Z cyklu „Wasze historie” prezentujemy rozmowę z o. Stanisławem Ligęzą OP – dominikaninem, duszpasterzem Polonii melbourneńskiej, wieloletnim misjonarzem w Japonii.
Justyna Tarnowska [J.T.]: 23 września Dominikański Ośrodek Duszpasterski w Wiktorii organizuje wyjątkowe wydarzenie. Kiedy narodził się pomysł na świętowanie 550. rocznicy urodzin Mikołaja Kopernika?
Ojciec Stanisław Ligęza [O. Stanisław]: Na początku roku zacząłem szukać informacji o odbywających się w Melbourne wydarzeniach poświęconych Kopernikowi. Nie znalazłam żadnego, więc zacząłem planować własną imprezę. Kiedy w lutym otrzymałem potwierdzenie z Konsulatu RP w Sydney, że wesprą mój projekt, zacząłem szukać partnerów do współpracy. Nawiązałem kontakt z Muzeum Okręgowym w Toruniu oraz Uniwersytetem Mikołaja Kopernika w Toruniu. Biblioteka Uniwersytecka w Toruniu jako pierwsza zgodziła się na współpracę i bezpłatnie udzieliła licencji na pokaz wystawy „Ze wszech ksiąg najbardziej godna przeczytania… Wokół De revolutionibus Mikołaja Kopernika”. Niedługo potem Centrum Nauki Kopernik zdecydowało się przygotować dla nas specjalny pokaz astronomiczny.
Chciałbym, abyśmy 550-lecie narodzin polskiego astronoma świętowali równie hucznie, jak była świętowana 500. rocznica. W 1973 roku, w kilku australijskich miastach (m.in. Adelajdzie i Sydney) okolicznościową przemowę z okazji Roku Kopernikańskiego wygłaszał sam premier Australii, Gough Whitlam.
J.T.: Jakie atrakcje zaplanowaliście na 23 września?
O. Stanisław: Wystawy o Koperniku w języku polskim („Ze wszech ksiąg najbardziej godna przeczytania… Wokół De revolutionibus Mikołaja Kopernika”) i angielskim (wystawa ogólna o Koperniku i jego osiągnięciach). Wykład „Między wiarą i nauką” ojca dr. Krzysztofa Sonka OP, który będzie chciał udowodnić, że religia nigdy nie była przeciw nauce, ale raczej zawsze ją wspierała. Pokaz astronomiczny połączony z pokazem robota Mikołaja Kopernika – jest to robot humanoidalny, który porozumiewa się ze światem za pomocą najpopularniejszego obecnie modelu językowego – GPT3 (Generative Pre-trained Transformer). Chat GPT (od listopada 2022 r. powszechnie dostępny online) oparty jest na 20 miliardach parametrów. Ten niesamowity pokaz Centrum Nauki Kopernik w Warszawie opracowało specjalnie dla Polaków z Melbourne. Podczas wydarzenia nie zabraknie także filmów animowanych o życiu i osiągnięciach Kopernika.
Dla maluchów będzie przygotowany kącik z grami i zabawami, a dla nieco starszych dzieci – konkurs plastyczny. Na autorów czterech najpiękniejszych i najbardziej ciekawych prac czekają cenne nagrody.
Na zakończenie wydarzenia rozlosowane zostaną nagrody w , a także będzie można wylicytować jedną z plansz wystawienniczych, na wydruk których otrzymaliśmy specjalną licencję.
W tym miejscu, chciałbym podziękować wszystkim sponsorom za hojność i wsparcie organizowanej przez nas imprezy.
J.T.: Gdzie i w jakich godzinach będzie odbywało się wydarzenie?
O. Stanisław: Sama impreza odbywać się będzie w Klubie Polskim w Albion w godzinach 14.00 – 18.00. Można jednak przyjść nieco wcześniej, aby zjeść obiad serwowany przez kuchnię Klubu.
W cenie biletu oferujemy kawę/herbatę, ciastko i upominek-gadżet. Bilety będzie można kupić w holu Klubu, tuż przed wydarzeniem. W tym samym miejscu będziemy sprzedawać dodatek „Kopernik nieznany” – pomocnik historyczny wydany przez redakcję czasopisma „Polityka”. Liczba egzemplarzy jest ograniczona, więc kto pierwszy ten lepszy!
J.T.: Kiedy powstał Dominikański Ośrodek Duszpasterski w Wiktorii?
O. Stanisław: Pierwszy dominikański ośrodek został założony w 1993 roku przez ojca Dominika Jałochę OP. Zbiegło się to w czasie z rejestracją Polish Association Hoppers Crossing, organizacji pod egidą której działała polska szkoła sobotnia (obecnie znana jako Polska Szkoła im. Świętego Jana Pawła II w Albion).
Oficjalna, prawna rejestracja ośrodka, jako organizacji pożytku publicznego (non-for-profit), dokonała się dopiero w lutym 2023 roku. Organizację założyłem głównie po to, aby móc legalnie kontynuować działalność ojców dominikanów w Melbourne. Nasza organizacja, składająca się obecnie z pięciu członków (trzech ojców dominikanów i dwóch osób świeckich), ma swój numer ABN, konto w banku i regulamin. Spotkania zarządu odbywają się regulanie.
J.T.: Jakie działania realizuje Ośrodek?
O. Stanisław: Mój poprzednik, ojciec Dominik Jałocha OP, przyczynił się do powstania szkoły polskiej, aby umożliwić dzieciom i młodzieży – stanowiącym wówczas dużą część polskiej społeczności – naukę języka i kultury Polski. Aktywnie działał na rzecz rozwoju szkolnictwa polonijnego w Melbourne.
Wraz ze swoim przyjazdem do Melbourne rozpocząłem nowy rodział naszej dominikańskiej posługi wśród Polonii. Moim celem jest dalsze rozwijanie wiedzy i potencjału intelektualnego u członków naszej polonijnej społeczności, zwłaszcza młodszej generacji Polaków urodzonych w Australii. Chciałbym rozwinąć współpracę z młodszym pokoleniem, które na co dzień może stroni od Kościoła. Dzięki różnym projektom i działaniom integracyjnym, chciałbym pokazać im, że religia nie przeszkadza w życiu, a jest jego uzupełnieniem. Wydarzeniem poświęconym Kopernikowi w 550. rocznicę jego urodzin chcę zainicjować cykl ciekawych spotkań i wykładów przybliżających m.in. znanych Polaków i ich dorobek intelektualny.
Chciałabym także zorganizować kurs biblijny dla tych, którzy nie mają czasu na czytanie Biblii. Przybliżyć np. ciekawsze fragmenty ze Starego Testamentu. Takie kursy realizowałem z powodzeniem w Japonii. Wielu Japończyków, nie zawsze praktykujących, chętnie na nie przychodziło i po prostu pokochało Biblię.
Mam też takie marzenie, aby zorganizować piknik polsko-japoński, przybliżający Polakom kulturę mieszkańców Kraju Kwitnącej Wiśni. Jako że dane było mi obcować z obiema kulturami, chcę być łącznikiem między naszymi społecznościami.
J.T.: Ojca posługa w Australii rozpoczęła się po koniec 2022 roku.
O. Stanisław: Tak. Chociaż plan przyjazdu do Australii, do pomocy choremu o. Dominikowi, pojawił się znacznie wcześniej, na antypody przyleciałem dopiero w listopadzie 2022 roku. Sześć miesięcy czekałem na uzyskanie wszystkich wymaganych do wniosku wizowego dokumentów, zwłaszcza na japońskie zaświadczenie o niekaralności. Nagła śmierć mojego poprzednika uniemożliwiła mu przekazanie mi spraw duszpasterkich realizowanych przez 30 lat jego pracy. Trochę czasu zabrało mi zorientowanie się, jak wyglądają sprawy. A także przymierzenie się do nowej roli – duszpasterza Polonii.
Rozpoczynając w grudniu swoją posługę, zostałem bardzo ciepło przyjęty przez Polonię. Zaraz po moim przyjeździe zaczynał się okres przedświąteczny, więc zostałem zaproszony na kilka spotkań opłatkowych. Była to świetna okazja, aby poznać ludzi. Akceptacja ze strony Polaków z ośrodków Sunshine i Yarraville zmotywowała mnie do większego zaangażowania się w rozwój tych społeczności.
J.T.: Od kiedy ojcowie dominikanie posługują na australijskiej ziemi?
O. Stanisław: Od początku lat 50. XX wieku. W latach 1951/2 przybyli tutaj pierwsi duszpasterze, w tym o. Chrostowski. Historię naszego zgromadzenia opisał Marian Kałuski w publikacji Polonia katolicka w Australii i działalność duszpasterska polskich dominikanów w Australii i Nowej Zelandii (Wyd. W drodze, Melbourne 2010).
J.T. Powróćmy jeszcze do nowo powstałego Dominikańskiego Ośrodka Duszpasterskiego w Wiktorii. Jak można wspierać Waszą działalność?
O. Stanisław: Biorąc udział w naszych wydarzeniach, kupując w kościołach w Sunshine i Yarraville bilety „Akcjonariusza Ośrodka Dominikańskiego” lub przekazując datki na konto bankowe Ośrodka (Polish Dominican Pastoral Centre in Victoria, Bendigo Bank, BSB 63 3000, Acc. No. 2044 40101). Za wszelki dar serca będziemy bardzo wdzięczni.
Odwiedź fanpejdż Polish Dominican Pastoral Centre Victoria INC na Facebooku.
J.T.: Cofnijmy się na chwilę w czasie. Kiedy pojawiła się w Ojca życiu myśl o pracy misyjnej?
O. Stanisław: Zacznę od tego, że przez dłuższy czas w ogóle nie interesowałem się kapłaństwem. Po szkole chciałem zostać tajnym agentem i walczyć z komunizmem. Przez co ja i moja rodzina mieliśmy problemy.
Później zdecydowałem się pójść inną ścieżką – aktorską. Pomimo tego, że dostałem się na Akademię Filmową w Łodzi, rzuciłem naukę, bo to, co tam zobaczyłem trochę mnie rozczarowało. Pełen rozterek, co mam zrobić ze swoim życiem, pojechałem na samotną wędrówkę w Tatry. Podczas jednej z wędrówek usłyszałem (jak Mojżesz) silny głos, że moja droga jest inna.
J.T.: Czy od razu wybrał Ojciec zakon dominikanów?
O. Stanisław: Nie. Szukałem odpowiedniego zakonu. Najpierw poszedłem do franciszkanów. Jednak w klasztorze nie podobały mi się ciasne cele i ciemne korytarze. U jezuitów odrzucił mnie sposób prowadzenia rozmowy przez przełożonego. Rozmawiał ze mną jak pan z ubecji, który często mnie przesłuchiwał, jak byłem młody.
Pod trzecim adresem, u ojców dominikanów na ulicy Stolarskiej w Krakowie, zostałem ciepło przyjęty. Na korytarzu spotkałem pewnego brata – może był już diakonem – który pochodził tak jak ja z Lublina. Okazało się, że grałem z jego siostrą w teatrze. To przypięczętowało moją decyzję, że chcę wstąpić to tego zakonu.
J.T.: Co jest szczególnego w zakonie dominikańskim?
O. Stanisław: Tradycją jest, że nasi bracia udają się do dużych miast i środowisk, aby szerzyć edukację i jako zakon kaznodziejski (łac. Ordo Praedicatorum) głosić Słowo Boże. Jako dominikanie istniejemy bardziej z duszpasterstw niż z regularnych parafii. Naszym zadaniem jest obserwacja świata. Odkrywanie, co jest potrzebne i jakie nowe środki są potrzebne, aby głosić Ewangelię. Dominikanie to pielęgnują i wychowują nas, abyśmy mogli sprostać temu zadaniu.
Zakon dominikański daje swobodę i wolność do dochodzenia do swojej duchowości, rozwijania się intelektualnego. Odkrywania tego, do czego ma się talenty. Nic nie jest narzucane z góry przez przełożonych, ale jest rozwijaniem indywidualnej ścieżki rozwoju danego kandydata a później kapłana. Ja wybrałem drogę misyjną.
J.T.: Czy Japonia była pierwszym miejscem Ojca posługi duszpasterskiej?
O. Stanisław: Tak. Po ukończeniu studiów filozoficzno-teologicznych w Krakowie, poprosiłem przełożonych o wysłanie mnie do Japonii, kraju którym interesowałem się od dawna. Aby móc tam wyjechać musiałem przenieść się do prowincji dominikańskiej w Kanadzie, gdzie przyjęto mnie bardzo życzliwie. Opłacono mi naukę języka japońskiego w jednej z najlepszych szkół w Tokio – The Naganuma School.
Poziom nauczania w tej szkole był bardzo wysoki. Nauczano japońskiego po japońsku, więc już na początku trzeba było znać podstawy alfabetu. Co tydzień odbywały się egzaminy ze znajomości kolejnej partii znaków (jap. Kanji). Byłem świadkiem, jak wielu amerykańskich czy europejskich studentów odpadało. Po dwóch latach nauki zostałem w klasie zaawansowanej z Chińczykami i Koreańczykami. Japoński system znaków jest bardzo skomplikowany. I choć języka mówionego można się dość szybko nauczyć, nauka czytania i pisania zabiera wiele lat.
I tutaj taka refleksja: Japończycy uważniej słuchają, bo swojego rozmówcę muszą wysłuchać do końca. Na końcu zdania jest bowiem czasownik, ważny dla zrozumienia kontekstu wypowiedzi. W Polsce ludzie często zadają pytania i „wyłączają się” ze słuchania. To jest niezwykle irytujące i świadczy o braku szacunku dla drugiego człowieka.
J.T.: W jaki sposób wyglądała Ojca praca wśród Japończyków?
O. Stanisław: Po roku nauki języka posłano mnie do przedszkoli prowadzonych przez zakon kanadyjskich dominikanów. Przebywając z dziećmi szlifowałem swój język i ewangelizowałem.
W Japonii prowadziłem także kursy o Biblii, które skrótowo i ciekawie przybliżały wiernym Słowo Boże, oraz zajęcia teatralne z pantomimy dla dzieci i młodzieży.
J.T.: Teatr jest jedną z wielkich Ojca pasji. Kiedy narodziło się to zainteresowanie?
O. Stanisław: Gdy miałem 14 lat zacząłem uczęszczać na zajęcia pantomimy do lubelskiego Teatru Wizji i Ruchu. Potem mieliśmy swój teatr. Z kolegą, który prowadził studencką grupę pantomimy na KUL-u współpracowałem ze słynną w swoim czasie Sceną Plastyczną Leszka Mądzika.
Zaś zainteresowanie japońskim teatrem Nō narodziło się podczas jednego z wyjazdów, do Monachium, gdzie po raz pierwszy w życiu miałem możliwość zobaczenia tej pięknej formy sztuki teatralnej. Teatr Nō to klasyczny dramat japoński, w maskach i kimonach, na specjalnej scenie, który ukształtował się na przełomie XIV i XV wieku. Jest to recytacja tekstu brzmiąca jak śpiew do podkładu muzycznego w wykonaniu trzech bębnów i fletu. Aktorzy poruszają się po specjalnej scenie według klasycznych wzorów.
J.T.: Pantomima kojarzy się raczej z czymś statycznym. Czym różni się od niej pantomima dynamiczna?
O. Stanisław: Pantomima dynamiczna wzbogacona jest o muzykę, światło, taniec nowoczesny, akrobatykę i balet. Popularyzatorem pantomimy dynamicznej w Polsce był Jerzy Leszczyński – lubelski scenarzysta, choreograf, reżyser i aktor, założyciel powstałego w Lublinie Teatru Wizji i Ruchu.
J.T.: Z jakich scenicznych przedsięwzięć jest Ojciec szczególnie dumny.
O. Stanisław: W latach 1980-1983 wystąpiłem w spektaklu „Burza” Williama Szekspira w reżyserii wspomnianego już Jerzego Leszczyńskiego. Przedstawienie, wykonane na dziedzińcu Zamku Lubelskiego przy muzyce Budki Suflera (obchodzącej wówczas 10-lecie pracy artystycznej), zebrało dużo pozytywnych recencji, również od sław reżyserskich takich jak Andrzej Wajda. Odbiorcy byli zachwycieni, że ruchem można wyrazić mistrza słowa.
Na KUL-u w przedstawieniu „Portret Doriana Graya” Oscara Wilde’a zagrałem rolę hrabiego Henryka, a w pantomimie przy Lubelskim Domu Kultury w przedstawieniu „Zagłada Pompei” zagrałem wulkan Wezuwiusz. Był to taniec choreograficznie przygotowany przeze mnie.
Wraz z japońską młodzieżą wystawiliśmy kilka przedstawień, w tym drogę krzyżową pt. „Love Story” – dynamiczną pantomimę rozegraną na otwartej przestrzeni z wykorzystaniem piosenek z „Titanica” i muzyki elektronicznej. Młodzież tańczyła i poruszała się, a narrator czyta teksty/opowieść.
Przyczyniłem się także do przetłumaczenia tekstu z Pisma św. na język Nō i wystawienia w Japonii sztuki „Zmartwychwstanie”, napisanej przez jednego japońskiego księdza – również pasjonata teatru Nō. Inicjatywę tę zrealizowałem we współpracy z mistrzem, który uczył mnie teatru Nō i wystawiłem w dwóch kościołach katolickich w Tokyo. Jednak większym wydarzeniem okazało się wystawienie tej sztuki przez profesjonalnych aktorów, ubranych w tradycyjne kimona, na starej scenie teatru Nō przy świątyni buddyjskiej w Kioto. Tematem przewodnim sztuki zatytułowanej „Tańcząca Magdalena w czerwieni” był fragment ewangelii opisujący spotkanie Marii Magdaleny z Panem Jezusem po Jego zmartwychwstaniu. Spektakl ten odbył się w ramach działań prowadzonych na rzecz dialogu między Biblią a dramatem Nō.
J.T.: W Japoni posługiwał Ojciec blisko 29 lat. Jakie różnice kulturowe były najbardziej zauważalne?
O. Stanisław: Sposób postrzegania człowieka. W zachodnim świecie kultura jest nastawiona na indywidualizm, co trochę popycha nas w stronę egoizmu. W Japonii ważny jest drugi człowiek. Wszechobecna jest wrażliwość na inność, na potrzeby drugiego człowieka. Tę postawę widać szczególnie po wielkich kataklizmach (trzęsieniach ziemi, tajfunach), które często nawiedzają Japonię. Widziałem osobiście, jak ludzie z oddaniem pomagali sobie po wielkim kataklizmie i tragicznej katastrofie elektrowni jądrowej Fukushima Nr 1 w 2011 roku. Kto mógł i miał pieniądze to uciekł stamtąd. Pozostali tylko starsi ludzie. Trudne warunki. Temperatury minusowe. Współpraca międzyludzka była naprawdę wspaniała.
Inny wyraz troski o drugiego człowieka to m.in. dbanie o przestrzeń publiczną. Sprzątanie przed domem, aby przechodniowi było miło, czy też sprzątnie… stadionu piłkarskiego. Na mistrzostwach świata w piłce nożnej w Katarze, japońscy kibice posprzątali stadion po meczu Niemcy–Japonia. Ludzie pytali się po co. To przecież zadanie służb porządkowych. Japońskie przysłowie mówi jednak: „Muszę zostawić miejsce, w którym jestem czyściejszym niż było”. Dbanie o drugiego człowieka i o swój kraj, jego postrzeganie przez innych, to wyraz patriotyzmu Japończyków.
Dążenie do prawdy w harmonii to kolejna znacząca różnica. W języku japońskim nie ma wulgaryzmów, zatem przekaz jest pozbawiony negatywnego ładunku emocjonalnego. Liczą się merytoryczne argumenty, a nie walka i oskarżanie.
Nie mogę nie wspomnieć o pracowitości i odpowiedzialności. Japończycy od dziecka uczeni są tych wartości. Dzięki ogromnej pracowitości wielu pokoleń, pomimo licznych ograniczeń (np. wulkaniczna ziemia niezdatna do uprawy), kraj ten wspaniale rozwinął się gospodarczo i jest pionierem w wielu dziedzinach przemysłu. Pod koniec XIX wieku japoński cesarz postawił na naukę. Wysyłał Japończyków do Stanów Zjednoczonych i Niemiec, aby zdobywali wiedzę o nowych technologiach i mogli wdrażać ją w kraju. Jak zauważali obserwatorzy, Japończycy „z konia przesiedli się na wyścigowy samochód”.
Choć materializm coraz bardziej przebija się we współczesnej kulturze japońskiej, dla wielu Japończyków ważne są wciąż wartości niematerialne. Chociażby mądre pomaganie. Proszone o pomoc japońskie firmy chcą dzielić się swoją wiedzą i umiejętnościami, a nie uzależniać innych od pomocy materialnej. Znane są w historii przykłady, że Japończycy uczyli nawadniać ziemię w Afryce, czy też zmieniać prąd rzeki w Mongolii, aby doprowadzić wodę do wioski.
Wykład ojca Stanisława pt. „Różnice kulturowe między Japonią a Europą okiem misjonarza” na Uniwersytecie Trzeciego Wieku – spotkanie obejrzysz TUTAJ.
J.T.: Czy zatem w japońskej kuturze jest coś nieperfekcyjnego?
O. Stanisław: Owszem. Samo dążenie do perfekcji może być szkodliwe, wręcz zabójcze. Wiele osób, które nie poradziło sobie w życiu, nie osiągnęło tego, co chciało, popada w uzależnienia (np. alkoholizm) i doświadcza bezdomności. I choć na pierwszy rzut oka nie widać osób bezdomnych na ulicach, w rzeczywistości jest to dość duży problem.
W Japonii sporo ludzi jest samotnych. Istnieje nawet w psychologii pojęcie hikikomori, czyli syndromu wycofania społecznego, na które cierpią zarówno ludzie młodzi (zamykający się w swoich pokojach i unikający chodzenia do szkoły), jak i starsi. Schorzenie to prowadzi często do depresji, a nawet samobójstw.
J.T.: Jak liczna jest społeczność chrześcijańska w Japonii?
O. Stanisław: Chrześcijaństwo nigdy nie przebiło się ponad 1%. Różne są tego przyczyny. Może dlatego, że buddyzm – bazujący na podobnych wartościach (m.in. obrony słabszego, pomagania biednemu) – wszedł Japonii nieco wcześniej.
Może też dlatego, że dla Japończyków ważna jest przejrzystość działań. Jakiekolwiek biznesy, które Kościół, jak i powiązane z nim organizacje i firmy, robili na przestrzeni wieków, zaburzyły prawdziwy sens pracy misyjnej. Pomimo fal nawróceń, do których przyczynili się wielcy misjonarze tacy jak Franciszek Ksawery (XVI w.) czy św. Maksymilian Maria Kolbe (XX w.), nie udało się zachować nieskazitelnego obrazu chrześcijaństwa i zakotwiczyć go wśród Japończyków. W ramach ochrony kraju, szoguni zablokowali napływ obcych kultur do Japonii, wyrzucając obcych i zamykając Japonię na prawie 300 lat.
W większości Japończycy nie są osobami religijnymi. Religia w żadnej formie nie jest obecna w szkołach czy na uczelniach. Jedynie w szkołach katolickich i protestanckich jest katecheza. Z racji na fakt, że w Japonii działa dużo sekt (w Tokio jest zarejestrowanych najwięcej religii z całego świata niż w innych wielkich miastach), mieszkańcy tego kraju są raczej sceptyczni wobec religii. Przyczyniają się do tego m.in. wyłudzenia pieniędzy czy jak 20 lat temu próba użycia gazu sarin w Tokio.
J.T.: Prowadzi Ojciec na YouTubie kanał przybliżający Japończykom polską kulturę i tradycje. Skąd pomysł na takie działałanie?
O. Stanisław: Gdy w połowie pandemii opuszczałem Japonię, udając się na urlop do Polski – ale też w przekonaniu, że raczej już nie wrócę – znajomi Japończycy poprosili mnie o założenie na YouTubie kanału z filmami o Polsce (@StanislawLigeza). W krótkich filmach przedstawiam różne aspekty życia w Polsce, elementy tradycji, jak i wyjątkowe miejsca. Mam nadzieję, że do nagrywania filmów jeszcze powrócę. Obecnie jednak pochłaniają mnie inne tematy związane z moją obecną pracą duszpasterską na rzecz melbourneńskiej Polonii.
J.T.: Czego nauczyła Ojca Japonia i Japończycy?
O. Stanisław: Szanowania pracy i czasu oraz odpowiedzialności za to, co robię. Sztuki dialogu i otwarcia na inną kulturę. Cierpliwości w nauce nowych umiejętności i dochodzenia do perfekcji w tym, co się robi, w swoim fachu.
Pierwszy przykład: gdy rozpoczynałem naukę teatru Nō w jednej ze szkół, to zaczynałem od sprzątania sali, w której się ćwiczyło specjalne chodzenie po scenie. To proste zadanie miało nauczyć mnie cierpliwości w procesie uczenia się i pokazać moim mistrzom, jak bardzo wytrwałym jestem uczniem.
Drugi przykład: pamiętam, jak uczyłem się ikebany, japońskiej sztuki układania kwiatów. Na 80-lecie szkoły Ikebana Sogetsu w Fukushimie, do której uczęszczałem, przygotowałem kompozycję w technice ikebany nowoczesnej, Sōgetsu-ryū. Moja praca zatytułowana „Zmartwychwstanie” (jap. Fukkatsu) została pozytywnie oceniona przez jurorów, przybyłych na tę okoliczność specjalnie z Tokio, i zakwalifikowała się na wystawę prezentującą kompozycje 300 adeptów ikebany. Było to dla mnie, jako obcokrajowca, duże wyróżnienie. Zwłaszcza, że w rywalizacji odpadła połowa uczestników, a moja praca zakwalifikowała się na wystawę bez żadnych poprawek (tj. przycięć). Moją kompozycję pokazano nawet w lokalnych wiadomościach telewizyjnych.
Jak mówi japońskie przysłowie: „Aby coś osiągnąć, potrzeba trzech lat siedzenia na kamieniu”. Aby np. przygotować kompozycję kwiatową, która miałaby nie tylko odpowiedni kształ, ale także wystarczającą ilość wody na 6 dni wystawy, trzeba niewątpliwie zdobyć odpowiednią wiedzę i umiejętności.
J.T.: Jakich wartości my, Polacy możemy się nauczyć od Japończyków?
O. Stanisław: Uważności na drugiego człowieka. Japończycy najpierw wnikliwie obserwują człowieka, aby dowiedzieć się, co go motywuje, jak zabiera się za pracę i jak ją później realizuje, czy się stara dobrze zrealizować dane zadanie. Nie komentują, po prostu obserwują, bo to daje im szersze rozeznanie.
Zaangażowania w to, co się robi. Nawet jeśli jeszcze nie przynosi to spektakularnych efektów. Dochodzenia małymi krokami do perfekcji.
Tzw. japońskiego planowania, na którym wzorują się obecnie wielkie, światowe firmy. Planowanie, które do minimum ogranicza „fuszerki”, a przybliża do osiągnięcia sukcesu. Japończycy z założenia robią coś nie tylko dla siebie, ale przede wszystkim dla innych. Dlatego musi być to przemyślane, dobre, praktyczne i funkcjonalne.
J.T.: A jest coś, czym Polacy imponują Japończykom? Czego mogliby się od nas nauczyć?
O. Stanisław: Od lat niezmiennym faktem jest miłość Japończyków do muzyki Fryderyka Chopina. Prawdopodobnie smutek i melancholia, zawarte w jego utworach, są czymś wspólnym dla naszych kultur.
Polska bardzo urosła w oczach Japończyków, gdy w wyniku konfliktu zbrojnego na Ukrainie przyjęła blisko 2 miliony uchodźców. Japonia była dumna z przyjęcia 10 ukraińskich rodzin, dopóki nie dowiedziała się, że Polacy przyjęli ich całe rzesze. Nie raz otrzymywałem pytania, czy nie baliśmy się obcych ludzi. Czy zastanawialiśmy się, co się stanie, jak pojawią się jakieś problemy. Odpowiadałem, że w tej sytuacji ryzyko nie miało nic do powiedzenia, bo Polacy mają otwarte serca. A co będzie, to się zobaczy. Myślę, że ta altruistyczna postawa Polaków pokazała Japończykom, czym jest prawdziwy duch chrześcijaństwa.
Jak japoński sportowiec przegra rywalizację medalową to płacze i publicznie przeprasza, że zawiódł swoich rodaków. Polacy tyle lat przegrywają w piłkę nożną, ale nie poddają się. Jadą na wszystkie mistrzostwa i próbują na nowo.
Japończycy wspaniale planują, ale unikają podejmowania ryzyka. W zasadzie pojęcie ryzyka w ich kulturze nie istnieje. I tego myślę mogliby się od nas nauczyć.
J.T.: Dziękuję za rozmowę.
O. Stanisław Ligęza OP – dominikanin, duszpasterz Polonii melbourneńskiej, wieloletni misjonarz w Japonii, z zamiłowania aktor. Urodził się w 1965 roku w Lublinie. Od dziecka interesował się teatrem i pantomimą. Członek lubelskich teatrów: Teatru Wizji i Ruchu oraz Studenckiego Teatru Pantomimy na KUL-u i Teatru Pantomimy przy Lubelskim Domu Kultury. W 1984 roku wstąpił do zakonu ojców dominikanów. Studia filozoficzno-teologiczne ukończył w roku 1991. W latach 1992–2022 przebywał na misjach w Japonii (m.in. w Tokio, Kioto, Nihonmatsu, Koriyama, Hanno, Chichibu, Ota, Fukushimie). W ramach pracy duszpasterskiej m.in. nauczał w przedszkolach prowadzonych przez kanadyjską prowincję ojców dominikanów oraz w szkole katolickiej w Koriyama, prowadził kursy biblijne oraz zajęcia teatralne dla młodzieży. Reżyser kilku przedstawień pantomimy japońskiej, w tym drogi krzyżowej zatytułowanej „Love story”. Prowadzi kanał na YouTubie przybliżający Japończykom Polskę. W listopadzie przybył do Melbourne, aby posługiwał wśród Polonii mieszkającej w zachodnich dzielnicach Melbourne (Sunshine, Yarraville). Prezes Dominikańskiego Ośrodka Duszpasterskiego w Wiktorii (od 2023).
Zdjęcia zamieszczone w wywiadzie są własnością o. Stanisława Ligęzy OP.
Wywiad ,,O obchodach 550-lecia urodzin Kopernika, Japonii i pasji teatralnej – rozmowa z ojcem Stanisławem Ligęzą OP” jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 4.0 Międzynarodowa. Pewne prawa zastrzeżone na rzecz Portal Polonii w Wiktorii (tekst), Federacji Polskich Organizaji w Wiktorii (tekst), Justyny Tarnowskiej (tekst) i o. Stanisława Ligęzy OP (zdjęcia). Utwór powstał w ramach zlecania przez Kancelarię Prezesa Rady Ministrów zadań w zakresie wsparcia Polonii i Polaków za granicą w 2023 roku. Zezwala się na dowolne wykorzystanie utworu, pod warunkiem zachowania ww. informacji, w tym informacji o stosowanej licencji i o posiadaczach praw.