i politycznym.

J.T.: Co skłoniło ciebie do napisania książki?

L.A.: Kiedy kilka lat temu zbierałam materiały do książki biograficznej o moim tacie (From Poland to “wherever in the world”. The journey of an Australian migrant (2016) – przyp. red.) okazało się, że wiele wątków jest jeszcze niezbadanych i nieopisanych ani przez stronę polską ani przez Anglosasów. Wraz z zespołem Muzeum zaczęliśmy badać temat dogłębnie. Kontaktowaliśmy się z polskimi organizacjami rozsianymi po całej Australii. Rozmawialiśmy z samymi emigrantami oraz ich rodzinami. Podczas naszych poszukiwań i badań zebraliśmy bogaty materiał, który przedstawiłam w książce. Co ciekawe, nie wszystkie organizacje posiadały wiedzę o tym, co wydarzyło się w tamtych czasach. Wielu emigrantów nie opowiadało w rodzinie co się stało, jakie trudności musieli przeżyć podczas wojny i po wojnie. Stąd też część historii w ogóle nie zostało przekazanych do wiadomości środowiskom polonijnym. Wśród pozytywnych przykładów troski o pamięć jest udokumentowanie przez Tasmańskie Stowarzyszenie Polaków 3 transportów przybyłych na Tasmanię.

Myślę, że wiedza o tym jakie były powojenne losy Polaków w Australii jest potrzebna nie tylko nam obecnie żyjącym, ale przede wszystkim przyszłym pokoleniom, aby wiedziały skąd są ich przodkowie, w jaki sposób przyczynili się do rozwoju Australii i popularyzacji kultury polonijnej w Australii.

Hobart, TAS (1948).

J.T.: Jaka była polityka imigracyjna Australii w czasach powojennych?

L.A.: Australia potrzebowała ludzi nie tylko, aby rozwijać się infrastrukturalnie, ale także aby wzmocnić swoją obronność, bowiem czuła potencjalne niebezpieczeństwo ze strony Japonii. Minister ds. emigracji Arthur Calwell podpisał umowy z różnymi krajami, aby sprowadzić ludzi do Australii. Uruchomiło to masową emigrację w 1948 r. 26 stycznia 1949 r. weszła w życie nowa ustawa obywatelska, która określała też tryb nabywania obywatelstwa. Polscy żołnierze, którzy walczyli pod flagą brytyjską przez 4 lata, mogli ubiegać się o obywatelstwo po roku mieszkania i pracy w Australii. Dla reszty imigrantów był to czas około 5 lat. Co ciekawe, rząd australijski urządzał nawet pokazowe propagandowe wręczanie obywatelstwa, aby pokazać jak imigranci są ważni dla Australii.

Informacje prasowe o przyznaniu australijskiego obywatelstwa polskim imigrantom.

J.T.: Czy możesz opowiedzieć jak wygląda imigracja po II Wojnie Światowej? Gdzie ludzie pracowali? Jak wyglądało życie społeczne i towarzyskie?

L.A.: Po wojnie wielu ludzi szukało bezpieczeństwa i miejsca do życia. Polacy rozsiani byli po Europie – część z nich przebywała w tzw. displaced persons camps (DPC), w których przebywali więźniowie byłych niemieckich obozów. Wielu rodaków decydowała się emigrację. W przeciwieństwie do Australii, która przyjmowała każdego chętnego, Kanada i Stany Zjednoczone miały bardziej restrykcyjny proces rekrutacyjny i przez to trudniej można było otrzymać zgodę na emigrację do tych krajów.

W latach 50-tych w Australii było już 60 tys. Polaków. Ludzie mieszkali obok siebie w tym samych miejscowościach/dzielnicach. Polonia wspierała się. Organizowała życie społeczne i towarzyskie. Powstawały Polskie Domy, które stawały się ośrodkami życia kulturalnego i towarzyskiego. Do dziś prężnie działają powstałe w tamtych czasach kluby polonijne w Nowej Południowej Walii (Klub Polski w Ashwood) i na Tasmanii (Związek Polaków w Horbart). Powstawały polskie gazety „Tygodnik Polski” czy „Wiadomości Sydnejskie”. Powstawały także stowarzyszenia Polaków, zespoły młodzieżowe, harcerskie i artystyczne jak np. Polskie Koło Kulturalno-Artystyczne, które co tydzień organizowało imprezy i przedstawienia. Wszystko to było namiastką polskości – umożliwiało przekazywanie polskiej historii, kultury i języka polskiego, a także informacji o tym, co się dzieje w Polsce. W dzisiejszych czasach dostęp do wiadomości jest bezproblemowy, bowiem mamy Internet. To powoduje, że niestety coraz mniej Polaków odwiedza Domy Polskie i nie czyta polskich gazet. Trudno jest przyciągnąć najmłodsze pokolenie polskiej emigracji do polonijnych społeczności.

Polska społeczność w Australii.

J.T.: Czy masz wiedzę, czy polscy imigranci, w tym wojskowi imigranci, byli zadowoleni z podjętej decyzji o przyjeździe do Australii?

L.A.: Rozmawiałam z kilkoma imigrantami z tamtego okresu. Żaden z nich nie żałuje podjętej przed laty decyzji o emigracji do Australii. Tutaj znaleźli bezpieczeństwo i możliwość rozwoju. Tutaj zbudowali nowe życie. Część z nich zdecydowała się ściągnąć członków swojej rodziny i swoje przyszłe żony. Powszechnie wiadomo bowiem, że w latach 50-tych wolni mężczyźni jeździli do Polski po żony. W tymże okresie przyjechało też do Perth parę setek kobiet z Syberii i obozów, które również znalazły mężów wśród byłych polskich żołnierzy osiadłych w Australii.

J.T.: Pozwól, że zmienię teraz temat. Czym jest dla Ciebie Polska a czym Australia?

L.A.: Pomimo tego, że urodziłam się w Australii i dorastałam tutaj, Polska od zawsze była obecna w moim życiu. Moi rodzice oraz babcia opowiadali mi o Polsce, uczyli języka polskiego, polskiej historii i kultury. Pokazywali mi Polskę z różnych perspektyw. Cały czas miałam też styczność z polską historią i Polakami, znajomymi moich rodziców. W naszym domu mówiło się tylko po polsku. Kiedy skończyłam studia  i pojechałam do Polski, wszystko to o czym mi opowiadali rodzice, krewni i członkowie polskiej społeczności nabrało nowych kształtów i kolorów. Nagle połączyła się przeszłość z teraźniejszością. Mogę powiedzieć o sobie, że jestem osobą dwukulturową, stojącą „jedną nogą” w Polsce, a „drugą nogą” – w Australii. Taki Polski kangur!

J.T.: Kim byli Twoi rodzice? Dlaczego zdecydowali się przyjechać do Australii?

L.A.: Mój tata, Jan Artymiuk, był polskim lotnikiem Dywizjonu Bombowego (strzelcem i radiotelegrafistą). Służył w brytyjskim RAF-ie w polskim Dywizjonie 300. Wziął udział w historycznym pierwszym bombardowaniu Berlina przez Polaków. W 1941 roku dostał się na 4 lata do niewoli, w której przebywał do końca wojny. Po wojnie wstąpił do Polskiego Korpusu Przysposobienia i Rozmieszczenia (po angielsku: Polish Resettlement Corps).

From Poland to „wherever in the world, The journey of an Australian migrant –
książka biograficzna o Janie Artymiuku autorstwa jego córki, Lucyny.

Do Australii przyjechał w sierpniu 1948 roku w ramach specjalnego programu emigracyjnego na statku RMS Strathnaver. Tutaj pracował jako elektryk. Na emigrację zdecydował się dlatego, że ani w Wielkiej Brytanii ani w Polsce nie znalazł bezpiecznego domu. W latach 50-tych przyjechał do Polski po żonę. Był wiceprezesem i skarbnikiem Stowarzyszenia Polskich Lotników w Wiktorii.

Moja mama, Alina Artymiuk, przypłynęła do Australii w 1958. Przez wiele lat pełniła funkcję kierowniczki Polskich Szkół w Noble Park i Rowville. Była teź wieloletnim sekretarzem Stowarzyszenia Polaków Wschodnich Dzielnic Melbourne. Poza tym, wraz z tatą angażowała się aktywnie w życie i działania organizacji polonijnych.

Na emigrację do Australii zdecydowali się również mój chrzestny (chrzestny przyjechał wraz z tatą w 1947 r.) i babcia (przyjechała w latach 60-tych).

J.T.: Czy możesz opowiedzieć o Archiwum i Muzeum Polonii Australijskiej?

L.A.: Archiwum i Muzeum Polonii Australijskiej (angielska nazwa Polish Museum and Archives in Australia Inc.) zostało założone w 1991 r. Nasz zespół składa się z 2 historyków i 9-osobowego Zarządu. Muzeum zbiera zdjęcia i materiały z życia Polonii z różnych etapów emigracji. Organizuje wystawy w różnych miastach Australii. Publikuje książki oraz roczniki z artykułami o Polonii. Prowadzi stronę internetową (https://www.polishmuseumarchives.org.au) oraz grupę na Facebooku (Polish Museum and Archives in Australia https://www.facebook.com/groups/190871917601431/), która umożliwia wymianę informacji i szukanie kontaktów Polakom z całej Australii. Zbieramy też bibliotekę historii mówionej.

Logo Muzeum i Archiwum Polonii Australijskiej.

Prowadzimy także warsztaty genealogiczne, które pomagają osobom zainteresowanym nauczyć się szukania informacji o swoich krewnych i budowania drzewa genealogicznego. Cieszymy się, że coraz więcej osób pyta o takie warsztaty i bierze w nich udział. W ramach prowadzonego przez nas programu „Heritage” powstały grupy (składające się z drugiego i trzeciego pokolenia Polaków) badające przeszłość swoich przodków. Jedna z grup o nazwie Polish Australian Writers (PAW) spotyka się co miesiąc w Klubie Polskim Albion.

J.T.: Czy w jakiś sposób można Was wesprzeć?

L.A.: Od lat borykamy się z problemem braku wystarczającego miejsca by móc udostępniać nasze zbiory na stałych ekspozycjach. Obecna siedziba Muzeum w Domu Polskim Millenium jest bardzo mała. Marzy mi się miejsce na tyle duże, abyśmy mieli możliwość nie tylko udostępniać nasze zbiory, ale także prowadzić warsztaty edukacyjne. Jesteśmy otwarci na wszelkie informacje i pomoc w pozyskaniu większego lokum, które pozwoli nam działać jeszcze aktywniej.

Z racji tego, że jesteśmy zarejestrowaną organizacją charytatywną, można nas wspierać darowiznami pieniężnymi. Można także zaangażować się w pomoc Muzeum jako wolontariusz, pomagając nam zbierać materiały i upowszechniać zbiory, np. o emigracji z lat 80-tych o której nadal wiemy dosyć niewiele. Historia szybko się zmienia stąd mamy dużo pracy, aby rejestrować materiały i kompletować zbiory.

J.T.: Gdzie w najbliższym czasie będzie można spotkać pracowników Muzeum?

L.A.: 17 sierpnia otwieramy wystawę Destination Australia. Post WWII Odysseys of Polish Soldiers w Tobruk House (44 Victoria Ave, Albert Park VIC 3206). W uroczystości wezmą udział m.in. weterani oraz dr. Mary Elizabeth Calwell – córka pierwszego Australijskiego Ministra Migracji Arthura Calwell, który był odpowiedzialny za przeprowadzenie polskiego wojskowego programu migracyjnego w latach 1947-48. Wystawę będzie można zobaczyć od 18 do 25 sierpnia w Tobruk House w godzinach 11-15. Wystawa towarzyszy premierze książki.

Wystawa Destination Australia. Post WWII Odysseys of Polish Soldiers (Sydney, NSW).

Następnie będzie można nas spotkać 17 listopada na Polskim Festiwalu na Federation Square w Melbourne, gdzie zapraszamy na dwie ciekawe wystawy: wystawę z okazji 80-lecia wybuchu II wojny światowej oraz wystawę o Powstaniu Warszawskim.

Na przełomie grudnia 2021 i stycznia 2022 zawitamy do Sydney na PolArt, gdzie pokażemy wystawę o Stanisławie Tarczyńskim – polskim skrzypku, który w 1912 r. przypłynął do Australii.

Stanisław Tarczyński

J.T.: Lucyno, czy masz jakieś marzenie?

L.A.: Marzeniem moim i całego zespołu Muzeum jest to aby polskie organizacje wiedziały o swojej przeszłości. Aby każdy Polak mieszkający w Australii znał swoje korzenie i był dumny ze swojej tożsamości narodowej. Jeśli nie będziemy dbać o spisywanie naszej historii to przyszłe pokolenia nie będą nic wiedziały o swojej historii.

J.T.: Dziękuję za wywiad.

L.A.: Dziękuję i zapraszam na wystawę.

Lucyna Artymiuk – historyk Muzeum i Archiwum Polonii w Australii, działaczka społeczna, autorka książek o tematyce historycznej From Poland to “wherever in the world”. The journey of an Australian migrant (2016) i Destination Australia – Polish Soldier Migrants 1947-48 (2019). Obecnie pracuje nad doktorantem na University of Melbourne.  Temat pracy doktoranckiej „Polscy żołnierze emigrujący do Australii 1947/48”.