65 LAT POLSKIEJ SZKOŁY IM. MIKOŁAJA KOPERNIKA W ST.ALBANS

W tym roku, pierwszy raz w historii Melbourne mogliśmy brać udział w obchodach rocznicy 65 lat istnienia polskiej szkoły sobotniej. Z okazji tak wyjątkowego jubileuszu, wypada przypomnieć choć pokrótce pewne kluczowe momenty z historii Polskiej Szkoły im. Mikołaja Kopernika w St.Albans.

Warto, na przykład, wspomnieć o niedzieli 06.05.1956, kiedy to w Essendon Town Hall odbywała się akademia trzeciomajowa, 300 lat po ślubach Jana Kazimierza. Bogaty program skłonił organizatorów do dwu przerw, podczas których zbierano datki „na oświatę” – tzn. wspieranie finansowe polskich szkół sobotnich, których wtenczas było w Melbourne jedenaście. Jedna z tych szkół – nie pierwsza, nie największa, ale jedyna która może szczycić się 65-letnią działalnością – to szkoła w St.Albans. Emigracja powojenna najwidoczniej dbała o przekazywanie polskiej mowy oraz patriotycznych postaw następnemu pokoleniu.

Założycielem szkoły był miejscowy duszpasterz emigrancki, salezjanin, ks. Józef Krasocki. To on zwerbował swoich parafian do zapisywania dzieci. To on załatwił klasy u proboszcza parafii Najśw. Serca Jezusowego, mimo pewnych zastrzeżeń ze strony kierownictwa australijskiej szkoły. To on nakłonił siostry zmartwychwstanki z Essendon, by prowadziły zajęcia, na początku sam dowożąc je własnym samochodem, gdyż posiadanie takiego środka transportu pośród ówczesnej Polonii należało do rzadkości.

Początki nie były łatwe. O funduszach w postaci dotacji lub grantów nie było mowy. Rząd australijski wdrażał politykę asymilacji: emigrantów owszem przyjmowano, ale pod warunkiem, że rychło przekształcą się w solidnych Australijczyków. W tramwajach zwracano uwagę nowoprzybyłym (speak English!), a naukę języków obcych uważano za przedmiot przeznaczony prawie wyłącznie dla najzdolniejszej młodzieży szkoły średniej. O „obciążaniu” uczniów podstawówki takimi przedmiotami Ministerstwo Oświaty nawet nie marzyło. Podczas wywiadówek, rodzice najczęściej słyszeli, że najefektywniejszy sposób, by pomóc dzieciom szkolnym, to mówienie w domu wyłącznie po angielsku. Oczywiście, podręczników polskich nie było. Co więcej, jeszcze nie wypracowano podstaw metodycznych do najskuteczniejszego uczenia języka polskiego w takim kraju jak Australia. Nauczyciele zaś, zamiast wynagrodzenia, nierzadko dokładali z własnej kieszeni, aby swoim wychowankom urozmaicić sobotnie zajęcia.

Porównując taką sytuację z tym, co goście Polskiej Szkoły im. Mikołaja Kopernika mogą obecnie podziwiać, trzeba stwierdzić, że olśniewa kontrast: jasne przestronne pomieszczenia klasowe, z klimatyzacją i nowoczesnym sprzętem audiowizualnym oraz komputerowym; matura z języka polskiego licząca się jak każdy inny przedmiot; władze australijskie zachęcające do nauki języków; coroczne dotacje od rządu wiktoriańskiego (wprawdzie raczej symboliczne, ale to zawsze jednak coś); duży wybór materiałów pedagogicznych; wreszcie, wsparcie Lokalnego Ośrodka Metodycznego, gdyż władze polskie XXI wieku zdają sobie sprawę z tego, że nauka języka polskiego na obczyźnie wymaga szczególnego podejścia dydaktycznego. Z jednej strony, aż dziwić by się można, dlaczego więcej rodziców nie korzysta z tak wspaniałych warunków… Jednak dziwią się chyba tylko nie znający strof dziewiętnastowiecznego poety: „… swego nie znacie; sami nie wiecie, co posiadacie…”

Pomijając zatem zakusy wątków negatywnych, warto raczej z okazji jubileuszowych obchodów zwrócić uwagę na główne czynniki sprzyjające sukcesowi, 65 lat nieprzerwanej działalności pedagogicznej. Na samym początku, trzeba wymienić metodykę. Mimo licznych początkowych trudności, prowadzący szkołę nie poddawali się, raczej starając się by wypracować odpowiednie podejście do nauczania przedmiotów ojczystych w Australii. Dla przykładu, przez trzy lata, zajęcia prowadził werbista, ks. Marian Laban. Sam uczył wszystkie klasy, dojeżdżając do St.Albans przed 9. rano, by zająć się najpierw klasą najstarszą i tak po kolei, kończąc po południu naukę z maluchami. Chociaż nie był pedogogiem-polonistą, miał jednak przygotowanie do pracy katechetycznej i z tego właśnie źródła mógł czerpać. Kto zna Polskę lat 70-tych, zdaje sobie sprawę, jak wtenczas prowadzono naukę religii: nie był to przedmiot szkolny, lecz zajęcia w salkach katechetycznych poza obowiązkami programu szkolnego – czyli, coś zbliżonego do sobotniej szkółki w Australii. W obydwu sytuacjach, wszystko odbywało się w języku polskim, ale kultywowanie pewnych wartości miało znaczenie nadrzędne. Tak właśnie przekazywano nie tylko wiedzę i ćwiczono umiejętności, ale pielęgnowano cechy patriotyczne wśród dorastającej w Australii młodzieży polonijnej.

Od połowy lat siedemdziesiątych, pieczę nad szkołą w St.Albans przejął hm. Jan Smolarek, który nie tylko pełnił funkcję kierownika przez niemal 20 lat, ale najczęściej sam też uczył. Wychowanie patriotyczne na wzorcach harcerskich dostarczało mu inspiracji, by tak prowadzić zajęcia, aby uczniowie chętnie na lekcje przybywali. Język polski i polska kultura stanowiły centrum, urozmaicone śpiewem, tańcem, wycieczkami i przeróżnymi pomysłami. Rozpalanie miłości do Ojczyzny, tak dalekiej a jednak jakże bliskiej, to nieodzowny fundament wypracowanej metodyki. Co więcej, tak jak harcerstwo ustawicznie kształci kolejnych liderów, zaangażowanie absolwentów szkoły, by „przejęli pałeczkę”, to szczególna zasługa hm. Smolarka. Wspomniano wyżej, że w roku 1956, nie brakowało polskich szkół. Była inicjatywa, ale czasem też i słomiany zapał. Nieliczne szkoły przetrwały do XXI wieku. Niemalże nieodzownym warunkiem przetrwania, to umiejętność wychowania następców, czyli kolejnych pokoleń liderów. Dlatego tak bardzo warto podkreślić wartości patriotyczne w metodyce.

Dochodzimy więc do ostatniego dziesięciolecia XX wieku. W Polsce (już RP) zaczynają się pojawiać podręczniki do nauki polskiego poza granicami kraju, chociaż przeznaczone głównie dla Polonii z kresów wschodnich. Do szkół w Australii docierały jedynie pojedyncze egzemplarze. Kolejne pokolenie nauczycieli w St.Albans chętnie korzystało z tych cennych materiałów, wybierając odpowiednie teksty i porównując je z materiałami, niekiedy autorskimi, używanymi do tej pory. Na wzór biblijnego gospodarza, który sięga po skarby stare i nowe, nauczyciele-absolwenci mogli doskonalić wypracowane metody, nie rezygnując z tego, co dotychczas się sprawdzało, ale też nie gardząc rozmaitymi nowszymi koncepjami.

Spotykamy się tutaj z kluczowym warunkiem owocnej pracy w polskiej szkole – z umiejętnością współpracowania. Tak jak współpraca między doświadczonymi nauczycielami i ich następcami umożliwia szlifowanie metodyki, tak i w polonijnych rodzinach, babcie i dziadkowie często odgrywają niezastąpioną rolę w wszechstronnym dojrzewaniu wnucząt. Pod koniec dwudziestego wieku, w pewnych organizacjach polonijnych widać było podziały, a nawet starcia między emigracją powojenną a falą solidarnościową. Polska szkoła w St.Albans potrafiła natomiast wykorzystać pomysły różnych pokoleń gotowych do poświęcenia się przy pracy społecznej.

Kwitła także współpraca z miejscowym duszpasterstwem. Od chwili, gdy powierzono ośrodek St.Albans chrystusowcom, wszyscy kolejni księża pojawiają się w szkole: ks. Stanisław Lipski, ks. Wojciech Świątkowski, ks. Maksymilian Szura, ks. Kazimierz Bojda, ks. Tomasz Zaremba, ks. Józef Migacz, wreszcie najnowszy kapelan ks. Marian Szeptak. Wszyscy nie tylko prowadzą zajęcia dla uczniów, ale przypominają też starszym pokoleniom o ich obowiązkach wobec najmłodszych członków rodziny, dorastających na ziemi australijskiej. Niemożliwe bowiem są najgłębsze więzy serca bez wspólnego języka, a pozbawianie spadkobierców najcennejszych dóbr powinno być rzeczą nie do pomyślenia.

Szkoła w St.Albans, zrzeszona w Federacji Polskich Organizacji w Wiktorii, współpracuje także z innymi szkołami. Akademie, konkursy, wycieczki i różnego rodzaju imprezy piękniej wypadają, kiedy uczniowie widzą, jak starają się ich rówieśnicy z bliższych i dalszych dzielnic miasta Melbourne. Pomoc Działu Szkolnego przy Federacji, prowadzonego od wielu lat przez doświadczoną nauczycielkę p. Bożenę Iwanowską, jest szczególnie cenna w obecnej dobie biurokratyzacji i niemal bez końca oficjalnych formularzy do wypełniania. Dzięki tego rodzaju współpracy, szkoła w St.Albans posiada pełną akredytację ze strony australijskiej, czerpiąc jednocześnie z inicjatyw Konsulatu RP w Sydney. Prawdziwym ewenementem na terenie Australii to utworzenie dwa lata temu Lokalnego Ośrodka Metodycznego, troszczącego się o nieodzowne dokształcanie kadry pedagogicznej. Niżej podpisany wygłosił referat na konferencji inauguracyjnej Ośrodka, uwzględniając wieloletnie doświadczenie z St.Albans jak też i najnowsze wyzwania i wymagania.

Trzeba przyznać, że na ogół, talent do współpracy nie zalicza się do najwybitniejszych cech narodu polskiego. Od rozbicia dzielnicowego, poprzez Targowicę, aż po dopiero co zakończoną kampanię wyborczą, zbyt często sprawdza się powiedzonko: gdzie dwóch Polaków, tam trzy partie. Mimo wszystko, Polska Szkoła im.Mikołaja Kopernika w St.Albans działa już 65 lat. Tu warto zwrócić uwagę na kluczowe pojęcie: „szkoła”, czyli placówka edukacyjna. Tak jak nie byłoby 65 lat działalności bez pasjonatów gotowych do współpracy, tak też szkoła może ksztacić różne pokolenia, stanowiąc arenę, gdzie ma miejsce walka z narodowymi niedociągnięciami. Przy szkole, najmłodsi, ale nie tylko najmłodsi, mogą się uczyć, uczyć się m.in. jak współpracować. Ostatni wers refrenu Hymnu Narodowego, to nie tylko pięknie brzmiąca oprawa szkolnych akademii, ale zarazem wyzwanie dla całego społeczeństwa, by wprowadzać w życie ten szlachetny czasownik: „złączym się”.

P.F.Kipka