O wolności, odwadze i miłości do ojczyzny – rozmowa z Bogdanem Płatkiem

Z cyklu „Wasze historie” prezentujemy rozmowę z Bogdanem Płatkiem – prezesem Stowarzyszenia Polskich Kombatantów Koło nr 3 w Melbourne, działaczem antykomunistycznym, który w latach 80. wyemigrował do Australii.

Justyna Tarnowska [J.T.]: Jako aktywny działacz NSZZ „Solidarność” dostałeś paszport umożliwiający podróż w jedną stronę. Dlaczego wybrałeś Australię?

Bogdan Płatek [B.P.]: Osoby otrzymujące paszport w jedną stronę miały dość duży wybór krajów docelowych. Stany Zjednoczone odrzuciliśmy m.in. ze wzlęgu na różnorodność przepisów prawnych w poszczególnych stanach i styl życia. Nie chcieliśmy też jechać do żadnego z krajów europejskich, bowiem obawialiśmy się, że jako obca narodowość będziemy wytykani palcami. Podejmując decyzję o kraju docelowym braliśmy pod uwagę jedynie państwa powstałe na ludności emigracyjnej. Takich krajów na świecie nie było zbyt wiele. Kanada wydała się mojej żonie zbyt zimna i niebezpieczna przez żyjące tam wielkie niedźwiedzie. Wybraliśmy zatem Australię, bo w jakiś sposób była nam bliska.

J.T.: Rodzinnie?

B.P.: Tak. W Canberze mieliśmy krewnych ze strony mojej mamy.

J.T.: Pamiętasz wylot z Polski?

B.P.: Wraz z kilkoma innymi „solidarnościowymi” rodzinami lecieliśmy do Australii przez Frankfurt. Przy kontroli celnej przywitali nas tam słowami: „Jesteście już w wolnym kraju. Jeśli chcecie możecie zostać nawet tutaj.” Ta podróż to była nasza droga do wolności.

J.T.: Wszyscy lecieliście do Melbourne?

B.P.: Nie. Większość rodzin leciała do Sydney. Tylko my zostaliśmy w Melbourne.

J.T.: Jak długo trwał proces wyrabiania wizy?

B.P.: Bardzo krótko. Dzięki sprawnemu działaniu episkopatu australijskiego nasz wniosek o wizę humanitarną został szybko i pozytywnie rozpatrzony.

J.T.:  Czy w tamtym momencie życiowym myśleliście o ewentualnym powrocie do Polski?

B.P.: Zdecydowaliśmy, że pomyślimy o tym za dwa lata, kiedy skończy nam się minimalny tj. dwuletni okres pobytu w Australii.

J.T.: Wróćmy jeszcze na moment do okresu przed przyjazdem do Australii. Dlaczego zdecydowaliście się opuścić Polskę?

B.P.: Ze względów bezpieczeństwa. Gdy w 1983 na mocy amnestii, rząd komunistyczny wypuścił więźniów politycznych na wolność, nadal byliśmy zatrzymywani i przesłuchiwani. Zdarzało się, że wychodziłem rano po chleb do sklepu i wracałam po ośmiu godzinach. Żona, rodzice i teściowie bardzo się o mnie martwili. Bali się, że któregoś razu po prostu nie wrócę do domu. Podczas przesłuchań funkcjonariusze wielokrotnie sugerowali, że mogą pomóc mi w wyjeździe z kraju na zawsze, jeśli nie podoba mi się to, że jestem kontrolowany. Decyzja o wyjeździe z Polski była jedyna i słuszna.

Pamiętam, że cały areszt śledczy prawie rozleciał się od śmiechu, tupotu nóg i radości więźniów. Niby była to krótka chwila, ale atmosferę i emocje zapamiętam na zawsze.

J.T.: Co czułeś, gdy upadł w Polsce komunizm?

B.P.: Radość. Patrząc wstecz trudno wracać pamięcią do tych trudnych lat spędzonych w komunistycznej Polsce, kiedy każda próba walki o wolność słowa była karana. Jednak warto było to przeżyć dla jednej chwili. Przebywałem właśnie za kratami, gdy na Kurkową 12 w Gdańsku dotarła wieść o śmierci przywódcy ZSRR, Leonida Breżniewa. Pamiętam, że cały areszt śledczy prawie rozleciał się od śmiechu, tupotu nóg i radości więźniów. Niby była to krótka chwila, ale atmosferę i emocje zapamiętam na zawsze.

Victorian Refugee Recognition Record. Emigration Museum. Melbourne 2010

J.T.: Jak wyglądało Wasze życie w Australii?

B.P.: Podobnie jak wielu innych nowo przybyłych, początkowo mieszkaliśmy w hostelu dla emigrantów. Zakwaterowano nas w hostelu w Maribyrnong w Midway Migrant Centre. Od początku regularnie odwiedzali nas Basia Bołtucka i Jacek Nazim, których poznaliśmy dzięki znajomym z Polski, którzy poprosili nas o przewiezienie dla nich upominków. Dzięki Basi i Jackowi poznawaliśmy Melbourne i okolice, ludzi oraz australijski sposób życia. Z czasem zaprzyjaźniliśmy się. Po miesiącu pobytu w Australii pojechaliśmy do Canberry odwiedzić krewnych.

W hostelu zapewniono nam naukę języka angielskiego i przedstawiono zasady funkcjonowania systemu socjalnego.

J.T.: W jaki sposób szukaliście pracy?

B.P.: Oboje z żoną jesteśmy z wykształcenia geodetami. W Polsce pracowałem w fotogrametrii, dziedzinie geodezji zajmującej się odtwarzaniem kształtów, rozmiarów i wzajemnego położenia obiektów w terenie na podstawie zdjęć fotogrametrycznych. Pracy, zgodnie z zalecaniami, szukaliśmy w gazetach. Gdy jednak przeglądałem prasę, nigdzie nie mogłem znaleźć ofert pracy dla siebie. Pewnego razu, widząc geodetów robiących pomiary na terenie hostelu, podszedłem do nich i łamanym angielskim zagadałem do nich mówiąc, że też jestem geodetą i że szukam pracy. Jak dotąd bez skutku. Jakie było moje zaskoczenie, gdy powiedzieli mi, że powinienem szukać ofert dla land surveyor nie dla geodesist.

J.T.: Czy potem szukanie pracy poszło szybciej?

B.P.: Ofert było faktycznie dużo. Złożyłem wiele podań, ale większość z nich została odrzucona ze względu na brak dobrej znajomości angielskiego.

Gdy mieszkaliśmy już poza hostelem, zadzwonili z pośredniaka z ofertą pracy dla mojej żony. Victorian Orienteering Association otrzymała rządową dotację na 9-miesięczny projekt dotyczący organizacji biegów przełajowych na orientację. Szukali więc osób, które pójdą do szkół, opowiedzą o inicjatywie, zdobędą partnerów do projektu, zaproponują broszurę do sprzedaży i sporządzą mapę ich terenu, który będzie wykorzystany do biegów.

Na spotkanie do biura pośrednictwa pracy poszedłem razem z żoną. Podczas rozmowy okazało się, że Renata spełnia prawie wszystkie warunki, oprócz posiadania prawa jazdy. Powiedziałem, że ja mam te same kwalifikacje i dodatkowo posiadam wymagane prawo jazdy. Przedstawiciel pośredniaka skontaktował się telefonicznie z organizacją i zapytał, czy byliby zainteresowani inną osobą. Podejrzewam, że musiało paść pytania o to, jak się prezentuję, bo zostałem zostałem „zlustrowany” od stóp do głów. Pomimo że tego dnia nie miałem zbyt czystych rąk i ubrania, bo wcześniej naprawiałem samochód, moja aparycja nie wzbudziła niechęci i rozmówca usłyszał w słuchawce: „Super”.

J.T.: Udało się dostać tę pracę?

B.P.: Niestety, gdy doszło do pierwszej rozmowy kwalifikacyjnej już w siedzibie firmy, odrzucili mnie ponownie z powodu słabego języka. Jednak los chciał dać mi drugą szansę. Podczas następnej rozmowy polecili mi zadzwonić do prezesa tej organizacji. Podkreślili, że mam skontaktować się z nim tonight. Więc zadzwoniłem do niego o 9.30 wieczorem, wyrywając go z łóżka. Skąd miałem wiedzieć, że mam to zrobić pilnie, a nie w nocy.

Dwa dni później widziałem się na mieście z Kasią Łańcucką. Pytała co u mnie, więc opowiedziałem jej tę historię. Dobrowolnie zgodziła się mi pomóc. Zadzwoniła do tego pana i wyjaśniła, że moje zachowanie było spowodowane nieznajomością realiów. Opowiedziała mu podobną sytuację swojego kuzyna, który został zaproszony na herbatę na godzinę piątą i przyszedł o piątej rano. Facet rozweselił się, a ja dostałem szansę na kolejne spotkanie rekrutacyjne.

J.T.: I jak poszło tym razem?

B.P.: Zaprosili mnie do lasu koło Bendigo, gdzie odbywały się biegi przełajowe. Wręczyli mapę i poprosili o oprowadzenie po terenie. Chcieli dać mi kompas, ale odmówiłem. Był zbyteczny, bo trasa wydawała mi się dosyć prosta. Ku ich zaskoczeniu, do mety doprowadziłem nas bez większego problemu. Ten test umożliwił mi wejście na kolejny stopień rekrutacji.

Powiedzieli, że jak zdobędę chociaż jednego partnera do projektu to zaproponują mi pracę. Poprosiłem więc ich o list z opisem projektu i tym, co mogę potencjalnie powiedzieć na spotkaniu. Następnie, z listem udałem się do szkoły technicznej w Oakleigh – dzielnicy, w której wówczas mieszkałem. Poprosiłem o spotkanie z dyrektorem placówki, jednak nie był on tego dnia obecny. Sekretarka wpuściła mnie do zastępcy dyrektora. Wszedłem i wręczyłem mężczyźnie list. Po krótkiej chwili odezwał się do mniej bezbłędną polszczyzną. Jak się łatwo domyśleć zdobyłem partnera do projektu i dostałem pracę. Z Victorian Orienteering Association współpracowałem również po zakończeniu projektu, przygotowując mapki na zamówienie.

J.T.: Kiedy pojawił się moment przełomowy?

B.P.: W latach 1991–1992 zatrudniłem się w dość dużej firmie geodezyjnej, gdzie zdobyłem cenne branżowe doświadczenie. Pracowałem tam aż do upadku wielkiej piramidy finansowej, kiedy to wielu deweloperów bankrutowało, a ludzie byli zwalniani.

Potem pracowałem znowu w innych branżach: prowadziłem stację benzynową, zbierałem jabłka w sadzie, rozwoziłem pizzę. Jednak cały czas dążyłem do tego, aby pracować w zawodzie. Wziąłem udział w sponsorowanym przez rząd kursie nt. prowadzenia małej firmy. Pomógł mi on założyć własną firmę „Azimuth Surveying”, którą zarejestrowałem w 2000. Pracując na własny rachunek, podejmowałem się raz na jakiś czas dodatkowych zleceń jako kontraktor. Miałem też możliwość bezpłatnego wypożyczania sprzętu z jednej firmy, z którą współpracowałem. Byłem zadowolony, że wreszczie wszystko zaczęło się układać.

J.T.: Czy żonie udało się znaleźć pracę w wyuczonym zawodzie?

B.P.: Przez jakiś czas pracowaliśmy razem przy projektach geodezyjnych. Chociaż ostatecznie żona przekwalifikowała się i zaczęła pracować w innej branży, cały czas pomagała i pomaga mi przy pracach terenowych.

J.T.: Czy mieszkanie poza granicami ojczyzny w jakiś sposób zweryfikowało Twoje młodzieńcze marzenia? Czy w jakiś sposób pomogło rozwinąć się zawodowo i hobbystycznie?

B.P.: W młodości miałem dwie pasje – geografię i fotografię. Zainteresowanie światem, zwłaszcza Australią, obiema Amerykami i Azją, rozwijałem czytając periodyki „Poznaj świat” i „Kontynenty”. Chętnie słuchałem też opowiadań mieszkającej w Australii cioci mojej mamy, która kilkukrotnie nas odwiedziła. Ciocia była raczej domatorką, ale opowieści o dalekiej krainie kangurów zawsze pobudzały moją wyobraźnię i zachęcały do dalszego studiowania informacji o tym kraju.

Jeśli zaś chodzi o fotografię to wszystko zaczęło się od mojego przyrodniego dziadka, architekta, absolwenta Politechniki Lwowskiej. Gdy przyjeżdżał do nas do Trójmiasta lub my odwiedzaliśmy go we Wrocławiu, często wychodził w plener i malował pejzaże. Kopiował też dzieła wielkich mistrzów. Próbowałem nauczyć się malowania, aby utrwalać piękno świata, jednak nie za bardzo mi to szło. Któregoś razu dziadek podpowiedział mi, żebym spróbował robić zdjęcia. Przecież to też jest sztuka rejestrowania rzeczywistości. I tak aparat fotograficzny „przyrósł” mi do rąk.

Góra Kościuszki. Rajd Katyński 2018
Wraz z uczestnikami Rajdu Katyńskiego. Góra Kościuszki 2018

Jako młody chłopak miałem w domu małą, rozkładaną ciemnię fotograficzną. Raz na jakiś czas zamykałem się w łazience, aby w stworzonej tam prowizorycznej ciemni móc wywoływać zdjęcia. Gdy już jako dorosły pracowałem w fotogrametrii, prowadziłem tam m.in. ciemnię fotograficzną.

Australia zdecydowanie pozwoliła mi rozwinąć pasję do fotografowania, zwłaszcza jak nastała era fotografii cyfrowej. Zdjęcia robię hobbystycznie, na wszelkiego typu imprezach, ale także w pracy przy robieniu pomiarów oraz podczas włóczęg po buszu i mieście.

J.T.: Czy od początku swojego pobytu w Melbourne włączyłeś się w życie polonijne?

B.P.: Praktycznie od razu, kiedy jeszcze mieszkałem w hostelu, zacząłem uczęszczać na spotkania organizacji związanej z „Solidarnością”. Gdy w 1987 powstało Wiktoriańskie Stowarzyszenie „Solidarność”, aktywnie włączyłem się w jego działalność. Angażowałem się również w różne działania na rzecz Polskiej Szkoły im. Marszałka Józefa Piłsudskiego w Rowville i Zarządu Stowarzyszenia Polaków Wschodnich Dzielnic Melbourne. Jako działacz Związku Polaków w Melbourne organizowałem kolonie dla dzieci i obozy wędrowne dla młodzieży w Ośrodku Młodzieżowym „Polana” w Healesville.

Uczestnicy kolonii w ośrodku „Polana” w Healesville 2012
Kolonie letnie dla dzieci. Wycieczka do Healesville Sanctuary. Od lewej: Beata Bara, Bogdan Płatek i opiekunka zwierząt (2012)
Ognisko na obozie wędrownym organizowanym na „Polanie”. Healesville 2012
Grupa z obozu wędrownego organizowanego na „Polanie” w Healesville. Góra St Leonard 2012
Grupa z obozu wędrownego organizowanego na „Polanie” w Healesville. Góra St Leonard 2012
Taczkowe zaopatrzenie dla młodzieży podczas obozu wędrownego na Górę St Leonard (2012)
Grupa młodzieży i instruktorów. Obóz wędrowny na „Polanie”. Healesville 2016

Oprócz społecznej aktywności polonijnej, włączałem się w prace komitetów gospodarczych szkół, do których uczęszczały moje dzieci.

J.T.: Jakie inicjatywy przeprowadzone przez Wiktoriańskie Stowarzyszenie „Solidarność” były kluczowe dla pobudzenia świadomości Polonii i wsparcia antykomunistycznych działaczy w Polsce?

B.P.: Prowadziliśmy działania propagandowe wydając biuletyn zawierający aktualności z biuletynów z polskiego podziemia.

Organizowaliśmy zbiórki z pomocą materialną dla osób poszkodowanych w wyniku represji. Pomoc tę przekazywaliśmy do różnych miejsc, głównie ośrodków pomocy i kościołów. Współpracowaliśmy z kościołem św. Elżbiety w Gdańsku, w którym po wyjściu z aresztu pomagałem przy drużynie harcerzy Maryi pielęgnującej tradycje Czarnej „13” wileńskiej.

Organizowaliśmy spotkania informacyjne dla nowo przybyłych z Polski „kajdaniarzy”, dzieląc się z nimi własnymi doświadczeniami pierwszych lat życia na emigracji. Organizowaliśmy spotkania  integracyjne takie jak np. piknik nad rzeką Maribyrnong.

Pomagaliśmy także logistycznie przy organizacji koncertów barda „Solidarności” Jacka Kaczmarskiego w Melbourne i Geelong.

J.T.: Opowiesz, co robiłeś pod Ambasadą PRL w Canberze w grudniu 1984?

B.P.: Gdy dotarła do mnie informacja o tym, że SB zamordowało ks. Jerzego Popiełuszkę, postanowiłem pokazać swoją złość i niezgodę na to, co się stało. Przebywaliśmy wówczas u rodziny w Canberze. Poszedłem więc do garażu wujka i ze znalezionych desek zbiłem krzyż oraz zrobiłem transparent z napisem „Mordercy”. Zapakowałem wszystko do samochodu. Rodzina myślała, że wybrałem się na ryby, a ja pojechałem pod ambasadę protestować o sprawiedliwość.

Byłem przygotowany, aby spędzić tam dużo czasu. Stanąłem z krzyżem i transparentem na wprost okien PRL-owskiej ambasady. Na mój widok z budynku wyszedł ochroniarz i zaczął opluwać mnie bluzgami. Po kilku chwilach podszedł do mnie australijski policjant federalny, który nieopodal, w budce wartowniczej, pełnił dyżur. Powiedział, że rozumie, co wykrzykuje ten mężczyzna, bo kiedyś pracował w australijskiej ambasadzie w Warszawie. Doradził mi przesunąć śpiwór dwa metry do przodu, aby nie stać na terytorium ambasady PRL. Wtedy na pewno będę bezpieczny i nie będą mogli mi nic zrobić. Przyniósł mi także termos z kawą i kanapki. Mój indywidualny protest trwa blisko dobę.

J.T.: Kiedy dołączyłeś do Stowarzyszenia Polskich Kombatantów?

B.P.: Do melbourneńskiego SPK wstąpiłem razem z kolegami „kajdaniarzami” w 1985 roku. Po zmianie prawa wewnątrz organizacji, na jakiś okres przestaliśmy być jej członkami. Do SPK wróciłem w 2012 roku, dzięki ówczesnemu prezesowi Koła nr 3, Stefanowi Czaudernie. Od 2015 roku działałem już w zarządzenie Koła, a od 2018 roku – kiedy na wieczną wartę odszedł Stefan Czauderna – pełnię funkcję prezesa tej organizacji.

Stefan obdarzył mnie wielkim zaufaniem, przygotowując przez kilka lat do przejęcia kierownictwa nad SPK Koło nr 3.

Stefan obdarzył mnie wielkim zaufaniem, przygotowując przez kilka lat do przejęcia kierownictwa nad SPK Koło nr 3. Dążył także do tego, aby moja społeczna działalność polonijna została doceniona i odznaczona. To dzięki staraniom jego i attaché wojskowego z polskiej Ambasady w Dżakarcie w Indonezji, płk. Leszka Słomki, został złożony dla mnie wniosek o awans na podporucznika. Z racji na to, że biurokracja w wojsku jest bardzo rozbudowana, wniosek krążył przez kilka lat i był przenoszony z półki na półkę. Obecny attaché wojskowy, płk Zbigniew Kmiciński, doprowadził proces do końca i w 2022 roku dostałem nietypowy awans ze starszego szeregowego na podporucznika.

Ambasador RP w Australii Michał Kołodziejski wręcza patent oficerski Bogdanowi Płatkowi. Melbourne 2022
Uroczystość wręczenia patentu oficerskiego. Od lewej: Olivia Płatek, Bogdan Platek, Ambasador RP w Australii Michał Kołodziejski, Renata Płatek. Melbourne 2022
Patent oficerski

J.T.: Jak liczne jest obecnie Koło nr 3?

B.P.: Jest nas nieco ponad trzydzieści osób.

J.T.: Kto może zostać członkiem SPK?

B.P.: Do SPK przyjmujemy prawie wszystkich. Więc jeśli miałeś w rodzinie krewnego, który służył w wojsku albo samemu odbyłeś służbę wojskową w Polsce albo służyłeś w różnych formacjach wojskowych poza granicami Polski to możesz śmiało do nas dołączyć.

O członkostwo w SPK nie mogą ubiegać się byli agenci SB i UB, tajni współpracownicy SB oraz funkcjonariusze ZOMO, ORMO, MO oraz byli oficerowie i podoficerowie polityczni wojska.

J.T.: Jakie działania prowadzi Stowarzyszenie?

B.P.: Pielęgnujemy pamięć o polskich bohaterach i popularyzujemy prawdziwą historię Polski. Bierzemy udział w dorocznej paradzie podczas Anzac Day.

ANZAC DAY PARADE. Polską grupę prowadzą Bogdan Płatek i attaché wojskowy płk Leszek Słomka. Melbourne 2014
SPK podczas parady z okazji Anzac Day. Melbourne 2022

Nasz poczet sztandarowy uczestniczy w ważnych dla społeczności polskiej uroczystościach i wydarzeniach m.in. Dniu Żołnierza, Rocznicy Katyńskiej i święcie Bożego Ciała w Essendon; akademiach niepodległościowych i zwycięskiej Bitwy pod Monte Cassino w Rowville.

Akademia Święta Niepodległości. Wykonawcy i SPK Koło Nr 3 Melbourne. Dom Polski Syrena w Rowville 2017
Msza za Żołnierzy Wyklętych. Od lewej: Bogdan Płatek, Andrzej Mikiewich, Jacek Klas. Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Keysborough 2018
Bogdan Płatek, Anna Kołakowska, Stefan Chauderna, Andrzej Kołakowski. Polskie Sanktuarium Maryjne w Essendon 2017
Z Anną Kołakowską. Canberra 2017
Z Joanną i Andrzejem Gwiazdami na „Polanie”. Healesville marzec 2011
Z Joanną i Andrzejem Gwiazdami na górze St Leonard (marzec 2011)

Współpracujemy także z warszawskim Instytutem Pamięci Narodowej oraz australijskimi organizacjami i instytucjami – Rats of Tobruk Association (ROTA) i Shrine of Remembrance. Od 2018 roku, czyli od roku wizyty Prezydenta RP Andrzeja Dudy w Australii, razem z ROTĄ organizujemy  wspólną uroczystość w Shrine of Remebrance. Odbywające się w sierpniu wydarzenie upamiętnia przybycie do Tobruku Polskiej Samodzielnej Brygady Strzelców Karpackich w celu zluzowania oddziałów australijskiej 9. dywizji piechoty. Tego dnia na froncie tego ważnego dla melbournian budynku powiewa polska flaga.

Nasi członkowie angażują się także w inne działania.

J.T.: Jakie?

B.P.: Nasz były członek, śp. Zygmunt Świstak, przez wiele lat dążył do zorganizowania w Muzeum we Franfurcie nad Menem wystawy o obozie w Katzbachu. Otwarta w 2022 wystawa prezentuje wiele cennych informacji o więźniach obozu, w tym pamiątki rodzinne – rysunki Zygmunta obrazujące życie w obozie i sposób traktowania więźniów oraz spisane opowieści. Ojciec i brat Zygmunta brali udział w marszu śmierci z Katzbachu do Buchenwaldu. Podczas niego obaj zginęli. Celem Zygmunta, jako świadka historii, było upamiętnienie tych ludzi. Dopiął swego, a potem od nas odszedł.

Przecztaj opowieść Zygmunta Świstaka w Archiwum Historii Mówionej Muzeum Powstania Warszawskeigo TUTAJ.

Andrzej Balcerzak prowadzi pogadanki historyczne i patriotyczne w Polskiej Szkole im. Pawła Edmunda Strzeleckiego w Endeavour Hills. W 2018 pomagał w przygotowaniu wystawy w Shrine of Remembrance poświęconej ruchom podziemia antyfaszystowskiego w Europie. Na wystawie tej eksponowane były m.in. pamiątki związane ze Zbigniewem Lemanem – Powstańcem Warszawskim, wieloletnim członkiem SPK Koło nr 3 w Melbourne, członkiem Komitetu Projektu Pileckiego.

Będąc przedstawicielem wiktoriańskiego oddziału Stowarzyszenia „Nasza Polonia”, organizuję na terenie Melbourne Bieg Pamięci Żołnierzy Wyklętych tzw. Bieg Tropem Wilczym. To doroczne wydarzenie, odbywające się w wielu miejscach Australii, organizowane jest zazwyczaj w marcu, gdyż 1 marca ochodzimy Dzień Pamięci o Żołnierzach Niezłomnych.

Bieg Tropem Wilczym. Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Keysborough 2018
Bieg Tropem Wilczym w 2018. Od lewej: Andrzej Balcerzak, Krzysiu Balcerzak (w koszulce z napisem Lewandowski), Bogdan Płatek i uczestnicy biegu
Bieg Tropem Wilczym w 2018
Bieg Tropem Wilczym w 2018

W tym miejscu serdecznie zapraszam do udziału w tegorocznym dziewiątym biegu, który odbędzie się 19 marca na terenie Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Keysborough. Zaczynamy o godz. 11.00 mszą świętą. Początek biegu o dystansie 1963 metrów zaplanowaliśmy ok. 12.30. Warto zaznaczyć, że przez parę lat współkoordynatorem tego biegu na terenie Melbourne był także przedstawiciel wiktoriańskiego oddziału Stowarzyszenia „Nasza Polonia” Edward Włodarski.

J.T.: Komitet Projektu Pileckiego to kolejna inicjatywa, w której brałeś udział. Opowiedz proszę o znaczeniu wydanego w 2017 roku angielskiego tłumaczenia Raportu W: KL Oświęcim 1940-1943.

B.P.: Zostałem zaproszony do komitetu przez inicjatorów projektu, Andrzeja Nowaka i Jacka Glinkę. W skład komitetu wchodziło niewielu członków, jednak działał on bardzo prężnie. Naszym celem było upowszechnie Raportu W: KL Oświęcim 1940-1943 rotmistrza Witolda Pileckiego szerszej grupie odbiorców poprzez upublicznienie jego angielskiego tłumaczenia.

PILECKI PROJECT. Przygotowania do wystawy. Od lewej: Jacek Glinka, Zosia Musiał, Bogdan Płatek. Z tylu Andrzej Nowak. Melbourne 2017

Oficjalna prezentacja publikacji, wraz z kopiami przechowywanych w IPN-ie dokumentów związanych z Pileckim, odbyła się w Jewish Holocaust Centre w Melbourne 5 listopada 2017 roku. Wśród gości honorowych obecni byli przedstawiciele IPN-u, Ambasador Izraela w Australiii, Ambasador RP w Canberze oraz członkowie społeczności polskiej i żydowskiej z Melbourne.

Raport W: KL Oświęcim 1940-1943 zawiera tłumaczenia raportów sporządzonych przez rotmistrza Pileckiego dotyczących ważnych wydarzeń mających miejsce w obozie koncetracyjnym w Auschwitz. Raport przekazuje także niezwyle cenne informacje o wieloetniczności więźniów tego obozu. Rotmistrz Pilecki dał się dobrowolnie złapać i uwięzić w obozie w Oświęcimiu. Założył tam siatkę informacyjną, aby móc obserwować i przekazywać informacje na zewnątrz. Udało mu się uciec i przeżyć. Niestety komuniści „podziękowali” mu kulą w tył głowy.

J.T.: Czym jest dla Ciebie patriotyzm?

B.P.: Patriotyzm jest częścią mnie, częścią mojego życia. Wydaje mi się, że patriotą trzeba się urodzić, chociaż na pewno można starać się go nauczyć.

Patriotyzmu nauczyłem się od mamy, babci, taty i rodziny. Z ich opowieści poznałem m.in. historie Orląt Lwowskich i Katynia, historie naszej rodziny oraz losy emigracyjne rodziny mojej mamy. Emigrowali oni bowiem z Polski do Polski (Stanisławów, Kraków, Koszalin, Gdańsk, Wrocław, Opole). Pamiętam płacz mojej mamy, gdy patrząc na wpis dotyczący miejsca urodzenia w dowodzie osobistym, mówiła że urodziła się w Stanisławowie w Polsce, a nie Iwano-Frankiwsku w ZSRR. Jej płaczu nie jestem w stanie zapomnieć komunistom.

Babcia przekazała mi cenne rodzinne pamiątki ufając, że moja miłość do ojczyzny będzie tak samo silna jak jej. Do dzisiaj przechowuję dyplom i odznakę Orląt Lwowskich mojego dziadka.

Prezydent RP Andrzej Duda, Agata Kornhauser-Duda, Bogdan Płatek. Melbourne 2018

J.T.: Czy mieszkając poza granicami ojczyzny można być jeszcze patriotą? W jaki sposób polonijne rodziny powinny uczyć swoje dzieci poszanowania do kraju i historii ich przodków?

B.P.: Tak, można. Przede wszystkim trzeba interesować się historią swojego kraju, kraju swoich przodków. Uczyć się prawdziwej historii Polski od świadków historii, kombatantów i działaczy solidarnościowych. Żołnierzy II wojny światowej i powstańców warszawskich pozostało już niestety niewielu, ale działaczy antykomunistycznych, którzy poczas fali solidarnościowej wyemigrowali do różnych zakątków świata jest jeszcze sporo. Warto spotykać się z nimi i rozmawiać o historii, o ludziach, o wartościach.

Poza tym warto poznawać polską kulturę i polskie tradycję poprzez uczęszczanie do polskich szkół, tańczenie w zespołach folklorystycznych, branie udziału w uroczystościach rocznicowych. Dumnie reprezentować Polskę podczas ogólnoaustralijskich wydarzeń.

Moim marzeniem jest, aby nasza polska reprezentacja podczas Anzac Day Parade była wielka.

Moim marzeniem jest, aby nasza polska reprezentacja podczas Anzac Day Parade była wielka. Aby szli w niej nie tylko kombatanci, ale także członkowie organizacji polonijnych, rodziny, uczniowie szkół polskich. Z dumą w sercu, uśmiechem na twarzy i biało-czerwoną flagą w ręku. Może podczas najbliższej anzacowej parady moje marzenie się spełni.

J.T.:  Dziękuję za rozmowę.

Bogdan Płatek – z wyszkałcenia i zawodu geodeta (1980); z zamiłowania fotograf, włóczykij po lesie i wędkarz. Od września 1980 członek NSZZ „Solidarność” (zwanej pierwszą Solidarnością). Aresztowany w 1982 roku i przetrzymywany w Areszcie Śledczym w Gdańsku. Uwolniony na mocy amnestii w 1983. Wyemigrował do Australii w maju 1984. Uczestnik jednoosobowej akcji protestacyjnej przed ambasadą PRL w Canberze w związku z zabójstwem księdza Jerzego Popiełuszki (grudzień 1984). Współzałożyciel Komitetu Obchodów 5-lecia „Solidarności” (1985), który potem przekształcił się w grupę założycielską organizacji „Solidarność–Niepodległość”. Współzałożyciel i członek zarządu Wiktoriańskiego Stowarzyszenia „Solidarność” (1987–1989). Członek Stowarzyszenia Polaków Wschodnich Dzielnic Melbourne (1988–1996; w latach 1991–1996 w zarządzenie SPWD oraz w zarządzie Polskiej Szkoły im. Marszałka Józefa Piłsudskiego; delegat na zjazd wiktoriańskiej federacji). Członek Związku Polaków w Melbourne (od 1997; w zarządzie ZPwM od 1999; delegat na zjazd wiktoriańskiej federacji; delegat na zjazd Rady Naczelnej Organizacji Polskich w Australii i Nowej Zelandii (przez parę kadencji); wiceprezes ZPwM a później prezes Związku 2005–2017). Instruktor oraz koordynator kolonii dla dzieci w Ośrodku Młodzieżowym „Polana” w Healesville. Współinicjator, instruktor i koordynator obozu wędrownego dla młodzieży na „Polanie” (2000–2017). Inicjator i kordynator Festiwalu Piosenki Obozowo-Ogniskowej i Wędrownej na „Polanie” (2012–2015). Członek Stowarzyszenia Polskich Kombatantów Koło nr 3 w Melbourne (od 2012; sekretarz 2015–2018; prezes od 2018). Prezes Polish RSL w Wiktorii (od 2018). Członek Komitetu „Projektu Pileckiego”: pomoc techniczna, wystawy, uroczystość w Jewish Holocaust Centre (2012-2017). Członek Komitetu Powstania Warszawskiego: pomoc techniczna, koncert, wystawa (2014–2017). Członek Związku Polskich Więźniów Politycznych w Australii (od 2010; od 2012 członek zarządu; od 2019 przewodniczący). Członek prezydium Federacji Polskich Organizacji w Wiktorii (od 2022). W maju 2022 roku awansowany przez Prezydenta RP Andrzeja Dudę na stopień podporucznika za działałność antykomunistyczną. Autor artykułu o 40. rocznicy stanu wojennego opublikowanego na łamach „Tygodnika Polskiego” w 2021 roku.

Laureat wyróżnień i odznaczeń:
2010 – Victorian Refugee Recognition Record za działalność na rzecz społeczności polskiej w Wiktorii
2014 – Certificate of Appreciation – National Serviceman Association in Australia
2015 – Certificate of Appreciation – Federacja Polskich Organizacji w Wiktorii
2016 – Medal uznania Rady Naczelnej Polonii Australijskiej
2016 – Medal „PRO PATRIA” – Urząd do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych
2017 – Srebrny Krzyż Kombatancki SPK – Stowarzyszenie Polskich Kombatantów oddzial Australia 2017 – Krzyż Wolności i Solidarności za działalność antykomunistyczną nadany przez prezydenta RP na wniosek prezesa Instytutu Pamięci Narodowej
2017 – Odznaka honorowa i legitymacja „Działacza opozycji antykomunistycznej lub osoby represjonowanej z powodów politycznych” – Urząd do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych
2022 – mianowany na stopień podporucznika przez Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej Andrzeja Dudę

Zdjęcia załączone do wywiadu pochodzą z archiwum Bogdana Płatka.