O działalności polonijnej, projekcie ANZAC Ship i o tym, że Polak może wszystko – rozmowa z Andrzejem Kaszubskim

Z cyklu „Wasze historie” przedstawiamy wywiad z Andrzejem Kaszubskim – z wykształcenia i z zawodu inżynierem elektronikiem, z zamiłowania – sportowcem i podróżnikiem. Byłym prezesem wiktoriańskiej Federacji w latach 1994–1997.

Justyna Tarnowska [J.T.]: Proszę opowiedzieć, jak to się stało, że zdecydował się Pan przyjechać do Australii?

Andrzej Kaszubski [A.K.]: Australijska przygoda mojej rodziny rozpoczęła się od… wojny między Irakiem a Iranem i całkiem realnego zagrożenia ingerencji Rosji w sprawy polskie na przełomie lat 1979/1980.

W 1976 roku polska instytucja rządowa, Polservice, będąca pośrednikiem pracy, szukała polskich specjalistów dla zagranicznych klientów. Jako specjalista, inżynier ze specjalnością miernictwa elektronicznego, dostałem angaż na Uniwersytecie w irackiej Basrze. Szkoliłem wykładowców w zakresie użytkowania i naprawy urządzeń oraz wykładałem elektronikę. Początkowo do Iraku pojechałem sam, jednak po trzech miesiącach dołączyli do mnie żona wraz z dziećmi, 6-letnią córką i 4-letnim synem.

Podczas naszego trzyletniego pobytu w Iraku, dzieci uczęszczały do szkoły i do przedszkola, ucząc się po angielsku (był to język urzędowy) i po arabsku. Moja żona, Maja, również podjęła pracę na uniwersytecie w wyuczonym zawodzie nauczyciela wychowania fizycznego. Gdy w 1980 roku wybuchła wojna między Iranem i Irakiem, wyjechaliśmy do Anglii.

Historia Andrzeja Kaszubskiego została zarejestrowana w ramach Polish Australians Oral History Project i jest dostępna w zasobach National Library of Australia.

J.T.: Co miało wpływ na ostateczną decyzję emigracji na antypody?

A.K.: Czynniki polityczne i kwestie bezpieczeństwa. Będąc w Iraku, nie wziąłem udziału w wyborach, zorganizowanych przez polski konsulat na terenie zakładu Budimex. Kilkutysięczną grupę Polaków przymuszono do głosowania. Gdy odkryto brak mojej subordynacji, sekretarz POP (podstawowa organizacja partyjna – przyp. JT) PZPR ostrzegł mnie, że będę miał problem w zdobyciu pracy i rozwoju kariery zawodowej po powrocie do kraju. Ale jak mogłem zagłosować pod przymusem, nie znając kandydatów i ich programów wyborczych?

W Anglii zdecydowaliśmy, że musimy wyjechać najdalej, jak się da od Europy, wciąż narażonej na różnego typu działania wojenne i presję środowisk politycznych, w tym sił rosyjskich.

J.T.: Jakie były Wasze pierwsze wrażenia z pobytu w Australii?

A.K.: Zawsze postrzegaliśmy Australię jako ciepły kraj. Przywitała nas jednak chłodna zima. Negatywne pierwsze wrażenie zrekompensowały nam czyste powietrze, źródlana woda, przyjazna pogoda i produkty rolne, nieskażone w tamtym czasie chemią. Zrozumieliśmy, że podjęliśmy słuszną decyzję i będziemy w stanie wychować tutaj dzieci w dobrych warunkach.

Z perspektywy lat, z czystym sumieniem mogę stwierdzić, że moje dzieci osiągnęły bardzo wiele. Mają rodziny i życie warte naszych poświęceń, podjętych kilkadziesiąt lat temu.

W gronie rodzinnym na jubileuszu 50-lecia małżeństwa państwa Kaszubskich

J.T.: Czy od początku mieszkaliście w Melbourne?

A.K.: Tak. Do stolicy Wiktorii przybyliśmy 26 marca 1981 roku. Po krótkim pobycie w hostelu, dostałem pracę w Latrobe Valley. Po 6 miesiącach powróciliśmy do Melbourne i zamieszkaliśmy w dzielnicy Ringwood. Niedługo potem przenieśliśmy się do innej północno-wschodniej dzielnicy – Chirnside Park, gdzie mieszkaliśmy kolejnych 10 lat. W 1991, po powrocie z rocznej delegacji w Niemczech, osiedliliśmy się w Mitcham. W 2018 roku, na emetyturę przenieśliśmy się do Croydon.

Rockandrollowcy (1995)

J.T.: Jak odnalazł się Pan na australijskim rynku pracy?

A.K.: Pracy szukałem, będąc jeszcze w Londynie. Dlatego półtora miesiąca po przybyciu do Australii, miałem już zatrudnienie. Przez 17 lat pracowałem dla Siemensa, pnąc się po szczeblach kariery, od stanowiska Senior Service Engineer, przez Project Manager, do Design Manager.

W 1990 roku, Siemens oddelegował mnie na rok do centrali firmy w Hamburgu. Jako członek zespołu opracowującego projekt fregaty ANZAC Ship, miałem za zadanie zaplanować razem z Niemcami projekt technologiczny, który potem został zrealizowany w Australii. Był to niezwykle ważny projekt w zakresie budowania bezpieczeństwa Australii i Nowej Zelandii. Pierwszy z dziesięciu okrętów wojennych, HMAS Anzac, został zwodowany 16 września 1994 roku. Ostatni, NUSHIP Perth, dostarczono 16 czerwca 2008 roku. Większosć okrętów zbudowano w Wiktorii. Budowę kilku statków rozpoczęto w Newcastle (NSW), po czym w celu ich wykończenia przetransportowano je do Wiktorii.

Warto zaznaczyć, że w to wieloletnie przedsięwzięcie zaangażowanych było ponad 3 tysiące przedsiębiorstw z Australii i Nowej Zelandii i stworzono blisko 8 tysięcy miejsc pracy. Projekt zapewnił 3 mld dolarów dodatkowego PKB i 4 mld dolarów inwestycji bezpośrednich, stanowiących ogromny zastrzyk dla gospodarek obu krajów.

O realizacji projektu „ANZAC Ship Project” przeczytasz TUTAJ.

Po zakończeniu pracy w Siemensie, pracowałem dla firmy mojego syna. Równocześnie przez wiele lat, aż do 2021 roku, nadzorowałem egzaminy na uniwersytecie i w szkołach średnich.

J.T.: Co najbardziej doceniliście i doceniacie w Australii?

A.K.: Nasza rodzina od zawsze prowadziła sportowy tryb życia. W Polsce, moja żona była odnoszącą sukcesy sprinterką, ja zaś czołowym pływakiem na Politechnice Wrocławskiej. Nasze drogi życiowe zbiegły się na bieżni, kiedy zmieniłem pływanie na biegi długodystansowe.

Australia okazała się dla nas właściwym miejscem do kontynuowania naszych zainteresowań, bo można tutaj uprawiać aktywności sportowe przez 365 dni w roku. Australijska kultura fizyczna uczy dzieci od małego, że sport jest nie tylko fajny, ale także bardzo potrzebny. Uwielbiane przez nas tenis, żagle, nurkowanie, zimą narty i codzienne spacery z psem od wielu lat utrzymują nas w dobrej formie fizycznej, a brydż – w formie umysłowej.

Żeglowanie z żoną na Mazurach

W pewnym momencie naszego życia, rekreacyjne uprawianie sportu zachęciło nas nawet do wejścia na poziom współzawodnictwa. Zaczęliśmy startować w zawodach.

J.T.: W jakich konkurencjach? 

A.K.: W brydża grałem amatorsko od 16 roku życia. Potem, swoją nastoletnią pasję rozwinąłem, gdy byłem już na emeryturze. W 1998 roku dołączyłem do lokalnego klubu brydżowego i przez 20 lat uczestniczyłem w różnych rozgrywkach m.in. klubowych, mistrzostwach wiktoriańskich, australijskich i światowych, osiągając różne rezultaty.

Moje sukcesy w tej grze karcianej obejmują: Mistrzostwo Polonii w Wiktorii (pary i „teamy”), 5 miejsce na Australijskich Mistrzostwach Polonii (grałem w parze z bratem Lechem); 16 miejsce i 43 miejsce w Mistrzostwach Swisspairs Australii w Hobart; zakwalifikowanie się wraz partnerem Andrzejem Królikowskim do reprezentacji Wiktorii na Międzystanowych Mistrzostwach Seniorów; grę z A. Królikowskim podczas Mistrzostw Świata Seniorów we Wrocławiu w 2016 roku (35 miejsce). Brydż jest grą zespołową (pary). Na przestrzeni lat miałem kilku partnerów m.in. grałem także ze wspomnianym już moim utalentowanym bratem, Lechem. Po pandemii koronawirusa, nie jestem już aktywnym graczem. Okazyjnie grywam w brydża w internecie.

Jako pasjonat tenisa, przez kilka lat pełniłem funkcję organizatora imprez tenisowych w lokalnym klubie w Lilydale Tennis Club (Tournament Convenor). Dodatkowo, grałem w golfa. Mając raczej marny handicap 30, udało mi się – niespodziewanie w rozgrywkach Stablefort – osiągnąć rekord klubu Ringwood Golf Club. Mój wynik 54 pkt nadal pozostaje niepobity.

Rekordowy wynik stablefort w golfie (2011)

J.T.: Brydż, golf… czy próbował Pan swoich sił także w innych dyscyplinach?

A.K.: Owszem. Dwa lata temu, za namową mistrza Masters w pływaniu, naszego przyjaciela Boba Pattersona, postanowiliśmy z żoną wziąć udział w Pan-Pacific Master Games 2022 w Brisbane. Tym razem, po raz pierwszy w życiu, w konkurencji rzutu kulą i dyskiem. Po kilkumiesięcznych treningach, stanęliśmy do rywalizacji turniejowej, zajmując następujące miejsca: Majka – złoty medal w rzucie kulą i srebrny medal w rzucie dyskiem. Ja wywalczyłem w tych konkurencjach dwa srebra. Dodatkowo startowałem w pływaniu, uzyskując drugą lokatę w delfinie i trzecie miejsce w pływaniu na grzbiecie. W konkurencjach tych startowałem również pierwszy raz w życiu.

Andrzej Kaszubski z medalem zdobytym w pływaniu podczas mistrzostw organizowanych w Gold Coast 2022
Srebrny medal w pływaniu stylem motylkowym (kat. wiekowa 80+) zdobyty podczas mistrzostw Pan-Pacific 2022
Pan-Pacific Master Games 2022 – ostatecznie trzecie miejsce w pływaniu na grzbiecie
Pan-Pacific 2022 – grupa zawodników z medalami

J.T.: Proszę wyjaśnić naszym czytelnikom, czym są zawody Masters.

A.K.: Masters Games są zawodami amatorskimi dla osób dojrzałych. Zawodnicy rywalizują w kategoriach wiekowych zgrupowanych w bloki po 5 lat: 31-35 lat, 36-40 lat itd. Liczba konkurencji jest zaskakująco duża, bo dochodzi do czterdziestu. Wśród turniejowych dyscyplin są m.in. golf, gry zespołowe, łucznictwo, kolarstwo, pływanie, lekkoatletyka. Zawodnicy są odpowiedzialni za sprawy przygotowawczo-logistyczne. W kwestii przygotowania do zawodów mogą liczyć na wsparcie lokalnych klubów sportowych. Tak jak wspominałem, australijska kultura sportowa jest bardzo rozwinięta i wspiera sportowców aż do dziewięćdziesiątki. W Polsce, niestety, kariera sportowa kończy się zazwyczaj około 30 roku życia. Choć są wyjątki, takie jaki Czesław Roszczak, który jest polskim wielokrotnym zwyciezcą zawodów Masters, reprezentującym światowy poziom umiejętności.

Po całkiem pomyślnym starcie w Pan-Pacific Master Games 2022 w Brisbane, zdecydowaliśmy z żoną o wzięciu udziału w Mistrzostwach Masters Wiktorii w 2023 roku. Ponownie udało nam się odnieść sukces, zdobywając pierwsze miejsca w naszych konkurencjach. Potem były Mistrzostwa Australii w Sydney. Majka zdobyła brąz w rzucie kulą i w rzucie ciężarkiem oraz srebro w rzucie dyskiem. Ja wywalczyłem srebro w rzucie kulą i w rzucie dyskiem. Żona startowała z sukcesem również w Mistrzostwach Master w Cairns, zdobywając komplet złota i bijąc rekord turnieju w rzucie kulą. Wzięła także udział w zawodach odbywających się w Adelajdzie w 2024 roku. Ja niestety, w marcu zeszłego roku, uległem poważnemu wypadkowi, który przekreślił moje szanse na starty w kolejnych turniejach.

Maja Kaszubska ze złotym medalem w rzucie kulą i dyskiem zdobytym podczas Victorian Masters Athletics (2024)

J.T.: Oprócz występów w Masters w Australii, czy próbowaliście swoich sił także turniejach rozgrywanych na starym kontynencie?

A.K.: Tak. Jedenaście lat temu, Majka wzięła udział w Światowych Mistrzostwach Masters w Turynie, zdobywając brązowy medal w sprincie. Ja pełniłem wówczas rolę jej trenera.

J.T.: Zmieniając temat, zapytam o Pana działalność społeczną. Co skłoniło Pana do zaangażowania się w pracę na rzecz Polonii?

A.K.: Z natury jestem społecznikiem. Jako student Politechniki Wrocławskiej byłem członkiem Zarządu AZS w 1960/61. Na początku mojej ścieżki zawodowej, pełniłem funkcję prezesa zakładowego Towarzystwa Krzewienia Kultury Fizycznej.  Pracując w Iraku, byłem organizatorem (i oczywiście także uczestnikiem) zawodów sportowych m.in. w tenisie, bryżdzu i pływaniu.

Po przyjeździe do Australii w ‘81, wraz z żoną byliśmy nauczycielami języka polskiego w Polskiej Szkole im. Adama Mickiewicza w Ringwood, działającej pod egidą wiktoriańskiej Federacji. W latach 1991–1993 pełniłem funkcję wiceprezesa zarządu szkoły w filii Victorian School of Languages w Carlton, gdzie moja żona pracowała jako nauczycielka języka polskiego, a później jako centre supervisor. Dodam, że w tej placówce uczyłem się języka niemieckiego.

W kolejnych latach byłem członkiem Polskiego Towarzystwa Społecznego w Melbourne (na samym początku jego działalności w latach 1993–1994) i Stowarzyszenia Techników Polskich w Wiktorii. Brałem udział w wydarzeniach organizowanych przez „Techników”. W 1992 roku, Stowarzyszenie wydelegowało mnie na zebranie sprawozdawczo-wyborcze Federacji Polskich Organizacji w Wiktorii, na którym to zebraniu wybrano mnie do Komisji Rewizyjnej. Dodatkowo, zostałem zaangażowany do prowadzenia jednej z akcji Federacji, skierowanej do starszych członków społeczności polonijnej. Przyjęto mnie także do zarządu Federacji jako członka nadzwyczajnego.

J.T.: W 1994 roku powierzono Panu funkcję prezesa wiktoriańskiej Federacji.

A.K.: Kiedy pan Józef Kuszell OAM, z racji pogarszającego się stanu zdrowia, postanowił zrezygnować z pełnienia funkcji prezesa Federacji, zaproponował mi podjęcie się tej roli. Na Zjeździe Federacji w 1994 roku, głosem większości delegatów wybrano mnie na nowego prezesa. Funkcję tę pełniłem przez kolejne 3 lata.

J.T.: Z jakimi wyzwaniami musiał się Pan zmierzyć w okresie swojej prezesury?

A.K.: Głównym wyzwaniem było zintegrowanie grup Polaków, przybyłych do Australii w różnych okresach: kombatantów z fali emigracji powojennej, emigracji po roku 1968 i i po roku 1980 (tzw. emigracji solidarnościowej).

Po drugie, starsze osoby polskiego pochodzenia, często żyjące samotnie (z dala od swoich dzieci lub utraciwszy małżonka), tracące samodzielność w poruszaniu się i umiejętności komunikacyjne w języku angielskim, potrzebowały wsparcia w korzystaniu z dostępnych usług medyczno-społecznych.

Po trzecie, wsparcie polskich imigrantów w wejściu na australijski rynek pracy. Dla wielu Polaków barierę stanowiła słaba znajomość języka angielskiego. Prowadzony przez Federację program (Polish Re-employment Project) pomagał rodakom zdobyć potrzebną wiedzę i dawał tzw. know-how, jak stworzyć m.in. własny biznes, w którym język nie stanowiłby problemu. W tamtym okresie wielu polskich emigrantów zdecydowało się założyć małe, specjalistyczne firmy (np. restauracje, jadłodajnie, firmy sprzątające) zatrudniające 2–4 pracowników.

Po czwarte, niepewna sytuacja finansowa organizacji polonijnych utrudniała progresywność prowadzonych działań. Trzeba było opracować długoterminowy plan pozyskiwania wsparcia nie tylko od instytucji, ale także od członków polskiej społeczności.

Po piąte, działalność Federacji była skierowana wyłącznie do Polaków, a istniała potrzeba budowania pomostu pomiędzy polonijnymi organizacjami a rządowymi organizacjami w Wiktorii, a także prowadzenia współpracy wielokulturowej.

J.T.: Ważnym momentem w budowaniu tego partnerstwa było zorganizowanie promocji Kroniki Federacji Polskich Organizacji w Wiktorii 1962–1992 w gmachu Parlamentu Wiktoriańskiego.

A.K.: Zdecydowanie. Miałem wówczas zaszczyt reprezentować Federację. Na uroczystościach obecny był Premier Wiktorii, Jeff Kennett MP. Do powstania kroniki przyczynili się ówczesny prezes Federacji, Józef Kuszell, oraz jej redaktor, dr Zdzisław Derwiński. Wydarzenie to było najlepszym przykładem akcji promowania Polonii wiktoriańskiej i wartości przez nią reprezentowanych w wielokulturowej Wiktorii.

J.T.: Z jakich podjętych w tamtym okresie działań jest Pan najbadziej dumny?

A.K.: Mam osobistą satysfakcję z okresu pracy jako prezes Federacji ze zdobycia znacznych funduszy na realizację ważnych projektów: na edukację Polaków w wieku średnim; na budowanie integracyjności społeczności polonijnej; na promocję polskich biznesów; oraz na wsparcie medyczno-socjalne dla najbardziej potrzebujących członków naszego społeczeństwa (w szczególności seniorów i osób niepełnosprawnych).

Najważniejszą moją zasługą była jednak czujność, jaką wykazałem się odkrywając przypadki prób malwersacji finansowych w szeregu organizacji członkowskich wiktoriańskiej Federacji oraz Rady Naczelnej Polskich Organizacji w Australii. To był „dar z nieba”, że podczas jednego ze spotkań usłyszałem słowa „na tym koncie już nic nie mamy”, które skłoniły mnie do zbadania sprawy. Ostrożnie prowadziłem śledztwo tak, aby nikt postronny nie mógł przedwcześnie poinformować osób podejrzanych o mojej pracy. W wyniku mojej trzymiesięcznej analizy finansowej, mogłem przekazać do Major Fraud Squad dokumenty stanowiące dowód w sprawie. Zebrany materiał dowodowy został poddany dalszej analizie i doprowadził do sformułowania aktu oskarżenia. Tym samym ochroniłem nasze organizacje przed poważnymi stratami finansowymi.

Za wybitne zasługi w działalności polonijnej otrzymałem Krzyż Kawalerski Orderu Zasługi RP, nadany przez Prezydenta RP Aleksandra Kwaśniewskiego w dniu 8 grudnia 1997 roku. Wyróżnienie wręczył mi Marian Krzaklewski, przewodniczący NSZZ „Solidarność”, przebywający z wizytą w Sydney w listopadzie 1998 roku.

Marian Krzaklewski dekoruje Andrzeja Kaszubskiego Krzyżem Kawalerskim Orderu Zasługi RP (Konsulat Generalny RP w Sydney, listopad 1998)
Krzyż Kawalerski Orderu Zasługi RP

J.T.: Jak długo trwało śledztwo Major Fraud Squad?

A.K.: Praca policyjnego Major Fraud Squad była trudna i trwała cztery lata, aż do 23 marca 2000 roku. Z uwagi na wyjazd podejrzanych z Australii – celem uniknięcia odpowiedzialności – sprawa sądowa przeciągnęła się o dalszych kilka lat do czasu ich powrotu. Niewątpliwie, wpłynęło to na moją decyzję o odsunięciu się od pracy społecznej. Bez wyroku sądowego, nie mogłem podać opinii publicznej nazwisk osób winnych. Brak możliwości ujawnienia nazwisk, stawiała mnie w niekomfortowej sytuacji. Część Polonii mogła sądzić, że mam coś na sumieniu, że niedostatecznie nadzorowałem cały proces. Przykre jest jednak to, że podejrzanych działań w dokumentacji organizacji nie zauważyli ani skarbnicy ani członkowie Komisji Rewizyjnych ani – co najgorsze – profesjonalni i opłaceni audytorzy. Ostatecznie, osoba oskarżona zwróciła Federacji zabrane pieniądze.

J.T.: Wracając do tematu pozyskiwania funduszy na działalność organizacji polonijnych, w jaki sposób próbował Pan ten problem rozwiązać?

A.K.: Mając na względzie rosnące koszty utrzymania biura i prowadzonych przez Federację działań, zaproponowałem, aby organizacje członkowskie aktywniej wspierały finansowo Federację. Projekt konsultacji w tym obszarze zaproponowałem na Zjeździe FPOwW w październiku 1995 roku. Długofalowo okazało się jednak, że stabilizację zapewniła nam realizacja programów rządowych (m.in. pośrednictwa pracy i wsparcia dla seniorów). Środki, przeznaczone na administrację projektu, pokrywały koszty utrzymania biura i wynagrodzenia dla personelu koordynującego dany projekt.

Byłem też orędownikiem pomysłu zbiórki funduszy (jednodolarowa składka od uczestnika np. Balu Świętojańskiego) na rzecz, powstającego w tamtym okresie, Muzeum i Archiwum Polonii Australijskiej.

Równocześnie zabiegałem o przejrzystość finansową poszczególnych organizacji polonijnych. Jeśli członkowie naszej społeczności zamierzali dzielić się darem serca, powinni wiedzieć, że ich pieniądze zostaną wykorzystane w uczciwy sposób, służąc rozwojowi danej inicjatywy, a nie korzyściom osobistym osób zarządzających funduszami.

J.T.: Jak w tamtych latach Polonia promowała polskość i polskie sprawy w Australii?

Zdecydowanie nie wykorzystywaliśmy całego społecznego potencjału tkwiącego w Polonii. Moim zdaniem, nasza społeczność nie wykazywała wówczas wystarczających umiejętności komunikacyjnych i promocyjnych, aby promować własne osiągnięcia szerszemu gronu społeczeństwa, a także instytucjom stanowym.

Organizacje polonijne w większości pracowały tylko dla Polaków. Skupieni na swojej grupie docelowej, nie korzystali z potencjału, który mogli zaoferować Australiczycy polskiego pochodzenia. Sportowcy, ludzie kultury, politycy – wciąż pozostawali na obrzeżach naszej działaności. Nikt nie zapraszał ich na wydarzenia polonijne. Nikt nie budował współpracy między Polonią, Australijczykami polskiego pochodzenia a przedstawicielami rządu. Brakowało zdecydowanych kroków w promocji wieloaspektowej działalności i przydatności członków polskiej społeczności w lokalnym życiu społecznym. To był problem, który chciałem jako prezes Federacji, choć częściowo, rozwiązać.

J.T.: Które organizacje według Pana dobrze promują Polskę i polskie sprawy?

A.K.: Uważam, że całkiem dobrze radzi sobie w tym obszarze Australijski Instytut Spraw Polskich (AIPA). Ich strategia, polegająca na zapraszaniu znanych postaci ze świata kultury, sztuki, polityki i finansów na wykłady do Australii, jest słuszna i służy polskiej sprawie. AIPA aranżuje spotkania polskich ekspertów z ich lokalnymi odpowiednikami, co sprzyja wymianie informacji i nawiązywaniu relacji.

Świetnie radziły i radzą sobie także zespoły taneczne i harcerstwo, które od lat angażują w swoje działania Australijczyków z drugiego czy trzeciego pokolenia Polaków. Budują relacje i współpracę, bazując na polskich wartościach i dziedzictwie kulturowym. Świetnym miejscem integracji nie tylko dla Polonii, był i jest Ośrodek „Polana” w Healesville. Wielu działaczy tych grup i organizacji, do końca swoich dni prężnie i wielkim z oddaniem działało na rzecz promocji polskości.

Przez wiele lat dobrą robotę wykonywało także Stowarzyszenie Polskich Techników w Wiktorii, wspierając zarówno młodzież polskiego pochodzenia, organizując konkursy stypendialne, jak również nowo przybyłych do Australii Polaków szukających zatrudnienia w zawodach inżynieryjnych i specjalistycznych. Technicy organizowali dla nich specjalne spotkania, przybliżające australijski rynek pracy. Pomagali znaleźć pracę, udostępniając pozyskane oferty. Aby zasilić fundusz stypendialny, stowarzyszenie organizowało cieszące się dużą popularnością Bale Świętojańskie.

J.T.: A jak oceniał Pan działania nadrzędnych organizacji polonijnych w latach 90. XX wieku?

A.K.: Rada Naczelna Polskich Organizacji w Australii, pomimo szumnej nazwy, przez wiele lat nie dawała dobrego przykładu polonijnym organizacjom stanowym. Dane było mi przez krótki czas być członkiem Rady Naczelnej. Przyglądając się działaniom tej organizacji, zdałem sobie sprawę, że cała energia kierowana jest na załatwianie polskich spraw. Nie było kontaktów z innymi (niepolskimi) organizacjami. Nie było przewodnictwa ani planu działania. Działania organizacyjne w sposób celowy kierowane były na niewłaściwy tor. Wydawać się mogło, że ważna była jedynie gra o nic nie znaczące stołki.

J.T.: Co mogło być podstawą takich zachowań?

A.K.: Myślę, że wynikało to z połączenia różnych kwestii: wciąż aktywnych interesów władz PRL-owskich, braku świadomości, braku finansów, wreszcie – braku lub nieumiejętności współpracy z właściwymi organizacjami takimi jak Ministerstwo Spraw Zagranicznych, czy organizacje promujące polską turystykę i handel zagraniczny. Uważałem, że właśnie z tych podmiotów powinny pochodzić fundusze na propagowanie polskich interesów, a także wskazówki, jak powinno się przeprowadzać działania promocyjne służące Polsce i Polakom.

J.T.: W jaki sposób starał się Pan budować współpracę i dialog międzykulturowy?

A.K.: Dążyłem do nawiązania kontaktów z innymi organizacjami etnicznymi. Aby budować więzi, zdecydowałem o zapraszaniu Litwinów, Czechów, Ukraińców, Estończyków, Łotyszów i Niemców na nasze polonijne imprezy. Zabrakło mi czasu, aby wprowadzić to jako zasadę. Jako społeczność etniczna musimy pamiętać, że nie jesteśmy sami. Że inne grupy społeczne mogą borykać się z podobnymi problemami, co my. Podobnie, jak my, mogą mieć problem z wyjściem „na zewnątrz”. Z mojego okresu pracy pamiętam, że jedynie Ukraińcy i Niemcy wykazywali inicjatywę w promowaniu swoich spraw.

J.T.: Wiele organizacji ma podobny cel – zachować polskość wśród kolejnych pokoleń Polaków w Australii. Co musimy zrobić, aby osiągnąć ten cel?

A.K.: Jeśli młodzi ludzie zobaczą, że kontakty z Polską mają jakąś wartość, że znajomość języka może być przydatna, wtedy będą mieli powód, aby pogłębiać swoją więź z polską kulturą, historią i językiem. Jeśli tego nie zrozumieją, ich proces asymilacji z lokalną kulturą nastąpi szybko i bezpowrotnie. Istotne jest również pokazywanie, w jaki sposób przynależność Polski do Unii Europejskiej otwiera tutejszej młodzieży drzwi do Polski i Europy, z całym ich potencjałem kulturalno-ekonomicznym, i może dać im – młodym ludziom – nieograniczone szanse rozwoju osobistego.

Dość ważną rolę w procesie przybliżania młodemu pokoleniu Polski i spraw polskich powinny odgrywać ambasada i konsultat generalny. Działania tych instytucji dyplomatycznych pozytywnie zmieniły się na przestrzeni lat. Zwiększona aktywność i oferowane wsparcie skierowane jest do odbiorców o różnych aspiracjach i potrzebach. Ułatwiony dostęp do polskich uniwersytetów, stypendia, specjalne wykłady regularnie prowadzone w Australii przez wybitne polskie osobistości ze świata kultury i sztuki wspierają promocję polskości i przybliżają ją młodemu pokoleniu.

Istotne jest także zapewnienie przystępnego dostępu do usług konsularnych. Załatwianie paszportów i wiz powinno być łatwe i przyjemne dla nas Polaków, jak i dla innych obywateli. Jeśli sami mielibyśmy trudności z odnowieniem paszportów, czy wiz, to co mają powiedzieć obcokrajowcy. Po pierwszym czy drugim nieprzyjemnym doświadczeniu zrażą się i wybiorą inny kierunek podróży. Pojadą do kraju, gdzie biurokracja jest mniej problematyczna.

J.T.: Pytanie na koniec: w jaki sposób doświadczenie pracy i życia w różnych krajach wpłynęło na Pana?

A.K.: Cieszę się, że dzięki pracy mogłem rozwinąć swoje zainteresowania innymi kulturami, które żywiłem od wczesnych lat dziecięcych. Ważnym aspektem poznawania kultur była nauka języków obcych. W szkole podstawowej uczono nas przez siedem lat języka rosyjskiego. Potem, w szkole średniej, uczyłem się angielskiego. Poza szkołą, od dzieciństwa rodzice posyłali nas na lekcje francuskiego. Kilka lat spędzonych w Iraku, pozwoliło mi nauczyć się podstaw arabskiego, zaś praca w Siemensie skłoniła mnie do podjęcia nauki języka niemieckiego. W pierwszym okresie mojej pracy w tej firmie, wiele dokumentów było jedynie po niemiecku, dlatego zdecydowałem się rozpocząć naukę tego języka. Egzamin certyfikujący z niemieckiego zdałem w 1990 roku.

Zermatt w Szwajcarii
Na tle Iguazu, największego wodospadu w Południowej Ameryce
Egipska przygoda w Hurghadzie

Nauka języków obcych przyniosła mi ogromną wiedzę o aspektach kulturowych (religii, muzyce, architekturze, polityce, geografii) danego narodu czy regionu świata. Było to świetne przygotowanie do życia w wielokulturowym społeczeństwie naszego przybranego kraju, Australii. Znajomość języków zaowocowała nawiązaniem licznych przyjaźni.

Ponadto, zainteresowanie innymi kulturami i umiejętności komunikacyjne w różnych językach, pomogły mi rozwinąć inną moją pasję – podróżowanie. Cieszę się, że dane było mi odwiedzić wiele zakątków globu.

J.T.: Dziękuję za rozmowę.

Wywiad przeprowadzono w lipcu 2024 roku.

Andrzej Kaszubski – urodził się 7 stycznia 1942 roku w Warszawie. Absolwent elektroniki na Politechnice Wrocławskiej (1970). Po skończeniu studiów pracował jako kierownik zakładów naprawczych sprzętu elektronicznego w służbie zdrowia województwa wrocławskiego. W latach 1976–1980 wykładał elektronikę na Uniwersytecie w Basrze, w Iraku. Po wybuchu wojny między Irakiem a Iranem, wyjechał do Anglii, a następnie w ramach Australian Assisted Passage Scheme wyemigrował do Australii. Od marca 1981 mieszka w Melbourne. Zawodowo związany z branżą elektroniczną. W latach 1981–1998 pracował dla firmy Siemens. Jako Senior Desing Enginner uczestniczył w projekcie Anzac Ship Project, realizowanym przez rząd australijski i nowozelandzki w latach 1989–2005.

Działacz polonijny: członek Stowarzyszenia Polskich Techników w Wiktorii (1991–1994), członek Polskiego Towarzystwa Społecznego w Melbourne (1993–1994), członek nadzwyczajny zarządu Federacji Polskich Organizacji w Wiktorii (1993–1994), prezes Federacji Polskich Organizacji w Wiktorii (1994–1997), członek Rady Naczelnej Polonii Australijskiej (1996–1997). Za swoją prace społeczną na rzecz Polonii australijskiej został uhonorowany Krzyżem Kawalerskim Orderu Zasługi RP, nadanym przez Prezydenta RP Aleksandra Kwaśniewskiego w 1997 roku.

Pasjonat podróżowania i sportu. Wielokrotny uczestnik i finalista turniejów sportowych oraz mistrzostw (Master Games), organizowanych w Australii i na świecie.

Zdjęcie tytułowe: Andrzej Kaszubski na Balu 60-lecia Federacji Polskich Organizacji w Wiktorii, Dom Polski „Syrena” w Rowville, 18 czerwca 2022 (fot. Bogdan Płatek)

Zdjęcia załączone do wywiadu, jeśli nie podano inaczej, pochodzą z archiwum państwa Mai i Andrzeja Kaszubskich.